[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wzięli nasze krzesło - wyszeptał Drago prosto w jej ucho.
Był tak wspaniale ciepły. Anna zamknęła oczy i zapomniała o bliskim
niebezpieczeństwie. Ramiona Draga otaczały ją, głowa spoczywała przy jej szyi. Czuła w
swoim ciele rozchodzącą się słodką, niecierpliwą falę gorąca.
Przekręciła nieznacznie głowę i ucałowała skroń ukochanego, nie mogła się przed tym
powstrzymać.
Drago przytulił ją mocniej, lecz się nie poruszył.
Nieoczekiwanie spotkanie na dole skończyło się, co obudziło w nich nadzieję. Jednak
mężczyzni zeszli tylko na parter i tam zostali. Ich głosy dochodziły jak odległy pomruk.
- O, nie! - wyszeptał Drago. - Oni chyba chcą tu przenocować!
- Przecież zeszli na dół!
- Nie byliśmy we wszystkich pomieszczeniach. Może znalezli tam coś znośnego.
Anna westchnęła ciężko.
- Niewygodnie ci? - spytał.
- Nie, nie, jest mi bardzo dobrze - wyszeptała w odpowiedzi. - Gdyby jeszcze nie ci
głupcy tam na dole!
- Nie słyszą nas teraz, nie myśl o nich!
Leżeli bez ruchu bardzo długo, aż w domu zapanował spokój.
- Zpią już - wyszeptała Anna.
- Na pewno ktoÅ› stoi na warcie.
Mijał czas. Anna nie wiedziała, czy to minuty, czy godziny. Pewnie godziny,
zgadywała. Niepokój ciała nie chciał zniknąć, nadal nie mogła zasnąć.
Drago też czuwał. Jego dłonie przesuwały się powoli po jej ramionach. Czasami jego
usta muskały jej skórę.
Uniósł głowę i spojrzał na Annę.
- Te twoje jasne włosy - wyszeptał i dotknął ich czubkami palców. - Widać je w
ciemności. Chyba zaczyna świtać.
Przechyliła głowę do tyłu i spojrzała przez otwór.
- Tak. Jest już jaśniej.
Jego palce zsunęły się niżej i dotknęły lekko jej ust.
- W czasie mojej samotności marzyłem o kimś takim. Ale nie aż tak pięknym, jasnym,
delikatnym, i nie o takim porozumieniu z inną istotą. Anno - jęknął nagle - Anno, moja miłość
do ciebie sprawia mi udrękę, ja...
Jego głos przeszedł w szloch pełen rozpaczy, dłonie ściskały jej ramiona aż do bólu.
Anna zamknęła oczy, aby nie widzieć, jak ściany nad nią zaczynają wirować, i odpowiedziała
na żar, z jakim jego usta szukały jej ust. Dłonie na oślep błądziły po jej ciele i Anna
wyszeptała przerażona:
- Oszalałeś...?
Ale jej niepokój zmienił się w tęsknotę nie do zniesienia i gdy nieskończenie
delikatnie uwalniał ją z ubrań, pomogła mu. Miał gorące dłonie, był zdyszany i cały drżał. Ale
gdy ich ciała się zetknęły, pomyślała, omdlewając ze szczęścia: Nie boję się! To jest dobre,
szczere i naturalne. Jestem szczęśliwa! Również ja, wyklęta Anna Wardelius, mogę uczynić
mężczyznę, którego kocham, szczęśliwym. Mężczyznę żyjącego w samotności dłużej niż ja.
Tak, dla Draga lata samotności były zakończone. Znalazł wreszcie osobę, za którą
tęsknił. Człowieka, który byłby blisko, któremu mógłby ofiarować całą swą miłość, przyjazń i
opiekÄ™.
STEFAN Z CZARNOGÓRY
Zwitało.
Milovan umieścił Deborę w jednym z gospodarstw poza murami klasztoru. Sam był
tak zmęczony, że zakonnicy z łatwością namówili go na kilka godzin odpoczynku. Zdołał
jeszcze wysłać kogoś do Stefana z Czarnogóry z wiadomością o trudnym położeniu swoich
przyjaciół. To właśnie Stefan dowodził potyczką w dolinie, którą przyszli.
Kiedy Milovan zajrzał do stajni mieszczącej się po zewnętrznej stronie murów
klasztoru, odkrył, że zniknęły dwa z ich osłów, a wraz z nimi skrzynia z najcenniejszymi
rzeczami rodu książęcego. W nocy zdjął tylko z grzbietów zwierząt bagaże i schował je pod
pustymi workami. Potem poszedł spać.
Pełen wyrzutów sumienia, oskarżał się teraz o brak rozsądku.
Kilka godzin pózniej spotkał przybranego ojca. Stefan z Czarnogóry siedział na
zboczu w kręgu swoich ludzi, jedząc i pijąc. Mieli powód do świętowana!
Przywódca podniósł się na widok Milovana. Był przystojnym mężczyzną o
stalowoszarej brodzie, zmierzwionych i nieco przerzedzonych włosach. Na jego twarzy
zaznaczyły swój ślad pogoda, wiatr, słońce i prawdopodobnie inne czynniki, o których nie
należało wspominać... Stefan powitał syna szerokim uśmiechem. Milovan poprosił go o
rozmowę, odeszli więc nieco na bok. Chłopak szczerze opowiedział o wszystkim, co się
zdarzyło.
Stefan Branković słuchał go w milczeniu. Siedział, odwijając długi bandaż z
opatrunku na nodze. Wreszcie powiedział:
- Twoją wiadomość otrzymałem, ale nie widzieliśmy ani kobiety, ani mężczyzny, który
jej szukał, ani tego weneckiego zdrajcy. Turcy albo polegli, albo uciekli, w dolinie ich już nie
ma.
Milovan spojrzał z przerażeniem na rany, które ukazały się spod bandaża.
- Ależ ojcze! Skąd te rany?
- Te tutaj? - spytał Stefan szorstko. - Znikąd. To rany z tych moich przeklętych
żylaków. Ale powiedz mi, synu... Na ile to jest poważne, z tą młodą Deborą?
Chłopiec wyprostował się.
- Zrobię tak, jak mówi Anna, ona jest mądra. Wrócę do klasztoru i spróbuję
zapomnieć.
Stefan położył dłoń na jego ramieniu.
- Jeśli jednak nie zdołasz zapomnieć... Pamiętaj, że nie będę miał do ciebie żalu. Sam
tylko na krótko spróbowałem klasztornego życia. Ja miałbym cię osądzać? Musimy również
pamiętać o tych, którzy pozostają, i uczynić wszystko, aby nie sprawić im bólu. %7łycie w
klasztorze nie może być przejawem egoizmu. Nasze wyrzeczenia może być równocześnie
krzywdÄ… dla innych.
- Jesteś tak samo mądry jak Anna - rozjaśnił się w uśmiechu Milovan. - Znajdz ją, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl