[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Choćby życiem miał przypłacić, nie pozwoli, by kto inny żegnać miał uwielbianą postać na
wieczność. Obojętne mu się stało niezadowolenie biskupa, wybył się wszczepionych przezeń
wątpliwości. Przez zamknięte powieki widzi obraz rycerza. Nie masz na nim cienia, jeno
samo światło.
Kanonik Adam podniósł powieki i przybladł. Nadal widzi tę postać nad ołtarzem,
wśród jego blasków. Któż godniejszy tam pozostać?
Drgnął i obudził się z zachwycenia. Z wieży na skrzyżowaniu nawy i transeptu
zajęczał dzwon. Potem przez otwarte podwoje od strony ulicy Braci Bosych wraz ze szmerem
tłumu i szuraniem nóg po kamiennej posadzce wpadły do wnętrza dzwięki dzwonów katedry,
Dominikanów, Zwiętego Krzyża, Zwiętych Jana, Macieja i Szczepana i rozszlochało się nimi
całe załzawione w listopadowym dżdżu miasto.
Pachołkowie miejscy i kasztelańscy odgarniali tłum od kościoła, by uczynić miejsce
dla Rady i Aawy cechów i bractw z chorągwiami i odznakami, które stawały na Psim Rynku i
przed dworcem biskupim wzdłuż cmentarnego muru, pozostawiając przejście od strony
WWZwiętych, którędy ciągnęli już do świątyni dostojnicy: kościelni, z arcybiskupem
gnieznieńskim Wojciechem Jastrzębcem, i świeccy, z Janem Leliwą z Tarnowa na czele.
Stalle i nawy wypełniały się szybko najprzedniejszymi mężami królestwa, przybyłymi nieraz
z dalekich stron, by oddać hołd temu, któremu nikt nie oddał ostatniej posługi. Tłum, głowa
przy głowie, wypełnił już kościół, jeno klęcznik w nogach mar i miejsce na podwyższeniu po
prawej stronie ołtarza były jeszcze wolne. Dzwony umilkły, szepty i szmer kroków ucichły i
22
Tekst współczesnej elegii Adama Zwinki na śmierć Zawiszy (wg Długosza) w przekładzie autora w aneksie.
kościół zaległa cisza oczekiwania, której nie zmąciły lekkie kroki od wejścia. Niewieścia
postać w czarnych, powłóczystych szatach przyklękła koło mar, twarz ukrywając w dłoniach.
Oczy kanonika ze współczuciem spoczęły na pochylonej głowie Barbary. Nawet
wdowich łez wypłakać nie może nad zwłokami umiłowanego, ni żywić nadziei, że choć po
śmierci na zawsze spocznie koło niego. W ciszy dzwiękliwie zabrzmiał stukot podkutych
kopyt końskich po kamiennej posadzce, budząc echa. Szymon Szczecina wiódł karego
rumaka, przybranego w blachy jak do boju, z narzuconym na nie purpurowym kropierzem,
sięgającym niemal do ziemi. Za nim szedł brat poległego, Farurej, w pełnej zbroi, jeno bez
hełmu na głowie, z obciętymi na znak żałoby włosami, wiodąc za rękę najmłodszego
bratanka, imiennika poległego, oraz bratanicę Barbarę. Dwaj starsi synowie, spore już
wyrostki, postępowali za nimi i wszyscy zatrzymali się za klęczącą wdową. Nie podniosła
głowy, nawet gdy u wejścia znowu rozległ się szmer licznych kroków, a przez kościół
przeleciał szelest powstających i szept:
- Król&
Jagiełło szedł w otoczeniu czarno przybranych dworzan, sam tylko w płaszczu z
szarego aksamitu, podbitym barankiem narzuconym na sięgającą do kolan obcisłą szatę z
żółtego sukna flamandzkiego, spiętą z przodu guzami i przepasaną w biodrach pasem z
klamer. Przechodząc koło wdowy pochylił z lekka siwą, łysiejącą głowę, a na jego chudą,
smagłą, pokrytą siecią zmarszczek twarz wybiegł lekki rumieniec. Może wywołało go
wspomnienie krzywdy, jaką wyrządził zasłużonemu jej stryjowi. A może pomyślał, że w
swym długim, burzliwym życiu nieraz zmuszony był do postępków, które nie zyskałyby
pochwały Zawiszy.
Szybkim choć chwiejnym, starczym krokiem Jagiełło przeszedł między szeregami
dostojników i wstąpiwszy na podwyższenie, ciężko opuścił się na ustawionym przed tronem
klęcznik. Czarnymi, małymi oczyma niespokojnie wodził po przeciwległej ścianie, jakby
oglądając tablice nagrobne Femki Borkowej, błogosławionej Salomei, i zatrzymawszy
spojrzenie na nagrobku Bolesława Wstydliwego opuścił oczy. I on nieraz wstydził się w
życiu. Nierycerskie były sposoby, którymi walczył. Aleć i przeciw niemu nie po rycersku
walczono. Nie mógł postępować inaczej. A jednak wobec cieniów zmarłego ogarniał go jakby
żal, że nie dane mu było jak Zawisza spędzić żywota. Pochylił pokornie głowę i zatopił się w
modlitwie. Modlił się, by Bóg choć synaczkowi jego pozwolił być prawdziwie
chrześcijańskim rycerzem. Nie podniósł głowy, gdy arcybiskup skończył nabożeństwo i
pobłogosławiwszy mary i obecnych usiadł w stallach, a wśród żałobnych pień łamano z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]