[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przewlekłszy kolejny kawałek cienkiej katgutowej nici przez trzymaną w ręku zakrzywioną igłę,
uzdrowiciel pochylił się i przebił ciało nad prawym okiem Darricka. Mężczyzna nie ruszył się, nawet
nie mrugnął.
— Na pewno nie chcesz nic przeciw bólowi? — spytał uzdrowiciel.
— Na pewno. — Darrick nie myślał o bólu, umieścił go w tej samej części umysłu, którą wybu-
dował wiele lat wcześniej, by poradzić sobie z piekłem, w którym umieścił go ojciec. To szczególne
236
miejsce mogło znieść dużo więcej niż tylko niewygodę, jaką były działania uzdrowiciela. — Czy
kapitan wie?
Maldrin westchnął.
— Że wdałeś się w kolejną bójkę i zdemolowałeś kolejną tawernę? Ano, wie, szefie. Caron tam
poszedł, żeby dowiedzieć się o zniszczenia i ile masz zapłacić. Tyle teraz za to płacisz, że naprawdę
nie wiem, skąd masz grosiwo na picie.
— Nie zacząłem tej bójki — powiedział Darrick, ale nie zabrzmiał zbyt przekonywująco, ponie-
waż tej samej wymówki używał już od tygodni.
— Tak mówisz — zgodził się Maldrin. — Ale kapitan słyszał od tuzina ludzi, że nie wyszedłeś,
kiedy miałeś okazję.
Głos Darricka stwardniał.
— Ja nie odchodzę, Maldrin. I bądź cholernie pewien, że nie uciekam przed kłopotami.
— A powinieneś.
— Czy kiedykolwiek wycofałem się z walki? — Darrick wiedział, że w rzeczywistości sam chce
zobaczyć wydarzenia tej nocy w odpowiedniej perspektywie. Coraz bardziej starał się znaleźć jakieś
uzasadnienie dla aktów przemocy, w jakie ciągle wplątywał się na lądzie.
237
— Z walki? — powiedział Maldrin, zaplatając grube ramiona na szerokiej piersi. — Nie, nie wi-
działem, żebyś wycofał się z działania, jak już się razem do tego zabraliśmy. Ale musisz się nauczyć,
jak zmniejszać straty. Te bzdury, które ludzie mówią w tych spelunach, co to je odwiedzasz. . . o to
nie ma się co bić. Wiesz równie dobrze, jak ja, że marynarz wybiera, kiedy walczy. Ale ty, szefie, na
Światłość, walczysz, żeby walczyć.
Darrick zaniknął zdrowe oko. Drugie było zapuchnięte i zakrwawione. Tamten marynarz, z któ-
rym walczył w „Tłustym Węgorzu Gargana”, miał zaczarowaną broń i zaczął działać wcześniej, niż
spodziewał się Darrick.
— W ile bójek się wdałeś w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, szefie? — spytał cicho Maldrin.
Darrick zawahał się.
— Nie wiem.
— Siedemnaście — odpowiedział Maldrin. — Siedemnaście bójek. Wszystkie częściowo albo
w całości wywołane przez ciebie.
Darrick poczuł napięcie w najnowszym szwie, gdy uzdrowiciel skończył szycie.
— Światłość musi cię lubić, tyle ci powiem — stwierdził Maldrin — bo jeszcze nikt nie zginął.
A i ty nadal żyjesz.
— Byłem ostrożny — stwierdził Darrick i od razu pożałował tego usprawiedliwienia.
238
— Ostrożny człowiek, szefie — sprzeciwił się Maldrin — nigdy by się nie wpakował w takie
kłopoty. Niech to diabli, jak ktoś ma trochę oleju w tej cholernej makówce, to w ogóle nie zagląda
do takich spelun. I na tym polega problem.
Darrick zgodził się w milczeniu. Ale zapowiedź kłopotów właśnie przyciągała go do takich
miejsc. Kiedy walczył, nie myślał, a nie musiał milczeć zbyt długo ani zbyt często, gdy pił i czekał
na kogoś, z kim można wdać się w bójkę.
Uzdrowiciel przygotował kolejny szew.
— Szefie — powiedział cicho Maldrin — kapitan Tollifer docenia wszystko, co zrobiłeś. I nie
zapomni o tym. Ale jest dumnym człowiekiem i nie bardzo mu się podoba, że w tych trudnych
czasach musi się jeszcze zajmować jednym ze swoich ludzi, który ciągle się bije. I chyba wcale nie
muszę ci o tym mówić.
Darrick zgodził się.
— Potrzebujesz pomocy, szefie — powiedział Maldrin. — Kapitan to wie. Ja to wiem. Załoga to
wie. Chyba tylko ty jesteś przekonany, że jej nie potrzebujesz.
Uzdrowiciel podniósł z kolan ręcznik, starł delikatnie krew z oka Darricka, polał ranę świeżą
słoną wodą i zabrał się za ostami szew.
— Nie ty jeden straciłeś przyjaciela — wychrypiał Maldrin.
239
— Nigdy tak nie mówiłem.
— A ja — ciągnął Maldrin, jakby nie słyszał Darricka — zaraz stracę dwóch. Nie chcę, żebyś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]