[ Pobierz całość w formacie PDF ]

* * *
Zdyszany, z obolałymi łydkami, Laney wyszedł z Groty. Zobaczył nieokreślo-
nej wielkości pomieszczenie z czarnymi ścianami, niebieskim światłem i filarami
złoconych wsporników. Po freskach chemicznie zamrożonych szczyn  Western
World rozczarowywał. Wybebeszone biuro wyposażone w nie dopasowane kana-
py i niepozorny bar. Na samym środku dostrzegł jakiś ogromny kształt. Zamrugał
oczami. Czołg. Amerykański, pomyślał. Stary.
 Jak oni go tu wciągnęli?  zapytał Arleigh, która oddawała komuś czarny
płaszczyk. I dlaczego nie zarwała się podłoga?, zastanowił się.
 %7ływica  wyjaśniła.  To rzezba skorupowa. Stereolitografia. Typowa
dla otaku: przynieśli go w kawałkach i skleili na miejscu.
Blackwell też zdjął swoją pelerynę, ukazując coś w rodzaju marynarki, ale
z materiału przypominającego lekko zaśniedziałe aluminium. Czymkolwiek była
ta tkanina, wystarczyłoby jej na nakrycie podwójnego łóżka. Zwinnie i stanowczo
parł naprzód przez labirynt kanap i niskich stolików, a Arleigh i Laney szli jego
śladem.
 To Sherman  powiedział Laney, przypomniawszy sobie CD-ROM z Ga-
inesville, ten o historii pojazdów opancerzonych.
Arleigh jakby go nie słyszała. Zapewne nigdy nie korzystała z CD-ROM-u.
W stanowym sierocińcu człowiek zaznajamia się z przestarzałymi platformami
sprzętowymi.
Jeśli Arleigh miała rację i  Western World utrzymywano jako rodzaj atrakcji
turystycznej, to ciekawe, jak wyglądał tłum, który przesiadywał tu dawniej, kiedy
126
chodniki na dole przykrywała sześciostopowa warstwa potłuczonego szkła.
Teraz ci ludzie na kanapach, skuleni nad stoliczkami, na których stały ich drin-
ki, nie przypominali żadnego z tych tłumów, które dotychczas widział w Tokio.
Wyczuwał w nich pewne napięcie. Dłuższy kontakt wzrokowy mógłby okazać się
interesujący w niektórych przypadkach, a niebezpieczny w innych. Odniósł wra-
żenie, że łączna masa ludzkiej tkanki nerwowej w tym pomieszczeniu zawiera
kilka dość niezwykłych składników. A może warunkiem wpuszczenia do klubu
była nieruchoma twarz i przenikliwe spojrzenie?
 Laney  powiedział Blackwell, kładąc mu dłoń na ramieniu i obracając
go w kierunku pary wąskich zielonych oczu  to jest Rez. Rez, to Colin Laney.
Pracuje z Arleigh.
 Witaj w  Western Worldzie  rzekł tamten z uśmiechem i przesunął spoj-
rzenie na Arleigh.  . . . bry wieczór, pani McCrae.
Laney doznał czegoś, co znał ze spotkań z osobistościami podczas pracy
w Slitscanie: tego binarnego migotania myśli między obrazem i rzeczywistością,
twarzą z mediów a widzianą przed sobą. Zauważył, że przeskoki następowały co-
raz szybciej, aż przestały być dostrzegalne, dając w rezultacie nowy obraz danej
osoby. (Ktoś w Slitscanie powiedział mu, że zostało medycznie udowodnione,
iż za rozpoznawanie osobistości odpowiada jeden specyficzny obszar mózgu, ale
Laney nie był pewny, czy to nie żart).
Tamci byli oswojonymi osobistościami, z którymi Kathy robiła, co chciała.
W budynku (ale nigdy w Klatce) obnażała przeróżne aspekty ich życia, ujawniała
zawarte przez nich umowy. Jednak Rez był nie oswojony i na swój sposób znacz-
nie większy od tamtych, chociaż Laney słyszał o nim tylko dlatego, że Kathy tak
bardzo nienawidziła piosenkarza.
Rez objął ramieniem Arleigh, drugą ręką machając na kogoś skrytego w cieniu
za Shermanem i mówiąc coś, czego Laney nie dosłyszał.
 Dobry wieczór, panie Laney.
To Yamazaki, w zielonym kraciastym prochowcu, dziwnie leżącym na jego
wąskich ramionach. Mrugał oczami.
 Yamazaki.
 Poznałeś Reza, prawda? Dobrze, bardzo dobrze. Stół jest już przygotowa-
ny.
Yamazaki wsunął dwa palce za kołnierzyk przydużej, tandetnie wyglądającej
białej koszuli i pociągnął, jakby uwierała go w szyję.
 O ile rozumiem, pierwsze próby określenia punktów węzłowych nie przy-
niosły sukcesu.
Przełknął ślinę.
 Nie mogę wykorzystać danych dostarczanych przez pośredników. Nie wy-
ciągnę z nich danych osobowych.
Rez szedł w kierunku czegoś, co znajdowało się za czołgiem.
127
 Chodz  powiedział Yamazaki i ściszył głos.  Coś nadzwyczajnego.
Ona tu jest. Je kolację z Rezem. Rei Toei.
Idoru.
Rozdział 24
Hotel  Di
Znajdowała się w maleńkiej taksówce z Masahiko i Gomi Boyem. Masahiko
na przednim siedzeniu, po tej stronie, po której powinien siedzieć kierowca. Gomi
Boy z tyłu, obok niej. Mundurowe spodnie Gomi Boya miały mnóstwo kieszeni,
w których nosił tyle różnych przedmiotów, że nie mógł wygodnie usiąść. Chia
jeszcze nigdy nie jechała tak małym samochodem, a już na pewno nie taką tak-
sówką. Masahiko miał kolana podciągnięte prawie pod brodę. Szofer nosił białe
rękawiczki i czapkę podobną do tych, które nosili taksówkarze z lat czterdzie-
stych. Wszystkie zagłówki były nakryte pokrowcami z wykrochmalonej białej
koronki i umocowane specjalnymi zatrzaskami.
Domyślała się, że taksówka jest taka mała, ponieważ płacił za nią Gomi Boy,
który nie ukrywał, że nie ma wiele pieniędzy.
Jakoś wyjechali z deszczu na tę ruchliwą, imponującą, lecz staromodną, wie-
lopoziomową estakadę o stalowym szkielecie poowijanym bandażami kewlaru
i przemknęli obok środkowych pięter wysokich budynków. Może znów jechali
przez Shinjuku, ponieważ chyba dostrzegła Tin Toy Building, jednak z daleka
i z innej strony. W jednym z mijanych okien, niczym nie różniącym się od innych,
ujrzała nagiego mężczyznę, siedzącego ze skrzyżowanymi nogami na biurku. Usta
miał szeroko otwarte w niemym krzyku i zniknął jej z oczu tak szybko, że nie była
pewna, czy naprawdę go widziała.
Potem przez strugi deszczu zaczęła zauważać inne budynki, rzęsiście oświe-
tlone, nawet jak na miejscowe normy, niczym atrakcje Nissan County w telewi-
zyjnej reklamie  pojedyncze elementy sterczące z chmur mniej zróżnicowanych
struktur. Każdy z tych jasno oświetlonych budynków miał na dachu neon:  Hotel [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl