[ Pobierz całość w formacie PDF ]
środku ze spokojnymi ubranymi w biel starowinkami z ich niekończącymi się śpiewami. Patrząc
wstecz, zrozumiał teraz blady wygląd matki i jej cichą recytację Litanii Skruszonych. Zaskoczyła go
siła i ból wspomnień, chociaż minęło prawie trzynaście lat. Zmusił się, by usiąść prosto, wiedząc że
musi opuścić to miejsce.
Gotrek leżał na słomianym łóżku obok niego, głośno chrapiąc Podczas snu jego twarz była
osobliwie niewinna. Surowe rysy wyryte w szorstkim obliczu znikły, nadając mu niemal młody
wygląd. Po raz pierwszy Felix zastanowił się nad wiekiem Zabójcy. Jak wszystkie krasnoludy
otaczała go aura pewności siebie, która sugerowała wielkie doświadczenie. Z pewnością wszystko,
co dotyczyło Zabójcy wskazywało na to, że wycierpiał dość na całe ludzkie życie.
Felix rozmyślał o długości życia krasnoludów. Wiedział, że nie są prawie nieśmiertelne, jak
powiada się o elfach, ale żyły długo. Jak stary był Zabójca? Potrząsnął głową. To była kolejna
tajemnica. Zaskakujące, jak niewiele wiedział o swoim towarzyszu, pomimo całego czasu wspólnej
wędrówki. Z pewnością, w obecnym stanie Gotrek nie będzie potrafił udzielić mu żadnych
odpowiedzi.
Pchnął Zabójcę końcem buta, zauważając jak zdarta jest niegdyś znakomita skóra. Rzucił okiem
na grupę włóczęgów i żebraków ustawiających się w kolejce przed kapłankami i wypełniających
powietrze dzwiękami chrząknięć, kaszlu i splunięć. Dostrzegł zniszczenie swojego ubrania i
rynsztunku, z trwogą zdając sobie sprawę, że pasuje do otoczenia. Kapłanki nawet nie spojrzały na
niego dwa razy. On i Zabójca wyglądali pośród żebraków jak w domu.
Pomyślał o pragnieniu Gotreka, aby zostać zapamiętanym jako epicki bohater. Czy chciał, aby o
tym wspomnieć w poemacie, zastanawiał się Felix? Czy Sigmar i inni wielcy bohaterowie cierpieli
takie poniżenie?
Z pewnością pieśniarze ballad nigdy o tym nie wspominali. W ich opowieściach wszystko
zawsze zdawało się czyste i proste. Sigmar odwiedził dom nędzarzy tylko raz i to w przebraniu,
realizując jakiś swój przebiegły plan. Cóż, pomyślał, być może gdy opiszę ten epizod w opowieści,
właśnie tak to przedstawię. Uśmiechnął się ironicznie na myśl o wszystkich historiach o wędrownych
bohaterach, które czytał za młodu. Może inni gawędziarze podjęli podobną decyzję. Może zawsze się
tak działo.
Stara kobieta kasłała głośno i długo. Zdawało się, że trwa to wieczność. W jej piersi grzechotało,
jakby rozsypały się kości. Była chuda, blada i najwyrazniej umierała. Patrząc na nią, przez moment
Felix zobaczył twarz swojej matki - chociaż Renata Jaeger odziewała się wytwornie i była żoną
majętnego kupca.
Spojrzał raz jeszcze na fresk bogini nad głową i ofiarował jej cichą modlitwę o uzdrowienie
Zabójcy i za duszę matki. Jeśli Shallya usłyszała, nie dała żadnego znaku. Felix ponownie szturchnął
Gotreka.
- Chodz bohaterze. Czas się zbierać. Musimy stąd iść. Mamy wdrapać się na górę i długą drogę
do przebycia.
Tawerna była niemal pusta, nie licząc oberżysty i nadal śpiącego w kącie pijaka zwiniętego w
pobliżu popiołów ogniska. Stara kobieta na czworakach zmywała drewnianą podłogę. Jej twarz
zakrywał welon opadających szarych włosów. Potężny topór Gotreka nadal oparty był obok
paleniska, tam gdzie go zostawił krasnolud.
W świetle dnia, przesączającego się poprzez małe szklane szybki, wnętrze wyglądało całkowicie
inaczej niż noc wcześniej. Tuzin stołów, które początkowo wyglądały tak zachęcająco teraz były
opuszczone. Okrutne słońce pokazywało każdą rysę i zadrapanie na blacie baru, oraz odkrywało kurz
na glinianych butelkach grogu za ladą. Felixowi wydawało się, że dostrzega martwe insekty unoszące
się na powierzchni beczki ale. Stwierdził, że mogły to być ćmy.
Opuszczona przez ludzi tawerna wyglądała na większą i przypominała jaskinię. Powietrze
wypełniał silny zapach łojowych świec i przypalonego pieczonego mięsiwa. Izba śmierdziała
nieświeżą tabaką i kwaśnym winem. Brak bełkoczących głosów, sprawiał że głos mówiącego odbijał
się echem od pustych ścian.
- Wy dwaj, czego chcecie? - zimno spytał właściciel. Był wielkim dość otyłym mężczyzną, z
włosami zaczesanymi na czubku głowy, aby ukryć łysinę. Miał czerstwą twarz, a jego nos i policzki
pokrywały drobne pęknięte żyłki. Felix zgadywał, że gospodarz musiał wypróbować zbyt wiele
własnych towarów. Ignorując zarówno karczmarza, jak i ból swoich mięśni, Felix podszedł i
podniósł topór. Gotrek stał gdzie zostawił go Felix, gapiąc się tępo wokół siebie.
Waga broni zaskoczyła go. Ledwo mógł ją poruszyć jedną ręką. Złapał wyżej, by chwycić
rękojeść oburącz i podniósł topór wyobrażając sobie jak nim wymachuje. Nie potrafił. Rozpęd
masywnej głowicy pozbawiłby go równowagi. Pamiętając Gotreka używającego topora w krótkich
rąbiących uderzeniach i nagłe zmiany kierunków zamachu, Felix znacznie nabrał szacunku dla siły
krasnoluda.
Ostrożnie obracając oboma rękami przyglądał się ostrzu. Wykonane zostało z gwiezdnego metalu,
nie przypominającego żadnej stali na tej ziemi. Szary materiał pokrywały niesamowite błękitne runy.
Broń była ostra jak brzytwa, chociaż Felix nigdy nie pamiętał by ją Gotrek ostrzył. Zaspokoiwszy
swoją ciekawość, oddał topór Zabójcy. Gotrek ujął go z łatwością jedną ręką i obrócił w dłoni jakby
badając do czego służy. Zdawał się całkiem zapomnieć jak się tego używa. To nie był dobry znak.
- Pytałem, czego chcecie? - gospodarz gapił się na nich. Felix wiedział, że pod pozorem
surowości, karczmarz był zdenerwowany. Jego twarz była czerwona, a na górnej wardze widać było
cienki wąs potu. W jego głosie wyczuwało się słabiutkie drżenie. - Nie chcemy tu takich. Przychodzą
i przeszkadzają naszym stałym gościom.
Felix podszedł i oparł się ugiętymi łokciami o bar.
- Nie prosiłem się o kłopoty - rzekł miękko. W jego głosie była grozba. - Ale teraz o tym myślę.
Mężczyzna przełknął ślinę. Jego oczy uniosły się tak, że spoglądał ponad głową Felixa, ale głos
nabrał nieco pewności.
- Hrmph... włóczęgi bez grosza, przyłażą z dziczy, zawsze czyniąc zamieszanie.
- Dlaczego tak bardzo boisz się młodego Wolfganga? - zapytał nagle Felix. Czuł w sobie gniew.
Nie zrobił niczego złego. Oczywistym było, że Wolfgang miał jakieś wpływy w tym mieście i że
karczmarz stawał po jego stronie przez dbałość o swój interes. Felix wcześniej widział takie rzeczy
w Altdorfie. Tam także mu się nie podobały. - Czemu kłamiesz?
Oberżysta odłożył polerowane szkło i spojrzał na Felixa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]