[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się:
- Batura jest złodziejem dzieł sztuki i ich przemytnikiem, ale żeby został mordercą? Bodaj
po raz trzeci powtarzam: nigdy!
Ustaliliśmy dyżury przed ekranem, na wypadek gdyby  pipcik ruszył. Pierwszym dyżurnym
zgodziła się zostać Zosia, a my dwaj usiedliśmy i rozmawialiśmy sobie, starając się znalezć
prawdopodobne miejsce ukrycia skarbów, których zazdrośnie strzeże kociopyskie bóstwo Onco lub
- jak to sami nazywaliśmy -  czaszka wojownika .
- Tak sobie myślę - ostrożnie zaczął Janusz, że może popełniamy błąd szukając w głębi
ziemi. Przecież nikt i nic, czy to jest bóstwo Onco, czy rzezbiona czaszka, która ma przecież
odpowiadać prawdziwej głowie, nie patrzy do wewnątrz tylko na zewnątrz...
Poderwałem się z krzesełka, chwyciłem Janusza w objęcia i rezultat tego był taki, że po chwili
turlaliśmy się po wiórach pod drewutnią. Zośka przyglądała się nam z Rosynanta chichocząc:
- A cóż to pan nowego wymyślił, panie Pawle? Zapasy w wiórach?
- Nie zapasy - sapałem - tylko uczczenie geniuszu Janusza.
- Czy ja też mam dołączyć?
- Obejdzie się.
Pomogłem wstać Januszowi.
Otrzepaliśmy się z wiórów, ustawiliśmy krzesełka i siedliśmy na nich z powrotem.
- A na czym to polega geniusz naszego przyjaciela? - spytała Zosia.
Popatrzyliśmy na siebie z Januszem w pełnym zrozumieniu i zgodzie.
- Czy mogę oświecić naszą damę? - spytałem.
Janusz łaskawie skinął głową.
Uśmiechnąłem się.
- Widzisz, droga Zosiu, nasz junior uświadomił mi prostą, jak wszystkie co genialne,
sprawę.
Zośka aż wyszła z Rosynanta.
- Ciekawam, co to takiego.
Poklepałem Janusza po kolanie.
- To, że na ogół patrzy się przed siebie, a tylko wyjątkowo w głąb siebie.
Dziewczyna popatrzyła na nas.
- Nie rozumiem, o co tu chodzi!
Poderwałem się z krzesełka.
- O to, że popełnialiśmy kardynalny błąd szukając skarbu wewnątrz  czaszki wojownika .
Tymczasem jego spojrzenie może wskazywać na kryjówkę skarbu przed nim. Obecnie po
drugiej stronie jeziora.
- Hura! - zawołała Zośka.
Pokręciłem głową.
- Nie takie znów  hura . %7łeby przeszukać cały przeciwległy brzeg trzeba by batalionu
wojska z najnowszym sprzętem. Zobacz, że jest cały porośnięty lasem, a od ukrywania się
Inków w Niedzicy minęło dwieście lat.
Zośka zastanowiła się.
- Ale przecież wykryliście skarb w tej Zbójeckiej Jaskini.
- Nie w samej jaskini, a opodal niej. Zresztą, może właśnie o ten skarb naszemu
 wojownikowi chodziło i teraz nie ma już czego tam szukać?
- Przepraszam - wtrącił się Janusz - ale Batura ma nasze trzy szkatuły, a szukać nie
przestaje i to z wielkim nakładem sił i środków. A co robią tutaj ci dwaj  smagli ?
Roześmiałem się.
- Cieszę się, że podtrzymujesz mnie na duchu! Pakujemy się więc do Rosynanta i jedzmy
do  czaszki wojownika . Stamtąd rozejrzymy się po przeciwległym brzegu.
- Ale po co nam Rosynant? - zdziwił się Janusz.
- Bo może będziemy mieli ochotę skoczyć na drugą stronę - wyjaśniła Zośka.
- Samochodem?
Uzmysłowiłem sobie, że Janusz nie zna wszystkich tajemnic Rosynanta.
- Można spróbować i samochodem - zaśmiałem się.
Nie miałem wielkiej ochoty zdradzać publicznie ukrytych talentów mego wozu. Ale może Zośka
miała rację. Batura i tak je znał. Czemu więc nie skorzystać z okazji i nie skrócić sobie drogi?
- A co będzie z  pipcikiem ? - zmartwiła się nagle Zośka.
Zajrzałem do kabiny Rosynanta. Zwietlisty punkcik tkwił wciąż w tym samym miejscu ekranu.
- Cóż - odpowiedziałem - i tak niewiele panu Mrówczyńskiemu możemy pomóc. Jak długo
będziemy korzystać z Rosynanta, urządzenie pozostanie włączone. A potem niech
Mrówczyński dba sam o siebie. Jutro zadzwonię do Kowalczyka i dowiem się, czy nasz
stomatolog zgłosił się na policji.
Wsiedliśmy do Rosynanta i pojechałem szosą i przez łąkę na brzeg jeziora. Zatrzymałem samochód
przy skale. Wyjąłem mapę i rozłożyłem ją na masce samochodu.
Niestety,  wojownik patrzył ku południowemu wschodowi. Zbójeckie Skałki, gdzie dokonaliśmy
z Aleksandrem odkrycia skarbu, były położone na wschód od zaniku, daleko w tył od miejsca, ku
któremu patrzyła kamienna czaszka.
- I wszystkie marzenia na nic - jęknęła Zośka.
- Poczekaj - uspokoiłem ją - daj pomyśleć.
%7łeby wiedzieć, gdzie szukać? Jaką wskazówkę ma Batura? Może jednak Janusz pomylił się i trzeba
 patrzeć w głąb siebie, a nie przed siebie?
- Panie Pawle - pociągnęła mnie za rękaw Zośka - a co to za skała sterczy tam na
przeciwległym brzegu? - wskazała na wschód, w stronę, gdzie za jodłami kryły się Zbójeckie
Skałki, miejsce naszego odkrycia. Obok nich wystrzelała w niebo wysoka turnia.
- To Czubata Skała, zwana też Czubatką. Wznosi się na wysokość 673 metrów. Swój ostry
kształt zawdzięcza twardemu wapieniowi. Ale wejść na nią można od wschodu stumetrową
granią. Jej pozostałe trzy urwiste ściany liczą prawie 70 metrów wysokości. Spójrz przez
lornetkę, to zobaczysz, że rzadko porastają je sosny i świerki. Zbójeckie Skałki leżą nieco na
południe od niej.
- To tam znalezliśmy złoto Inków?
Zaśmiałem się niewesoło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl