[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nawiążemy kontakt ze Szwedami, niech mu się przyjrzą - zadecydowałem.
- %7łyczę powodzenia.
Rozłączył się.
W poniedziałek rano pan Tomasz przyszedł do pracy poważnie zakatarzony.
- Przemarzłem wczoraj na kość - powiedział - i zaziębienie mnie złapało. Kondycja już
nie ta, co kiedyś. Sypiał człowiek pod namiotem, to i ciało się hartowało, a teraz byle
przemoczenie butów i zaraz katar łapie.
- Trzeba jeść codziennie łyżkę stołową miodu - poradziłem. - Zwietnie podnosi
odporność i żołądek przy okazji reguluje.
- Będę musiał spróbować. A teraz chyba łyknę ze dwie polopiryny i do roboty...
Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?
- Byłem wczoraj na Kole. Nasz ptaszek pojawił się tam dwa miesiące temu z egipską
figurką. Ale dzwonił Skorliński... - zreferowałem, co powiedział generał.
- Do licha - zmartwił się. - No trudno. Widziałeś coś ciekawego na tym bazarku?
Nagle doznałem olśnienia.
- Kupiłem jeden drobiazg. Uśmieje się pan... - wyłowiłem z kieszeni kurtki torebkę z
zagadkową mazią z Kaukazu.
- Czy to żel do włosów, czy też smar do czołgu? - zażartował. - O, do licha - przeczytał
etykietkę. - Jak widać, w Rosji średniowieczna medycyna przeżywa renesans. Co to za
draństwo?
Wyjaśniłem. Uśmiechnął się lekko.
- A wiesz, tak mi dokuczył ten katar, że chyba gotów jestem spróbować. Popatrzmy -
wczytał się w wykaz chorób, które miał leczyć specyfik. - No proszę. Grypa, zaziębienie,
41
choroba wieńcowa, anemia, gruzlica, cholera, trądzik, ospa, szkarlatyna... Tylko dżumy
brakuje... Jak to dawkować? Dwie, trzy krople na szklankę herbaty?
- Pan żartuje, prawda? - zaniepokoiłem się nie na żarty. - Przecież...
Ale on już zrobił cyrklem dziurkę w torebce i nakapał do szklanki.
- Ano zobaczmy - pociągnął nosem. - Nic mi ten zapach nie przypomina... Ale jest
przyjemny, coś trochę jakby kadzidło...
Wychylił szklankę jednym haustem.
- W smaku w zasadzie niewyczuwalne - mruknął rozczarowany.
- Jeszcze panu zaszkodzi... - jęknąłem.
- E, taka ilość nie powinna mi zaszkodzić, nawet gdyby to była smoła z dachu
elektrowni w Czarnobylu... Kaukaz, powiadasz?
- Tak...
- Górale z Abchazji twierdzą, że biblijny raj znajdował się właśnie u nich. Jak czytamy
w Księdze Rodzaju, ziemia w ogrodzie Eden była przesycona wonnym oleum. To
niewątpliwie jego pozostałości... Dobra, Pawełku, pogrzeb w Internecie, a ja zobaczę,
czy nie ma dla nas jakichś przesyłek. A i przelej resztę... Jak to się nazywa? Mumia?
- Mumio - odpowiedziałem.
- Przelej resztę do jakiejś buteleczki, żeby nam się nie zmarnowało... O, na przykład do
tej - z regału zdjął przedwojenną flaszeczkę na lekarstwa.
Przeszukiwałem szwedzkie bazy danych, jednak tam zabytki pochodzące z Egiptu nie
pojawiały się jakoś w handlu. Owszem, jeden ze sztokholmskich domów aukcyjnych
wystawiał dwa lata temu zbiór egipskich posążków, ale pochodziły z kolekcji zmarłego
zbieracza...
Szef wrócił z paczką. Położył ją na stole i wyciągnął z kieszeni scyzoryk.
- Od moich przyjaciół z Litwy - powiedział. - Prosiłem ich meilem o sprawdzenie, czy
nie natrafiono tam na jakieś ślady pobytu Benedykta Solfy. Jak zapewne pamiętasz, był
kanonikiem wileńskim...
- I co odpisali?
- Mamy tu piękny zbiór kserokopii różnych dokumentów. Zagłębił się w lekturę. Ja
tymczasem penetrowałem światowy rynek dzieł sztuki egipskiej. Wreszcie delikatnie
chrząknął.
Popatrzyłem na niego zaciekawiony.
- Chyba jesteśmy na dobrym tropie - powiedział. - Wyobraz sobie, Pawle, że Benedykt
Solfa zapisał Uniwersytetowi Wileńskiemu swoje zbiory naturalistyczne, medykamenta z
różnych stron świata i kolekcję kuriozów... Jest tu kopia jego testamentu.
- Kurioza... Na przykład egipska mumia.
- Albo medykament. Swoją drogą pomogło mi chyba to rosyjskie mazidło... Nos już mi
się odblokował.
- Takie naftopodobne substancje mają czasem działanie przeczyszczające - ostrzegłem
go.
- Nie ma sensu martwić się na zapas - machnął ręką. - Teraz mamy dwie możliwości.
Albo sarkofag trafił na uniwersytet i ktoś go stamtąd wykradł. Albo też nie trafił...
- Mógł też zostać zrabowany w czasie którejś z wojen - zauważyłem.
- Wilno z pewnością nie raz było zdobywane. Potop, wojna północna, rozbiory, dwie
wojny światowe...
- Coś ty powiedział? - szef poderwał głowę znad dokumentów.
42
- Dwie wojny światowe...
- Wcześniej!
- Potop...
- Szwecja. A niech mnie - szepnął. - Kowalski przyjechał ze Szwecji. Vytautas też
grasował w tamtym kraju...
- Sądzi pan...
- Szwedzi podczas swojego najazdu, a ściślej w trakcie odwrotu, rabowali co tylko się
dało... Po dziś dzień w ich zbiorach znajdują się tysiące dzieł sztuki wywiezionych z
Polski.
- Myśli pan, że taskali ze sobą starożytną mumię? - poskrobałem się po głowie.
- Kto wie. Warszawa, Wilno, Bieżanów... Co najmniej trzy miejscowości, w których
przebywał Benedykt Solfa, zostały przez nich złupione.
Milczeliśmy przez dłuższą chwilę.
- Mamy za mało danych - powiedział wreszcie Pan Samochodzik.
- Poszlaki wskazują faktycznie na Szwecję, ale jeśli mumia tam trafiła, to jakim cudem
Vytautas przeszmuglował ją do Polski? Co innego wrzucić kilka amuletów do kieszeni, a
co innego przerzucić przez granicę dwumetrowej długości sarkofag...
- Niech pan nie zapomina, że ten kompozytor wyszedł z posterunku policji w Płocku,
fałszując ręcznie przepustkę. Może zdołał też podrobić dokumenty celne?
Pan Tomasz myślał bardzo długo.
- To niewykluczone - powiedział wreszcie. - Ale jeśli przywiózł to w sposób, że się tak
wyrażę, półlegalny, gdzieś powinna być o tym wzmianka. Ale nie sądzę, żeby Szwedzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]