[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podniosła się, kucnęła i jeszcze mocniej przytuliła się do mnie.
- Ale zimno - szczękała zębami. Spojrzałem na zegarek. Było południe.
- Już niedługo - pocieszałem śpiewaczkę.
- Obyś miał rację.
Luscinia już nawet zaczęła pokasływać. Pozostało mi tylko mocniej ją objąć i przytulić. I wtedy nad sobą
usłyszałem szuranie stóp.
- Ktoś idzie - Luscinia wyprostowała się. - Krzyczmy.
- Nie, poczekaj.
- Na co?
- Jeśli to operator, to chce sprawdzić, czy śpimy i czy można już otworzyć drzwi? - szeptałem Luscinii do ucha,
wtulony w jej pachnące włosy. - Potem uchyli wrota i ucieknie. W końcu sami byśmy wyszli.
- Kefir, Kefir! - rozpoznałem głos brodacza. - Co jest? - Marcin stukał w ścianę.
Szybko odpowiedziałem mu stukaniem w drzwi.
- To ty, Paweł? - dopytywał się brodacz.
- Ja! Musisz wcisnąć wystające zęby cegieł! - krzyczałem.
- To ten artysta nas tu zamknął? - zdziwiła się Luscinia.
- Nie, to człowiek o gołębim sercu - odpowiedziałem.
Zza wrót dochodził nas odgłos mocowania się brodacza z mechanizmem blokującym otwarcie tajnego przejścia.
Wreszcie coś zachrobotało i do środka wpadł słaby poblask światła dziennego.
Najpierw przez szparę do środka przecisnął się Kefir. Dotknął nas swym mokrym nosem i polizał po twarzach.
Marcin był zadowolony ze swojego wyczynu, ale i chyba smutny, że znalazł nas razem przytulonych do siebie.
Pomógł wstać Luscinii, a potem mnie. Zcierpnięte nogi bolały, czułem kłucie w okolicach kręgosłupa.
- Chodz, coś ci pokażę - powiedziałem do Marcina. Zaprowadziłem go do salki ze zwłokami, razem zdjęliśmy
medalion i brodacz zawinÄ…Å‚ go w chusteczkÄ™.
- Nie możemy go tu zostawić, bo zaraz go ktoś ukradnie - powiedziałem.
- Zrobimy jej porządny pochówek i włożę ten medalik do trumny- zapowiedział Marcin.
Zamknęliśmy wrota mauzoleum kuzynki Anny i wyszliśmy do Luscinii, która przykucnęła i głaskała psa po głowie.
- Kto was tak urządził? - zapytał Marcin.
- Paweł uważa, że to był Zbyszek - odpowiedziała Luscinia.
Smutno pokiwałem głową na potwierdzenie tych słów.
- Najchętniej zaczaiłbym się tu na naszego kochanego pana operatora, ale Luscinia nie wytrzyma tyle czasu na
dworze. Gdzie jest pan Zbyszek? - pytałem Marcina.
Sebastian MIERNICKI PAN SAMOCHODZIK I KRÓLEWSKA BALETNICA
Opracował: rodHar_ 37 / 81
- Wyjechał z samego rana i jeszcze nie wrócił. Reżyser z panem Bogumiłem wyjechali do Głogowa szukać was po
hotelach. Waldi chyba śpi, a pani Joanna czyta książki.
- A Jary i jego kompania?
- Poszli na wieÅ› na zwiady.
- Wytrzymam - nagle odezwała się Luscinia. - Chcę zobaczyć, kto za tym wszystkim stoi?
- Dasz radę? - dopytywałem się.
- Dam.
- Przynieś nam coś do jedzenia i picia, koce, kurtki - poprosiłem brodacza.
- Tam jest domek na drzewie - pokazał koronę rozłożystego dębu pięćdziesiąt metrów od mauzoleum. - Latem
wnukowie pani Joanny mieli tam bazę. Bez trudu się tam zmieścicie i jak nie będziecie hałasowali, to nikt tam was
nie znajdzie.
Chatka na drzewie była ciasna, tak że z Luscinia siedzieliśmy ściśnięci, ale owinięci kocami, najedzeni i napojeni
po godzinie wróciliśmy do dawnej kondycji. Było nam ciepło i mogliśmy czekać na to, co nastąpi. Przez szparki
między deskami obserwowaliśmy pałac. Najpierw z wycieczki po okolicy wrócili zielonowłosy i jego drużyna. Potem
pod pałac przyjechali reżyser i elegant. Obaj na przemian próbowali dodzwonić się do kogoś, domyślaliśmy się, że
do Luscinii.
- Niepoważna dziewczyna - słyszeliśmy opinię eleganta. - Rozumiem, ucieczka z ukochanym robi dobre publicity,
ale tu nie ma dziennikarzy i żeby chociaż uciekła z Waldim, a tu wybrała jakiegoś urzędnika?!
- Zapominasz, że to nasz aktor drugoplanowy - odparł reżyser. - Może to jakoś wykorzystamy w materiałach
reklamowych filmu.
- Co ty! Taki związek mógłby tylko zaszkodzić jej opinii - zaoponował elegant.
- Nie rób z niej takiej świętej. Zbyszek miał rację mówiąc wczoraj, że zwiali sobie jak ten malarz i ta kuzynka
państwa ze dworu . Wczuwają się w rolę, tylko Waldi nie chce bronić honoru Luscinii.
- Dziwisz się? Płacisz mu za dzień pobytu na planie. Czy się stoi, czy się leży, jemu stawka się należy.
Reżyser tylko roześmiał się i obaj odeszli do pałacu. Do zmroku czekaliśmy na przybycie operatora. Ten pierwsze
kroki skierował do parku. Zapalił papierosa i udawał, że spaceruje wolno zmierzając do mauzoleum. Gdy wszedł do
niego Luscinia zerwała się na równe nogi, wyskoczyła z domku i pobiegła za operatorem. Miała wściekłe spojrzenie i
z satysfakcją myślałem o tym, co teraz czekało pana Zbyszka.
Sebastian MIERNICKI PAN SAMOCHODZIK I KRÓLEWSKA BALETNICA
Opracował: rodHar_ 38 / 81
ROZDZIAA ÓSMY
ODWET LUSCINII * NA PLANIE FILMOWYM * SPOTKANIE Z DON JOSEM *
yRÓDLANA WODA * W GOSPODZIE DEL CUERVO * TAJEMNICZY LIST
Gdy dobiegłem do mauzoleum, usłyszałem z dołu wściekłe okrzyki Luscinii i odgłosy bicia. Zbiegłem po schodach.
Zpiewaczka próbowała chyba pobić operatora, lecz ten oparty o ścianę zdołał chwycić jej ręce. W żaden sposób nie
potrafił jednak zatrzymać ciosów zadawanych ostrym czubkiem pantofli kobiety. Kopała go jak wściekła.
- Ty draniu! - wrzeszczała. - Jak mogłeś?! Znalazłeś ten twój skarb?! Egoisto, żebyś udławił się tym złotem!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]