[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coś w zadumie na kartce.
- No i co zdziałałeś?
- Wypatrzyłem, gdzie rezydują nasze przeciwniczki i kupiłem krzesło Storma -
pochwaliłem się.
- Gratuluję. A jak inne meble?
- %7ładnych śladów.
- Pokaż to krzesło - uśmiechnął się.
Postawiłem je na podłodze i odmotałem.
- Wygląda identycznie.
- Ma od spodu wypalony znak firmowy Kwiatkowskiego - zauważyłem. - Zresztą
pewnie by mnie nie oszukały.
Szef, który właśnie zabrał się za wyciąganie gwozdzików mocujących skórzane
pokrycie siedzenia, znieruchomiał na chwilę.
- Kupiłeś to u nich? - zapytał.
- Tak. Nasze drogie przeciwniczki mają mały antykwariacik koło Rynku.
Usiadł i westchnął ciężko, a potem podał mi kombinerki.
- Wiesz co, Pawle, czasami twoja łatwowierność mnie przeraża.
- Co zrobiłem zle? - zdenerwowałem się.
- Nic, nic. Wyciągaj gwozdziki dalej. I jednocześnie ruszaj trochę głową. Może
wymyślisz coś sensownego.
Myślałem i wyciągałem, aż doszedłem do końca. Podniosłem skórę. Włosie
przestębnowano mocną nicią. Trochę się sfilcowało przez te wszystkie lata. Pod spodem były
solidne angielskie sprężyny, a pomiędzy nimi leżały dwie stalowe rurki. Uniosłem pierwszą z
nich i popatrzyłem przez środek. Była pusta. Druga tak samo.
- A teraz zgadnij, skąd wzięły unikatowy traktat Sędziwoja? - głos szefa ociekał
słodyczą.
- Sprzedała mi wybebeszone krzesło - jęknąłem.
- Właśnie. Sądzę, że to było tak. Trafiły na krzesło, zdjęły tapicerkę, znalazły jakieś
dwa, zwróć uwagę - rurki były dwie, dokumenty lub starodruki. A teraz szukają reszty mebli.
Przypomina mi się książka Ilfa i Piętrowa Dwanaście krzeseł . Tam był komplecik
krzesełek, dwanaście sztuk, a w jednym z nich miał być ukryty skarb. A bohaterowie szukali
poszczególnych egzemplarzy po całej Rosji... Z tym, że w naszym przypadku wszystkie
meble mogą kryć w sobie jakieś skrytki.
Zabrałem się za mocowanie obicia na miejsce.
- Dziewczęta są sprytne - powiedział w zadumie pan Tomasz zapalając papierosa. -
Szkoda, że grają po niewłaściwej stronie... Gdybyśmy mieli więcej funduszy, można by
zaproponować im etat u nas.
- Fakt, że przypadkowo kupiły sobie krzesło kryjące wewnątrz bezcenny rękopis, sam
w sobie nie jest jeszcze wyznacznikiem ich geniuszu - mruknąłem wciskając na miejsce
ostatni gwozdzik.
- To prawda. Ale nie zapominaj, że umiały świetnie wykorzystać nasze znalezisko.
Poszliśmy lochem, znalezliśmy nieboszczyka w kryjówce, poszliśmy dalej, a tam były skarby.
Zlekceważyliśmy cenny trop. I teraz możemy sobie pluć w brodę.
- Co gorsza, nie wiemy, czy te dwie miłe damy nie prują właśnie na zapleczu swojego
antykwariatu kolejnego krzesełka.
- Czy dałoby się to jakoś zbadać? - zainteresował się.
- Mógłbym założyć im podgląd - zaproponowałem. - Antykwariat dzieli od nas nie
więcej niż jakieś trzysta metrów. Zaczepię im na przeciwległym budynku miniaturową
kamerę wyposażoną w niewielki nadajnik. Odbiornik umieścimy tutaj i podłączymy choćby
do telewizora...
- A ile to będzie kosztowało? - zapytał znienacka.
- Jakieś półtora tysiąca za nadajnik. Odbiornik powinien być tańszy. Kamerka kosztuje
zaledwie dwieście złotych, choć nie jestem pewien, czy można podczepić ją bezpośrednio...
- Wystarczy - westchnął. - Doceniam potęgę współczesnej techniki, ale ciągle koszta
są trochę zbyt wysokie.
- Trzeba będzie rozwiązać ten problem prościej. I taniej.
- To znaczy? - uniósł brwi.
- Umieścimy na dachu naszego obserwatora - uśmiechnąłem się. - %7ływego.
- Jeśli wejdziesz na dach i będziesz patrzył z góry, to zdejmie cię policja - westchnął.
- Przebiorę się za kominiarza!
- I tak cię zdejmą. A wtedy stwierdzą, że nie masz legitymacji i nie należysz do cechu.
I będą problemy. To tak, jakbyś się ubrał w policyjny mundur. Są na to odpowiednie
paragrafy. Zresztą, właściwie sam się teraz zastanawiam, czy obserwacja sklepu ma sens.
Przecież nie mamy żadnych podstaw, by podejrzewać, że dziewczęta są na tropie reszty
mebelków...
- Ciekaw jestem, co mogło być w tej drugiej rurce.
- Może kiedyś się dowiemy - uśmiechnął się. - Na razie trzeba będzie wystosować
pismo do wszystkich instytucji tego uroczego miasta.
- Pismo?
- Tak, w imieniu naszego ministerstwa zwrócimy się z prośbą o wydanie wszystkich
mebli, jeśli takowe znajdują się w ich posiadaniu.
- Do jakich urzędów chce pan je skierować? - zdziwiłem się.
- Urząd miasta, urzędy dzielnic, partie polityczne, szpitale, może jeszcze szkoły.
Wszędzie, gdzie pracowali ludzie należący do partii, mogły trafić okruchy jej łupów.
- To będzie grubo ponad setka listów.
- Więcej, zejdz do recepcji i wez od nich książkę telefoniczną. Napiszemy jutro w
muzeum na komputerze i odbijemy na ksero, a jak będziemy mieli zaadresowane koperty,
łatwiej pójdzie rozsyłanie.
Z nesesera wyjął ryzę kopert. Zdziwiłem się. Nawet takie rzeczy przewidział. Chcąc
nie chcąc zabrałem się do adresowania kopert.
ROZDZIAA DZIESITY
PONOWNA WIZYTA W TWIERDZY PRZECIWNIKA " CO MO%7łNA
WYDEDUKOWA Z NIEMEJ KSIGI " JAK SI ROBI AUG "
ARABSCY ALCHEMICY " CZY NASI PRZODKOWIE ZNALI
ALKOHOL " CHRZEST RUSI " GENIALNY POMYSA
Wrzuciłem ostatnią z dwustu dziewięćdziesięciu ośmiu kopert do skrzynki i
zadowolony otarłem czoło z potu.
- Jeśli dobrze pójdzie, to już jutro powinniśmy mieć pierwsze wyniki - uśmiechnął się
pan Tomasz. - A ponieważ chwilowo nie mamy nic innego do roboty, proponuję udać się na
przeszpiegi do twierdzy wroga.
- Jak pan sobie życzy - uśmiechnąłem się.
Weszliśmy do antykwariatu. Stasia, czytająca jakąś książkę, odłożyła ją i popatrzyła
na nas zdziwiona. Nieoczekiwanie uśmiechnęła się domyślnie.
- I jak się po nocy pruło krzesło? - zagadnęła. - Nie za dużo gwozdzi?
- Ciekawi nas, co było w tej drugiej rurce, zakładając, że w pierwszej znajdował się
traktat Sędziwoja - powiedział szef.
Szaro-błękitne oczy ledwo dostrzegalnie błysnęły. Czyżby z uznaniem?
- Traktat Gebera - powiedziała. - Siedemnastowieczna kopia, w dodatku z błędami.
Wyjęła spod lady cienki zeszycik, sklejony z kart papieru formatu mniej więcej A5.
- Ciekawe, w którym meblu ukryto Niemą księgę ?
- Sądzę, że w biurku - powiedziała poważnie dziewczyna. - Niema księga jest dość
duża. Sześćdziesiąt stron wielkości bloku rysunkowego. Mogli ją umieścić w blacie.
- Albo w dnie czy w tylnej ścianie biblioteczki - zauważył szef.
- W biblioteczce nie - machnęła ręką w głąb lokalu.
Stłumiłem okrzyk. Poszukiwany przez nas mebel stał pod ścianą.
- Tam niestety nie było żadnej skrytki. W ogóle nie wiem, co stało się z większością
eksponatów. Mebli było za mało. Pewnie ukrył to, co najcenniejsze, a reszta, cóż, szukaj
wiatru w polu. Ciekawa jestem, gdzie ukrył klucz.
- Klucz? - zdumiałem się. - Do czego?
- Spis symboli, których użyto w Niemej księdze? - zdziwił się pan Tomasz. -
Przecież tam nie ma żadnych znaków...
Wyjęła z szuflady zwinięty papier z nadrukiem przedstawiającym trzy korony.
Rozwinęła go i naszym oczom ukazał się duży, wyrazny miedzioryt.
- To jedna ze stron - wyjaśniła. - Kupiłam ten reprint w Szwecji. Tu jest znak.
Popatrzyliśmy uważnie. Na rysunku było widać ludzi przy pracy. W wielkim kotle
ustawionym na palenisku, typowej średniowiecznej nalepie, gotowano jakieś szmaty. Praca
odbywała się w sporej sklepionej komnacie. Za ludzmi rysownik umieścił okno. Widać było
kawałek krajobrazu i niewielkie drzewo ogarnięte płomieniami.
- Drzewo i ogień - mruknął. - A gdyby tak poprowadzić linię... Płomień drzewa,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]