[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W bibliotece panowała cisza, typowa dla tego typu miejsc, spotęgowana wystrojem
wnętrza. Michał usiadł na krześle przy stole naprzeciw ołtarza, tyłem do wejścia. Ja
podszedłem do ołtarza i przyglądałem się wyrzezbionym na nim słowom: Franges non
flectes . Potem rozglądałem się po półkach, po zgromadzonych tam książkach. Część z
nich były to niemieckie wydawnictwa z początku XX wieku, a resztę stanowiła strawa
intelektualna dla dawniej wypoczywających tu oficerów: powojenne powieści
kryminalne, encyklopedie, wspomnienia generałów, kilka albumów o sztuce. Wśród
płóciennych grzbietów pokrytych wyblakłymi literami niemieckiego gotyku odnalazłem
104
coś, co nazywało się: Stan biblioteki zamku Czocha . Zauważyłem, że co kwartał
dokonywano wpisów nowości. Ostatnich zakupów dokonano w marcu 1945 roku!
Jednak nie to przykuło moją największą uwagę, ale układ działów biblioteczki
podręcznej:
FABEL
REISE
ANTIQUITAT
NACHSCHLAGEWERK
GESCHICHTE
ERZAHLUNG
STAMBUCH
Co można było przetłumaczyć tak:
BAJKA
PODRÓ%7Å‚
STARO%7Å‚YTNOZ
PORADNIK
HISTORIA
OPOWIEZ
PAMITNIK
Pierwsze litery z niemieckich nazw działów układały się w słowo FRANGES !
Zaskoczyło mnie, że drugie litery układały się w AENAERT co wykorzystując łacinę,
przy odrobinie wyobrazni, można przetłumaczyć jako sztuki tajemne . Nie koniec na
tym! Trzecie litery tworzyły słowo BITCSZA , a to było bardzo podobne do Bitschka -
nazwiska inżyniera, który kierował częścią prac w 1911 roku. Czyżby to było właśnie to,
czego szukałem? Mariusz mówił, że właściciela zamku i tego Bitschkę podejrzewano o
przynależność do loży masońskiej.
Niestety, w kolejnych rzędach litery za nic nie chciały utworzyć żadnych słów.
Przeglądałem spis szukając, czy nie znajdę kolejnego układu liter, bo przecież do
Franges brakowało jeszcze non flectes . Zdziwiłem się, że w dziale Fabel - bajek w
księgozbiorze podręcznym na pierwszym miejscu znalazł się Faust Goethego.
Podszedłem do półek i zauważyłem na nich wyblakłe napisy niemieckie z tytułami
działów. Księgozbiór podręczny zajmował dwa regały na lewo od ołtarza. Reszta
biblioteki miała układ zgodny z normami obowiązującymi do dziś w bibliotekach.
Chodziłem wokół ołtarza, oglądałem spiralne kolumny, zastanawiałem się nad
znaczeniem zagadki. Potem zacząłem krążyć po pomieszczeniu, wreszcie usiadłem w
miejscu, skąd widać ołtarz - koło Michała. Mimo woli zerknąłem na to co maluje
chłopiec. Przyjrzałem się jego rysunkom. Potem przekartkowałem cały blok. Chłopiec
nieporadnie malował różne rzeczy, wydarzenia związane z zamkiem. Widząc moje
zainteresowanie opowiadał mi całe historie dobudowane do każdego z rysunków. Często
oczywiście pojawiały się potwory i duchy oraz dobrzy rycerze Michał i Paweł.
- Gdzie to widziałeś? - zapytałem go, pokazując na jeden z rysunków.
- U wujka w pokoju, na kredensie, kiedy wujek nacisnął i zepsuł go...
- A to? - wskazałem inną kartkę.
- Na kominku w tej sali - Michał palcem wskazał na drzwi do sali rycerskiej.
- Zatrzymasz dla mnie te rysunki?
- No pewnie.
105
Podszedłem do spisu bibliotecznego i jeszcze raz zacząłem go wertować i - jak to
czasami bywa podczas poszukiwań - to co mnie interesowało, znalazłem na samym
końcu. Kolejni bibliotekarze oprócz spisu książek umieścili też szkice półek z
zaznaczonymi pozycjami kolejnych tytułów wpisanych w ciasnych prostokątach
symbolizujących grzbiety tomów. Skupiłem swoją uwagę na księgozbiorze podręcznym
i uderzyło mnie podobieństwo układu książek do tego co rysował Michał.
Potem jeszcze kilka minut spędziłem przy regale. Obejrzałem go dokładnie i
uśmiechnąłem się do własnych myśli. Już wiedziałem, co można złamać, ale nie da się
tego w żaden sposób nagiąć. Uśmiechnąłem się do własnych myśli.
- Z czego się, wujku, śmiejesz? - zapytał Michał widząc moją minę.
- Cieszę się, że jutro będziemy w domu.
- Aha, a wtedy pobawisz siÄ™ ze mnÄ…?
- A wtedy przyjadą po ciebie rodzice... - zacząłem zbliżać się do chłopca z
wyciągniętymi na boki rękoma.
Przypominałem groznego potwora. Była to dla chłopca wystarczająca zachęta do
zabawy. Zerwał się z piskiem i zaczął uciekać dokoła stołu. Wybiegliśmy do sali
rycerskiej i tam bawiliśmy się w berka. Gdy zegar w holu wybił dwunastą, złapałem
Michała i podniosłem go sobie na wysokość oczu.
- Koniec zabawy, teraz muszę wyjechać w jedno miejsce - powiedziałem mu.
Michał miał smutną minę, ale dał się zaprowadzić do pokoju Małgosi. Pożyczyłem od
niej kluczyki do samochodu. Z pokoju zabrałem torbę z paroma potrzebnymi mi
rzeczami. Po drodze na parking zapukałem do drzwi pokoju Afrodyty. Nie było jej.
Wysłałem jej SMS-a z prośbą, by sprawdziła numer telefonu szefa Izabeli.
Zaszedłem do kuchni, gdzie była pani Zosia.
- Proszę na dwudziestą pierwszą przygotować mały poczęstunek z kawą i herbatą w
bibliotece - złożyłem zamówienie. - Będą tam wszyscy goście hotelowi, pan dyrektor,
Agnieszka, Mariusz i jeszcze ktoś. Proszę to dopisać do mojego rachunku.
W recepcji zastałem Agnieszkę i dyrektora.
- Jutro wyjeżdżam, więc chciałbym państwa zaprosić na wieczór do biblioteki -
powiedziałem kłaniając się. - Myślę, że potem będziemy mogli rozwiązać zagadkę słów
,,Franges non flectes .
- Z ochotą przyjdę - zgodził się dyrektor.
- Ciekawe, co wymyśliłeś - mruknęła Agnieszka uśmiechając się.
Zadowolony wyszedłem na podjazd, przeszedłem przez most i wsiadłem do
cinquecento. Na zakręcie przy wyjezdzie nagle przed maską wyrósł mi Mariusz.
Zahamowałem.
- %7łycie ci niemiłe?! - krzyknąłem na niego.
Oparł się o auto i nie pozwalał mi ruszyć.
- Dokąd jedziesz? - zapytał.
- Do zamku Zwiecie - odpowiedziałem.
- Mogę pojechać z tobą?
- Wsiadaj - otworzyłem mu drzwi od strony pasażera. - Co się stało? - zapytałem, gdy
wyjechaliśmy z terenu zamku.
- Musimy pogadać.
- To widzę po twoim zachowaniu. Agnieszka coś narozrabiała?
106
- Tak jakby. Nie powiedziałem ci całej prawdy o wydarzeniach w podziemiach
bastionu.
- Tak, wiem.
- SkÄ…d?
- Taką mam pracę - zażartowałem. - Mam dziś dobry humor, a ty wręcz odwrotnie.
Przepraszam cię. Mów, co ci leży na sercu.
Minęliśmy Leśną i zatrzymałem się koło dawnej transformatorowni przy moście.
- Chcę jeszcze czegoś poszukać na górze - wyjaśniłem Mariuszowi. - Pomożesz mi?
- Tak.
Wysiedliśmy i wchodziliśmy po stromym zboczu, chwytając się gałęzi krzaków i pni
drzew. Po kilku minutach byliśmy na szczycie, obaj ciężko sapiąc.
- Wtedy jak zszedłeś do podziemi, wydarzyło się coś dziwnego - oznajmił Mariusz. -
Jeszcze przed wybuchem usłyszałem w piwnicy za mną wołanie o pomoc...
- To krzyczała Agnieszka - domyśliłem się.
- Tak - Mariusz skinął głową. - Wybacz, pobiegłem do niej. Stała w fosie i twierdziła,
że widziała w piwnicy pożar. Chwyciłem gaśnicę z kotłowni i pobiegliśmy w kierunku
pomieszczeń, gdzie trzymano kiedyś wino. Nim dobiegliśmy na miejsce, usłyszałem
cichy wybuch. Zaniepokoiłem się, bo ognia nigdzie nie było, Agnieszka przepraszała, że
jej się przewidziało. Rzuciłem się do tunelu pod bastionem. Wyjście z kotłowni było
zablokowane koksownikiem i kijem od szczotki. Zanim się wydostałem, usłyszałem
drugi wybuch i czyjeś szybkie kroki w fosie. Na miejscu znalazłem tylko zawalony...
- Co Agnieszka na to?
- Nie chciała powiedzieć, kto jej kazał to zrobić. Przysięgała, że widziała ogień. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]