[ Pobierz całość w formacie PDF ]
artystami. Słyszałem o takim jednym, który nazywa siebie żywą rzezbą . %7łe niby on sam jest
dziełem sztuki. Oryginalne! Ale być może zapomniał o Bogu. Widziałem też kiedyś na
wystawie setki stringerów rozpiętych pod sufitem na podobieństwo bojowych samolotów, tak
zwanych stealtów.
- Może jest w tym jakiś ukryty przekaz, który pańska percepcja nie chwyta? - wtrąciła
kąśliwie Alina.
- Przekaz? Och, zrobiła to już za mnie owa artystka od stringerów. Wyjaśnię to
młodzieży. Jak wiemy, samoloty te są niewykrywalne przez radary. Po prostu jej dzieło
wskazuje na radosną zbieżność z niewykrywalnością stringerów.
Studenci ryknęli śmiechem, do nich dołączyli kierownik oraz Irenka. Odebrałem ich
reakcję jako małe zwycięstwo w słownej potyczce ze Stachurskim. Mietek i Wiktor zachowali
spokój. Alina trzymała, oczywiście, stronę malarza.
- To jak to jest, panie? - skrzywił się z niesmakiem malarz. - Lubi pan Picassa, a
odnosi się do nowoczesnej sztuki z pogardą?
- To nie pogarda. To niechęć. Poza tym uważam, że różni tacy prekursorzy awangardy
wzięli od Picassa owo zgeometryzowanie przestrzeni z banalnego powodu. Ze zwykłego
buntu. A przy okazji cofnęli się do starożytności.
- O czym pan gada? - oburzył się.
- Greckim słowem techne i łacińskim ars określano umiejętność wykonywania
rzeczy według pewnych reguł estetycznych, a więc (poza malarstwem i rzezbą) także
rzemiosło. Notabene, już według koncepcji starożytnych filozofów dopuszczano możliwość
deformacji natury. Do sztuki zaliczano też filozofię, a jak wiemy Duchamp uważał się za
kogoś w rodzaju filozofa. Zredniowiecze przejęło wprawdzie starożytne pojmowanie sztuki,
ale zaczęto już wtedy budować jej hierarchię. W ten sposób oddzielono sztukę intelektualną
od sztuki wytwórczej (rzemiosła). Sztuka odzwierciedlająca naturę (realizm, naturalizm)
wytworzyła trójwymiarową głębię obrazu, twórca stołu został jednak rzemieślnikiem, nikim
więcej. Dlatego pomyślałem sobie, że idee Duchampa są podwójnie wtórne: raz, że jego bunt
jest epigoński, gdyż bazuje na geniuszu Picassa; dwa, sam Picasso jest w pewien sposób
wtórny, gdyż już starożytni lubili trójkąty, koła, kwadraty i deformowali naturę z miłości do
geometrii euklidesowej, zaś ojcem kubizmu był tak naprawdę Albert Einstein. Jego teoria
względności otworzyła bowiem oczy artystom początku wieku XX na pojmowanie
czasoprzestrzeni.
- Czyli nie uważa pan Duchampa za artystę? - zezłościł się Stachurski.
- Za artystów uważam twórców, których dzieł nie potrafiłbym sam stworzyć. Niektóre
pomysły Duchampa, a już z pewnością dzisiejszych konceptualistów, wydają mi się szczytem
łatwizny i naiwności. Szokowanie uważają za sztukę. Czy przejechany przez tramwaj
człowiek jest sztuką? Bo chyba wstrząsający jest widok rozjechanego człowieka? I co to za
sztuka umieścić pisuar w galerii! Dla mnie miejsce pisuaru jest w ubikacji. Czy jest sens w
nadawaniu gaciom innego sensu niż na to zasługują?
- Jeśli nowoczesną sztukę uważa pan za łatwiznę, to może wymyśli pan jakieś
konceptualne dzieło? - zaproponowała Alina. - Dzieło, które postawi pana w jednym szeregu
z krytykowanym przez pana Duchampem. Skoro to nie sztuka i każdy potrafi...
- Na studiach - przerwałem jej - wymyślaliśmy z kolegami różne takie dziełka . Z
nudów, rzecz jasna. Jedno z nich nazwałem: Upływający czas . Dam państwu przepis na
takowe. Otóż, oprawione w ramki płótno zamalowuję na szaro i zanoszę je na strych. Po
dwudziestu latach wyciągam pokryty kurzem i pajęczynami obraz, a następnie zanoszę do
galerii i zostaję okrzyknięty talentem.
- Pan sobie ze mnie kpi! - uniósł się malarz Stachurski.
- Mam pomysł - przerwała mu Anka. - Pan Paweł razem z nami próbował rozwiązać
problemy polskiego rolnictwa. Konkretnie chodziło o problem jego rozdrobnienia. Jak
zaradzić kurczeniu się liczby zatrudnionych w rolnictwie ludzi? W jaki sposób przeciwdziałać
upadaniu małych gospodarstw lub włączeniu ich w lepszy, bardziej wydajny system? Może
pan Stachurski mógłby podać jakiś interesujący koncept na uzdrowienie polskiego rolnictwa,
bo skoro sztuka zajmuje się już pisuarami i śmigłami, to pomyślałam...
- Nie znam się na rolnictwie! - bronił się malarz.
- A ja nie wiedziałam, że pan Paweł interesuje się rolnictwem - zaśmiała się Alina.
- I bardzo dobrze - poparł mnie kierownik. - Bez obrazu na ścianie można wytrzymać,
ale bez płodów rolnych nie da rady.
- Pytałem się naszej młodzieży - tu wskazałem studentów - co zrobić z ludzmi, którzy
nie wytrzymają konkurencji i będą zmuszeni sprzedać swoją ziemię bogatym rolnikom. Bo ci
z kolei będą potrzebować areału tamtych do utrzymania dużego stada krów. Co stanie się z
tymi ludzmi i ich rodzinami?
Zapadła cisza. Wszyscy intensywnie myśleli i nikt jakoś nie kwapił się do zabrania
głosu.
- Mam! - krzyknął Wiktor. - A może by tak przenieść na wieś te wszystkie pisuary,
rury i inne żelastwo zalegające galerie w całym kraju i zastosować je z pożytkiem dla
rolnictwa? Można by nimi skanalizować wreszcie polską wieś, co ostatecznie mogłoby
wpłynąć na rozwój agroturystyki!
Wybuchnęliśmy śmiechem. Tylko Stachurski i Alina zmarkotnieli.
Nagle uwagę biesiadników przykuły światła samochodu zbliżającego się uliczką do
zamku. Orzezwił nas dzwięk klaksonu. Zrozumiałem, że oto przyjechał Stefan. Podniosłem
się pierwszy.
- Kto to może być? - zainteresował się kierownik
- To zaproszony przeze mnie gość - odparłem. - Przepraszam, że nie wspomniałem o
nim. Wyleciało mi to z głowy. Zaraz wracamy.
Odszedłem. Słyszałem jeszcze, jak kierownik prosił Stachurskiego o pokazanie
akwareli zamku. Po przejściu kilkunastu metrów, usłyszałem jęk zawodu kierownika, do
którego tonu dołączył także Wiktor.
- To ma być zamek? - jęczał kierownik. - Nie widzę żadnego zamku!
- Nie trzeba widzieć - bronił swojej koncepcji malarz. - Trzeba to wiedzieć.
- Skąd ja mogę wiedzieć, że te bohomazy to zamek?
- Bo powiedziałem panu, że to zamek.
Jakie szczęście, że nie słyszałem dalszej części rozmowy i nie widziałem tych
akwareli. Mógłbym posunąć się do niejednej złośliwości.
Za bramą stał już przy samochodzie Stefan i machał do mnie ręką. Przeprosił mnie
szybko za spóznienie, lecz twierdził, że ktoś za nim jechał i specjalnie krążył po mieście, aż
wreszcie zgubił śledzący go pojazd. Dziękował mi, że nie zawiadomiłem o wszystkim policji.
- Czy przypadkiem nie był to biały opel? - zapytałem.
- Chyba tak. Na pewno biały. Chyba opel. Skąd to wiesz, do licha?!
Opowiedziałem mu o pechowo zakończonym pościgu za oplem. Zdradziłem też
podejrzenia w stosunku do Doroty. Bąknąłem o nowym liście o L.L., na koniec zaś
obwieściłem o odkryciu w piwnicy. Stefan stanął zaskoczony moimi słowami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]