[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zostań - rozkazałem Knoxowi.
Schylony wspiąłem się na szczyt schodów. Ostrożnie wyjrzałem. Nie było nikogo. Był
to poziom pomieszczeń magazynowych, gdzie znajdowały się sale zwieńczone
zaokrąglonymi sufitami. Małe szklane świetliki nad wejściami mogły świadczyć o tym, że
kiedyś przechowywano tu proch. W panującej tu ciszy słyszałem czyjeś słabe kroki.
Przypuszczałem, że korytarz, na który wyglądałem, miał kształt kwadratu i z niego
wychodziło się na wyższy poziom.
Ręką nakazałem Knoxowi, żeby czekał. Wyszedłem z tymczasowej kryjówki i idąc
bokiem, plecami do ściany, kierowałem się w stronę, skąd dobiegał krzyk. Doszedłem do
zakrętu i wyjrzałem. Na końcu w jasno oświetlonej sali był stół, palił się ogień rozpalony w
beczce po ropie, a do ściany przykuty łańcuchami był Sword. Jego ciało było pomazane
krwią, nosiło ślady świeżych ran i przypaleń.
- No, mały, zadzwonisz do firmy? - usłyszałem głos Raidera. - Jeżeli los pilota nie
zrobi na tobie wrażenia, zajmę się twoją panienką. Będę subtelny, ale zarazem skutecznie
bolesny.
- Ojciec nie negocjowałby z bandytami - usłyszałem głos Bruce a.
- Taaak? - Raider zaśmiał się. Teraz wyszedł zza framugi drzwi. Był tyłem do mnie. z
beczki wyjął kawał rozpalonego żelastwa i trzymając go przez specjalną rękawicę przytknął
rozżarzoną końcówkę do piersi Sworda.
Poderwałem się, chcąc biec na pomoc przyjacielowi. Nagle czyjeś silne ramiona
chwyciły mnie od tyłu i szarpnęły do siebie. To był Tango, który uśmiechał się szyderczo.
ROZDZIAA PITNASTY
NIESPODZIEWANY SPRZYMIERZENIEC " KIM BYA RED BARON? "
WZYWAMY POMOCY " PRZYGOTOWANIA DO OBRONY W DON%7łONIE "
ZAJMUJ STANOWISKO NA WIE%7łY " SKRUCHA BRUCE A " PIRACI
SZTURMUJ NASZE POZYCJE " NADCHODZI POMOC
Tango położył palec na ustach, nakazując mi milczenie. Nie wiem, skąd nagle się
wziął za moimi plecami. Może był w jednym z pomieszczeń? Bardziej prawdopodobne, że
robił obchód. Na ramieniu miał zawieszony karabin, a przy sobie pełne wyposażenie.
Wycelowałem w niego lufę karabinu, ale on dalej się uśmiechał.
- Strzelisz, a Red Baron załatwi Sworda i Bruce a - szepnął.
- Tam jest ten pirat?
- Oczywiście.
Za plecami Tango skradał się Knox. Eks-komandos dalej uśmiechał się.
- Powiedz staruszkowi, żeby opuścił lufę - poprosił.
Dałem znak Knoxowi. W tym momencie po korytarzu poniosło się wycie Sworda.
- Zabiją go - wściekły obróciłem się w miejscu.
Wybiegłem za róg. Zaraz za mną biegł Tango. Knox przytomnie został w rogu mając
baczenie na oba korytarze. Tango wyprzedził mnie i pierwszy wbiegł do pomieszczenia.
Rozległy się tam krótkie serie. Wpadłem kilka sekund po nim. Raider cały we krwi, zmięty
jak szmaciana lalka leżał w rogu pomieszczenia. Osłupiały Bruce siedział przy stole z
telefonem satelitarnym i patrzył na nas zdziwionym wzrokiem. Sword podniósł wzrok.
- Odepnij go - rozkazał Tango wskazując na pilota.
- Gdzie jest Red Baron? - zapytałem.
- Tam - Tango beznamiętnie wskazał na martwe ciało Raidera. - Zginął jak jego
piracki pierwowzór przed wiekami.
- Dlaczego... - zdumiony nie dokończyłem pytania.
- Pózniej pogadamy - mruknął Tango. Wyjrzał na korytarz.
- Mamy gości - oznajmił wesoło. Posłał w głąb korytarza serię z karabinu. - Podaj mi
słuchawkę - zwrócił się do Bruce a. Potem dyktował mu numer telefonu. - Mam nadzieję, że
nie przetną kabla łączącego urządzenie z anteną satelitarną na budynku.
Rozkuwałem Sworda i zacząłem opatrywać jego rany.
- Wiedziałem, że złe licho cię tu przyniesie - powiedział pilot. - Ty się nigdy nie
poddajesz?
- Jeszcze nie nadszedł mój czas - odparłem posypując jego tors proszkiem
bakteriobójczym i łagodzącym ból.
- A temu co? Zahipnotyzowałeś Rambo? - wskazał na Tango. Ten spokojnie zmieniał
magazynek, jednocześnie przytrzymując ramieniem słuchawkę przy uchu.
- To jeszcze nic, w korytarzu czeka na ciebie twój dłużnik. Ma karabin i ochotę na
podróż lotniczą. To rzeczywiście był Red Baron? - ruchem głowy wskazałem ciało.
- Tak. Nie poznałem drania, ale poprzednio nie widziałem go. Wszystkim jeńcom
zakładał czarne worki na głowy.
- Costeza? - Tango krzyczał do słuchawki. - Zciągaj kawalerię - potem podał mu
położenie geograficzne zatoki. - Załatw desant helikopterowy na górę i osłonę bojowych
szerszeni.
Tango rzucił słuchawkę o podłogę, nogą ściągnął za kabel aparat telefoniczny i
porządnie kopnął go na środek korytarza. Zaczajeni w zaułkach piraci otworzyli ogień
rozbijając urządzenie.
- Paweł - Tango zwrócił się do mnie. - Obejdziesz korytarz ze staruszkiem i zajdziecie
gnidy z drugiej strony. Postrzelajcie, naróbcie hałasu, a uciekną. Musimy stąd wyjść, bo zaraz
nas tu załatwią.
Przeskoczyłem za załom i pobiegłem do Knoxa.
- %7łółci atakują? - zapytał.
- To nie Vietcong, tylko piraci - tłumaczyłem zrezygnowany. - Uważaj na siebie, bo
trzecia żona będzie niepocieszona.
- Raczej zostanie wesołą wdówką - zaśmiał się Knox.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]