[ Pobierz całość w formacie PDF ]

1 ton ich rozmowy stawał się coraz głośniejszy, lecz gdy słuchałem ich, nie wydawało mi się wcale,
iżby głos męski należeć miał do pana Derieux, jakkolwiek ten Guillaume  kimkolwiek był  mówił
głosem równie lubieżnym, co ów poprzedni.
Ale cóż oni mogli tyle czasu tam robić? Obróciwszy głowę wytężyłem wzrok.
Stali teraz blisko siebie całując się. Ona trzymała jego fiuta i  zdaje się  masowała go. On zadarł
jej koszulę i rękę wsunął między nogi. Głaskał pewnie jej kocura.
Obróciłem trochę bardziej głowę i teraz, gdy widzieć mogłem ich wyraznie, nie miałem już
wÄ…tpliwoÅ›ci: nie byÅ‚ to Guillaume Derieux, mÅ‚odszy wychowawca, ale Guillaume Chrétien, starszy
wykładowca, młody Marsylijczyk w wieku lat siedemnastu, najzawziętszy ze wszystkich nauczycieli.
Wyglądało na to, że dobrze się bawią, zadawałem więc sobie pytanie, czy to już może jest rżnięcie,
czy dopiero przygotowania. Zabawiali się tak jeszcze chwilę, potem zniknęli mi z oczu za parawanem
i najwyrazniej  sądząc po odgłosach  weszli razem do łóżka.
Przez chwilę panowała cisza, tymczasem ja zacząłem się zastanawiać.
Jak to jest, że dobry Bóg  którego tak do głębi oburza zachowanie dzieci  nie sprzeciwia się
wcale, by taka matrona kładła się każdej nocy z innym Williamem?
Czyżby na ich psoty przymykał oko uśmiechając się pobłażliwie?
No a jeśli płakać musi stale z winy niedobrych dzieci i dorosłych folgujących sobie w sprośnościach,
to jego życie też niewarte jest złamanego szeląga.
Tymczasem tamtych dwoje w łóżku powtarzało zabawę, której byłem już świadkiem zeszłej nocy.
Zrazu wolniutko rozkręcali się, niczym puszczona dopiero co. w ruch maszyna parowa: po kilku
wszakże suwach tłok gwałtownie przyśpieszył tempa.
I znów rozbrzmiały znane mi odgłosy tarcia, te same nieartykułowane sapnięcia, nerwowe, szarpane
wdechy i pełne ulgi wydechy, nawet
to samo chropawe gruchanie  a wszystkiemu, jak uprzednio, akompaniowały skaczące rytmicznie
materace i skrzypienie nadwerężonych ram drewnianego łóżka.
Musieli mieć z tej zabawy sporo uciechy  bez potrzeby przecie nie zadawaliby sobie tyle trudu  i
stąd wywnioskowałem, iż nie może to być nic innego, jak owa najpiękniejsza rzecz w życiu.
Umierałem wprost z ciekawości, nie mogłem dłużej opierać się pokusie ujrzenia na własne oczy
 rżnięcia"; żeby zaspokoić ów głód wiedzy zakazanej, gotów byłem nawet narazić się na
niebezpieczeństwo.
Zrazu planowałem ześlizgnąć się na podłogę, podczołgać cicho i zerknąć za parawan, ale po
przemyśleniu zdecydowałem, że lepiej stanąć na łóżku i zajrzeć sponad papierowej przegrody.
Wstałem zatem powoli, przytrzymując się ściany ile mogłem i starając się robić jak najmniej hałasu;
byłem bardzo lekki, łóżko nawet więc nie skrzypnęło.
Przez dłuższą chwilę nie mogłem pojąć nic z tego, na co patrzyłem, ale w końcu dotarło do mnie, że
matrona leży na plecach, a Guillaume na niej. Razem poruszali się rytmicznie w dół i do góry.
A więc  pomyślałem  to musi być  bestia z dwojgiem pleców", z której chłopcy mieli kiedyś tyle
uciechy.
Wysilając wzrok, wstrzymując oddech, przesunąłem się ostrożnie na skraj łóżka. Teraz dostrzec
mogłem, że grube jej nogi splątane
były z jego nogami i że trzymali się kurczowo w objęciach.
 O tak, tak  mruczała matrona  ruszaj się leciutko, ale nie podnoś do góry, tak, teraz pchaj go
najgłębiej, jak możesz  och!
Chcąc dojrzeć jeszcze więcej, pochyliłem się odrobinę do przodu, gdy  nieoczekiwanie  materac
usunął mi się spod nóg i  o nieba!  poślizgnąłem się i z potężnym łoskotem runąłem na ziemię.
Uderzyłem się w głowę i potłukłem plecy, ale nie śmiałem nawet jęknąć; pochlipywać jąłem cichutko
dopiero próbując wyplątać się z prześcieradła; nim mi się to udało, matrona była już przy mym łóżku
i zatykała mi ręką usta, miażdżąc je niemal ze strachu, że będę wrzeszczeć.
 Co ty wyrabiasz, potworze?  syknęła mi prosto do ucha.
 Ja... ja wypadłem z łóżka.
 Ach tak? Wypadłeś?  chwyciwszy mnie za włosy potrząsnęła gwałtownie  A jakimże to
sposobem, co?
 Ja... naprawdę nie wiem, chyba się ześlizgnąłem  odparłem zdyszany.
 Przez sen?  spytała mięknąc trochę.
 Tak, chyba coś mi się śniło.
 Zniło ci się? Och, moje biedactwo  rzekła współczującym tonem całując mnie.
Pomogła mi ułożyć się w łóżku, otuliła i kazała spać.
Zobaczyłem więc, co chciałem, jakkolwiek życzyłbym sobie był widzieć jeszcze więcej; rzecz jasna,
nie byłem w stanie prędko zasnąć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl