[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szturchańca.
- Do jutra w południe. Zatrzymałam się w hotelu  Pickax". Nie jest to może  Plaza",
ale ma swoje łóżko i łazienkę w pokoju, za co jestem wdzięczna.
- Chodzmy dzisiaj na kolację. Przychodz do mnie, jak tylko znuży cię robota.
Napijemy się drinka, no i przywitasz się z Koko, który z nieznanych powodów robi tu właśnie
nieziemskie zamieszanie.
- Do zobaczenia pózniej - powiedziała.
Qwilleran odwrócił się w kierunku kota, który siedział na stoliku obok telefonu, tuż
poza zasięgiem jego ramienia.
- No i o co chodziło, młody człowieku? Jeśli koniecznie musisz monitorować moje
rozmowy, rób to w jakiś cywilizowany sposób.
Koko podrapał się po uchu z irytującą nonszalancją.
Qwilleran wrócił do pisania na maszynie tylko po to, żeby po chwili odebrać telefon
od Polly Duncan. Jej słodki głos wskazywał na to, że przezwyciężyła już zły nastrój, i jego
nadzieje wzrosły.
- Jestem zakłopotana, Qwill - wyznała. - W poniedziałek były twoje urodziny, a ja
nawet o tym nie wspomniałam, kiedy w środę jedliśmy kolację. Jeśli jeszcze nie jest za
pózno, żeby świętować, czy zechciałbyś być moim gościem w  Stefanii" dziś wieczorem?
- Bardzo... - powiedział ciepło. - Bardzo bym chciał, ale niestety architekt kierujący
projektem teatru przyjechał tu dzisiaj z Cincinnati i muszę czynić honory domu.
- Na jak długo przyjechał?
- Hmm... wyjeżdża jutro w południe - zdecydował się nie prostować różnicy płci.
- To może jutro wieczorem?
- W sobotę? W sobotę szefowie gazety zapraszają cały zespół na oblewanie
zwycięskiego wejścia na rynek. Impreza nie jest bardzo oficjalna, domowe świętowanie z
drinkami, przystawkami i przemowami, ale muszę tam być, reprezentuję Fundację
Klingenschoenów.
- Jesteś nadzwyczaj zajęty, prawda? - powiedziała szorstko. Czekał z nadzieją, że
zaprosi go na niedzielny rostbef i pudding Yorkshire w jej przytulnym wiejskim domku, ale
tylko pożegnała się grzecznie i odłożyła słuchawkę.
I tak Qwilleran szedł do miasta w kwaśnym nastroju. W ręce trzymał kopię artykułu i
zamówienie na zdjęcie. Kiedy podchodził do budynku, zobaczył furgonetkę pocztową
parkującą przed siedzibą redakcji. Kierowca wciągał do budynku wory listów. Listy
zaścielały całą podłogę redakcji i wszyscy, wliczając naczelnego, rozdzierali koperty i liczyli
kupony z propozycjami nazwy dla nowej gazety.
- Chodz tu, Qwill! - zawołał Junior. - Kop i zacznij liczyć. Poczęstuj się kawą i
pączkami.
- Najlepsze są dopiski. Tutaj jest jedna propozycja:  Frazesy z Moose County".
Do południa było kilka pojedynczych głosów na  Kroniki",  Sygnały",  Spotkania",
ale osiemdziesiąt procent czytelników głosowało za pozostawieniem tytułu z pierwszego
wydania  Moose County coś tam".
- Przynajmniej jest oryginalny - przyznał niechętnie Riker.
- Tutejsi ludzie lubią się wyróżniać - wyjaśnił Junior. - Mój sąsiad z naprzeciwka
wiesza choinkę do góry nogami pod sufitem, i jest restauracja, w której każą płacić pięć
centów za papierową serwetkę.
- Znam farmera z Wildcat, który nie wierzy w letnią zmianę czasu. Mówi, że nie
przynosi żadnych oszczędności, i odmawia przestawienia zegara. Jest spózniony całe lato -
powiedział Roger.
- Czekajcie, to wam się spodoba - przerwała im Hixie. - Sprzedałam reklamę jednej
staruszce ze Smiths Folly, która handluje słodyczami, papierosami i pismami
pornograficznymi, i ona wspomniała o pogrzebie Fitchów. Przyznała, że nigdy nie była na
pogrzebie i że cała jej rodzina jest pochowana na podwórku za domem, bez zbędnych
ceregieli.
- Nie wierzę w ani jedno słowo z tych bzdur - westchnął Riker.
- W Moose County uwierzę we wszystko - powiedział Qwilleran - ale Hixie przesadza
co do magazynów. Byłem w tym sklepie.
- To prawda - nalegała Hixie - gorący towar jest pod ladą.
- W porządku, darmozjady, do roboty! - rozkazał Riker. - Nadchodzi listonosz z
następnym worem.
Qwilleran miał zamiar wyjść, dopóki nie usłyszał, że zamawiają kanapki.
- Jakie wieści na policyjnej działce? - zapytał Rogera.
- Zledztwo trwa. To wszystko, co mówią.
- Zawsze mówią tylko tyle. Masz jakieś wskazówki, że zbliżają się do rozwiązania?
- Wszyscy mówią, że koło podejrzeń zawęża się do Chipmunk. Ludzie mówili tak od
samego początku. Widzisz, nie podoba mi się, że miasto zyskuje taką reputację. Kiedy byłem
nauczycielem, miałem kilku dobrych studentów, którzy pochodzili z Chipmunk. Mieszkają
tam przyzwoite robotnicze rodziny w tych tanich budynkach komunalnych, a teraz wystarczy
kilku chuliganów i już skreślają całe miasto.
Qwilleran gładził wąsy gestem, który Riker od razu rozpoznał.
- Jeśli policja nie może rozwiązać jakiejś sprawy, Qwill to zrobi - rzekł z odrobiną
sarkazmu.
- Zastanawiałem się nad jedną rzeczą - myślał na głos Qwilleran. - Zona Harleya
nigdy nie brała udziału w próbach Klubu Teatralnego. Sądzę, że nie podobali jej się ludzie.
Więc dlaczego miała zamiar przyjść na próbę tego wieczoru? - czekał na opinie, ale nikt się
nie wyrywał ze swoimi sugestiami.
- Czy chciała wyjść z domu? Czy wiedziała, co się szykuje?
- Wow! - powiedział Junior. - To raczej skrajne przypuszczenie.
- Nie wiemy, jakie związki łączyły ją z Chipmunk. Mogła brać udział w akcji
obrabowania rezydencji.
- Jej panieńskie nazwisko brzmi Urkle, a to nie jest zła rodzina. Belle nie była dobrą
uczennicą, rzeczywiście odstawała. Ale nie była też złą dziewczyną.
- No dalej, Qwill, jaka jest twoja teoria?
- Powiedzmy, że dostarczyła włamywaczom klucz i powiedziała, gdzie mają szukać
łupu. Ale czasu było coraz mniej, bo David i Jill się spózniali. Kiedy przyjechali jej
wspólnicy, spotkali się z Harleyem. Może ich rozpoznał, a może bali się, że ich rozpozna,
udało im się trafić i go zabili. Potem trzeba było uciszyć Belle, bo wiedziała, kto zamordował
jej męża, i bali się, że ich sypnie podczas przesłuchania.
- Wow! - powiedział młody naczelny.
- Ilu ludzi było według ciebie zaangażowanych we włamanie? - zapytał Roger. -
Wszyscy mówią o sprawcach w liczbie mnogiej.
- Jak w każdej konspiracji - im mniej, tym lepiej. Moim zdaniem jeden stał na czatach,
a drugi odwalił robotę w środku. Ponieważ był sam, więc musiał mieć broń, inaczej Harley
mógłby go pokonać... mam przed oczami smutny obraz biednej małej Belle Urkle w jej tak
zwanym stroju do przesłuchań, czekającej na górze, jak zdaje sobie sprawę, że plan się nie
powiódł, i jak odgrywa scenę, której przedtem nie próbowała.
- Czy w tle powinna lecieć delikatna muzyczka? - zasugerowała Hixie.
- Słyszy na dole strzały. Jest przerażona, nie wie, co stanie się dalej. Słyszy, jak
zabójca wchodzi po schodach...
- Lepiej wróć do pisania tej swojej powieści, Qwill - skwitował jego przypuszczenia
Riker.
Potem odezwał się Roger. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl