[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaskoczonemu wąsaczowi. - Mój fryzjer pokazywał mi na rycinach Gibsona. Tę perukę
dostałam właśnie pocztą lotniczą.
Qwilleran z miejsca pomyślał o różnicy między entuzjastyczną i dbałą o szczegóły
Maxine a rzeczową do bólu Lish, która rozmowę rozpoczyna od pytania o stawkę.
W sali konferencyjnej ściśnięto rzędy krzeseł, aby zrobić miejsce dla dwóch stołów,
dwóch krzeseł i starego, biurowego wieszaka, na którym radiowy meteorolog mógł powiesić
szubę i kapelusz po strzepnięciu z nich płatków sztucznego śniegu.
- Mogę podglądać? - spytał Gary Pratt.
Qwilleran stanął w głębi sali i oczekiwał na sygnał do wejścia. Wkrótce zgasły światła
w sektorze dla publiczności, a rozświetliły się reflektory skierowane na scenę. Maxine
wkroczyła na scenę, aby wygłosić swoje wprowadzenie. Pózniej siadła przy magnetofonie i z
głośników rozbrzmiał dżingiel PKX FM. Następnie głos spikera przeczytał reklamy
ananasów za piętnaście centów i samochodów sprzedawanych z dodatkowym wyposażeniem:
szybami i światłami.
W tym czasie Qwilleran wszedł na scenę, strzepując śnieg z ubrania i spoglądając z
niepokojem na zegarek. Marinę czekała na jego sygnał, aby ściszyć następującą po reklamach
muzykę. Następnie przez jakieś pół godziny meteorolog przemawiał do publiczności przez
atrapę mikrofonu i rozmawiał ze świadkami katastrofy przez atrapę telefonu.
Gdy próba dobiegła końca, Gary ruszył w kierunku sceny, klaszcząc w dłonie i
krzycząc: Brawo! Następnie poklepał po plecach meteorologa swoją niedzwiedzią łapą i
wyściskał inżyniera dzwięku.
- Zapraszam do biura, Qwill. Mam dla ciebie ważną informację.
- Złą czy dobrą?
- Jedno i drugie.
Rozdział dwunasty
Kiedy po spakowaniu sprzętu Qwilleran wpadł do biura, Gary usadził go na krześle przy
biurku.
- Musiało ci zaschnąć w gardle. Czego się napijesz?
- Wody squunk, jeśli można. Zacznijmy od złej wiadomości...
- Lish zmierza ku nam z Wisconsin.
- Odebrała list od prawnika?
- Najwyrazniej, gdyż postanowiła zarezerwować u mnie parę pokoi. Powiedziałem jej,
że na weekend mamy komplet gości. Spytała więc, czy może przespać się u mnie na
parkingu. To ja jej na to, że nie mam licencji na pole kempingowe. To ona znowu poprosiła
mnie o twój telefon. To ja szybko kombinuję, co tu zrobić, i wreszcie mówię, że właśnie
zmieniłeś numer, a ten nowy jest zastrzeżony.
- Niezły masz refleks.
- No cóż... sądziłem, że nie chcesz mieć na głowie Lish i tego jej fagasa. Zresztą jakby
jej zależało, mogłaby zostawić wiadomość w redakcji, nie? A w Brrr jest mnóstwo
kempingów z toaletami, kuchniami i innymi wygodami. Ale przypuszczam, że jej chodzi o
Mount Vernon. Chce narobić smrodu wokół tej sprawy, a jak się zawezmie, to niech Bóg ma
nas w swej opiece, Qwill! Myślisz, że powinienem poinformować o całej sprawie policję?
- W każdym razie nic by to nie zaszkodziło - powiedział Qwilleran, który pluł sobie w
brodę z racji feralnego zlecenia, jakie dał Lish. Koko od początku wiedział, z kim ma do
czynienia.
- Teraz przejdzmy do wiadomości dobrych.
- Rezerwacje na Wielki sztorm są już niemal wykupione. Obawiam się, że musicie się
szykować na parę dodatkowych przedstawień. Wyobraz sobie, że choć wstęp jest darmowy,
ludzie zostawiają darowizny wysokości dziesięciu, dwudziestu dolarów.
- Miejmy nadzieję, że się nie zawiodą. Rzecz nie jest tak intrygująca jak w przypadku
Wielkiego pożaru.
- Oni nie dla sztuki przychodzą, ale dla ciebie! Ale to, co obejrzałem dzisiejszego
wieczora, to naprawdę dobry kawałek teatru. Uważam, że powinniśmy dodać przedstawienia
w niedzielne poranki plus parę występów w dni powszednie.
- Skoro tak mówisz - odparł skromnie wąsacz. Zanim stał się dziennikarzem, wszystko
wskazywało na to, że skończy na deskach któregoś z teatrów. (W grę wchodziła jeszcze
kariera bejsbolisty i pianisty jazzowego).
- A co o tym sądzi Maxine? Czy jest gotowa na takie poświęcenie?
- Moja żona oszalała na punkcie tego przedstawienia! Wciąż o nim gada, od rana do
wieczora.
Qwilleran poświęcił następny poranek na szlifowanie felietonu o Agacie Burns świadom, że
ma to być nie tyle zwyczajny reportaż, co hołd złożony stuletniej nauczycielce. Piątkowe
Coś tam wyjątkowo wychodziło wcześniej. Już o dziesiątej rano miało kłuć wszystkich
czołówką: SZCZZLIWA DWUSETKA!
Pobiegł do centrum z maszynopisem, wstępując po drodze do kwiaciarni, aby
zamówić kwiaty na weselną kolację. Claudine powitała go serdecznie, a w jej niebieskich
oczach znalazł jak zwykle pełnię zrozumienia.
- Czy masz jakieś lilie z krótkimi łodyżkami?
Kwiaciarka rozejrzała się dookoła.
- Prawdę mówiąc, nigdy o takich nie słyszałam. Wszystkie lilie rosną na długich
łodygach. Ale mogę zadzwonić do swego dostawcy z Chicago. Na kiedy ich potrzebujesz?
- Muszę je mieć najpózniej na sobotę wieczór. Kazano mi przygotować dwie krótkie
wiązanki z żółtych lilii bez żadnego przybrania.
- Myślę, że nic się nie stanie, jak po prostu przytniemy łodyżki.
- A masz odpowiednie wazony?
Wkrótce Claudine znalazła dwa niskie wazony, imitacje rżniętego szkła. Rozpoczęła
się dyskusja. Czy dwa wazony mają być takie same? Ile kwiatów włożyć do każdego z nich?
Cztery będzie za mało, sześć za dużo. A jeśli pięć, to w jakiej konfiguracji: trzy białe, dwie
żółte czy odwrotnie - trzy żółte i dwie białe? Wreszcie wybrano rozwiązanie kompromisowe:
w jednej wazie przeważały białe, w drugiej żółte, a obie w sobotę zostaną dostarczone do
Boulder House .
Claudine wyglądała na szczęśliwą, że nie musi już dzwonić do Chicago.
Wczesnym popołudniem Qwilleran wybrał się do najbardziej ekskluzywnego sklepu w
mieście. Złote litery na witrynie głosiły: EXBRIDGE & COBB. ANTYKI.
- Czy masz jakieś miniaturowe buciki z porcelany? - spytał właścicielkę Susan
Exbridge.
- Nie, ale wiem, gdzie możesz coś podobnego dostać. Zacząłeś zbierać bibeloty? W
Lockmaster jest paru poważnych kolekcjonerów.
- Widziałem coś podobnego u Edythe Carroll. Któregoś dnia zaprosiła mnie na herbatę
i pomyślałem, że chciałbym wzbogacić jej kolekcję.
- To ryzykowny pomysł - zauważyła Susan. - Kolekcjonerstwo to sprawa bardzo
intymna. Przez wiele lat Edythe zajmowała się tym wspólnie z mężem. Teraz, kiedy jego już
nie ma, przestało ją to bawić. Ostatni okaz pochodził z Miśni. Kupili go podczas wycieczki do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]