[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wienie się dziecka sprawiłoby, że spojrzeliby na siebie inaczej, z miłością? Czy to by ni-
czego nie zmieniło i ona nadal czułaby pociąg do Bryana?
- Zapewnie teraz, mając pieniądze z polisy Dillona, będziesz chciała rozejrzeć się
za własnym domem - zauważył Hugh. - Zanim jednak znajdziesz odpowiedni, mogłabyś
zamieszkać w naszym domku gościnnym. Julia i ja byliśmy zachwyceni.
- Och, tak! - Julia poparła męża. - Zgódz się. Obiecuję, że nie będę ci przeszkadzać
ani wpadać bez zapowiedzi. No, może tylko raz dziennie, żeby pobawić się z małym.
Pomysł ten Morgan się spodobał. Ona miałaby kogoś do pomocy, a Brice miałby
szansę nawiązać bliską więz z dziadkami.
- Czy ten jeden raz dziennie mógłby być o drugiej w nocy, kiedy Brice uznaje, że
pora na zabawę?
- Czyli zgadzasz się?
- Oczywiście, że tak - odparła Morgan.
Starsza kobieta uścisnęła ją z całej siły.
R
L
T
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - Dopiero po dłuższej chwili opuściła ramiona i
popatrzyła na syna. - Może pokaż Morgan domek. O ile panuje w nim jako taki porzą-
dek.
- Panuje. Jako taki.
- To dobrze. - Julia wzięła wnuka na ręce. - Nie musicie się spieszyć.
- Jak nam szczęście dopisze, może wyjedziemy stąd przed północą - powiedział ze
śmiechem Bryan, kiedy szli po trawniku w stronę domku. Po chwili dodał poważniej-
szym tonem: - Cieszę się, że zgodziłaś się tu zamieszkać. Móc być blisko wnuka... to
wiele znaczy dla moich rodziców. Mają do mnie pretensję, że tak długo utrzymywałem
was w tajemnicy.
- Uważałeś, że tak będzie lepiej. - Czuła, że nie zna całej prawdy; że Bryan coś
przed nią ukrywa. - Ja też się cieszę, że Brice będzie miał dziadków na wyciągnięcie rę-
ki. Każde dziecko zasługuje na przynajmniej jedną kochającą babcię i jednego dziadka.
- Uważaj, bo go strasznie rozpieszczą. Zanim się zorientujesz, zaczną zasypywać
go prezentami. Nie mówię o piłeczce czy misiu, ale o wielkim samochodziku, do którego
dwulatek może wsiąść, czy o pluszowym kucu wielkości małego słonia. Oni to uwielbia-
ją.
Morgan zmarszczyła czoło. Mówił tak, jakby to wszystko przeżył.
Doszli do domku dla gości. Bryan otworzył drzwi i przepuścił ją przodem. Chica-
gowski apartament był na pewno sporo większy, za to w tym wnętrzu panował ciepły
przytulny nastrój. Kuchnia z drzewa klonowego, wyposażona w najnowocześniejsze
sprzęty, oddzielona była od salonu rzędem szafek. Na blacie leżała gazeta, obok stał ku-
bek oraz talerzyk z kawałkiem grzanki. Morgan wyobraziła sobie, jak Bryan siedzi tu
rano przy śniadaniu, pijąc kawę, i przegląda sekcję biznesową.
- Zniadanie mistrzów - powiedziała żartobliwym tonem.
- Robienie grzanek to szczyt moich możliwości kulinarnych. Tylko nie mów Julii,
że zostawiłem na wierzchu brudny talerzyk. Byłaby przerażona.
- Bez przesady. Zazwyczaj mieszkania nieżonatych facetów przypominają chlew, a
u ciebie jest naprawdę czysto.
- To dlatego, że spędzam tu mało czasu.
R
L
T
Przeszli przez salon do niedużego korytarza. Bryan otworzył pierwsze drzwi po
lewej. Kiedy zapalił światło, zobaczyła ogromną łazienkę z wanną oraz kabiną pryszni-
cową. Wskazując na uchylone drzwi w przeciwległej ścianie, rzekł:
- Można wejść z korytarza lub z sypialni.
I właśnie tam się udali, do sypialni. Bryan odsłonił okna, wpuszczając do środka
światło słoneczne. Hm, trzeba będzie nieco poprzestawiać meble, pomyślała Morgan,
żeby zmieścić tu łóżeczko Brice'a i stół do przewijania.
Bryan odczytał jej myśli.
- Można usunąć biurko, a łóżko postawić pod drugą ścianą. Wtedy dodatkowe me-
belki zmieszczą się bez problemu.
Biurko, o którym mówił, zawalone było papierami. Obok stał laptop.
- Za mało spędzasz tu czasu, żeby nabrudzić, ale starcza ci go, żeby zasiąść do
pracy?
- Powiększamy firmę. Ponieważ ojciec zbliża się do wieku emerytalnego, więk-
szość spraw jest na mojej głowie. Muszę trzymać rękę na pulsie.
Nie wątpiła, że Bryan jest bardzo zajętym człowiekiem, ale to trzymanie ręki na
pulsie brzmiało jak wymówka.
- Powinieneś częściej wychodzić, spotykać się z ludzmi.
- Skąd wiesz, że nie wychodzę?
Skrzyżowała ręce na piersi.
- Tak szybko znalazłeś kogoś na miejsce Courtney?
- Przeszkadzałoby ci to?
- Tak. - Zbyt pózno ugryzła się w język. Uświadomiła sobie, że naprawdę by jej
przeszkadzało. Miała ochotę wyć na samą myśl, że Bryan mógłby całować inną kobietę
tak, jak tamtego razu całował się z nią. Na szczęście, kiedy się odezwała, głos miała
normalny: - Mówiłeś, że nie łączyła was szalona miłość.
- Wystrzegam się poważnych związków.
Ciekawe dlaczego? Z powodu rozwodu? Pewnie tak. Może boleśnie przeżył roz-
stanie z żoną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]