[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale Colby jeszcze nie wyjawił Sarinie rewelacji Tate'a. Mimo
spędzonej razem nocy Sarina wciąż traktowała go chłodno i
nieufnie. Nie chciał na nią naciskać. Niech spokojnie sobie
wszystko przemyśli.
Wybrali się do prowadzonego przez Eba Scotta obozu
treningowo - szkoleniowego. Wśród dawnych kumpli Colby z
miejsca poczuł się jak w domu. Cieszył się, że Sarina zna jego
przeszłość, że już nie musi jej okłamywać. Spodziewał się, że
zareaguje zupełnie inaczej. Była uczciwa, przestrzegała prawa,
wyznawała tradycyjne wartości. Sądził, że nie będzie chciała mieć
z nim do czynienia, kiedy dotrze do niej, czym się zajmował. A
ona wcale się od niego nie odwróciła.
Oczywiście nadal trzymała go na dystans. Zachowywała się
uprzejmie, ale była zimna jak lód.
- Niewiele się odzywasz - rzekł, kiedy dojechali na ranczo
Eba.
- Bo niewiele mam do powiedzenia.
- Wciąż jesteś zła z powodu Vance'a? Chciałem położyć tego
drania trupem - dodał sfrustrowany, widząc jej zdumioną minę -
ale Rodrigo mnie powstrzymał. Powiedział, że większe korzyści
będą z żywego Vance'a niż z martwego.
Zdziwił ją jego gniewny ton.
- Myślałam, że ci wszystko jedno, czy Vance żyje, czy nie...
- Przecież do ciebie strzelał.
Zauważył cień uśmiechu, jaki przemknął po jej wargach.
Eb Scott, chudy, wysoki blondyn o zielonych oczach, wyszedł
im na powitanie.
- Kopę lat! - powiedział, ściskając dłoń Colby'ego. - Dobrze
wyglądasz, stary.
- Ty też. - Colby rozejrzał się wkoło. Eb miał najlepiej
urządzony obóz na świecie. Kiedy tylko pojawiał się nowy sprzęt
do prowadzenia podsłuchu lub monitoringu, Eb natychmiast był
jego dumnym posiadaczem. - Zmieniło się tu od ostatniego razu.
- Ostatni raz to ty byłeś tu wiele lat temu - przypomniał mu z
uśmiechem blondyn.
- Racja. - Colby popatrzył na Sarinę. - Znasz Eba?
Potrząsnęła głową.
- Nie, natomiast dużo o nim słyszałam. Cyrus zamierzał nas
sobie przedstawić, ale jakoś nigdy się nie złożyło. - Wyciągnęła
rękę. - Sarina Carrington, agentka DEA.
- Byliśmy kiedyś małżeństwem - dodał Colby, widząc
pytające spojrzenie Eba. - Mamy córkę, która parę dni temu
skończyła siedem lat.
Eb wiedział, że Colby był żonaty, ale chyba z brunetką, a nie
z blondynką.
- Proszę mnie nie mylić z jego drugą żoną - wtrąciła Sarina. -
Ja jestem pierwszą. Jednodniową. Tyle trwało nasze małżeństwo.
Eb uniósł brwi.
- No proszę. Tak szybko się zorientowałaś, że kiepski z niego
będzie mąż?
Colby wybuchnął śmiechem. Zdumiało to Sarinę, sądziła
bowiem, że poczuje się urażony. Najwyrazniej łączyła ich
serdeczna więz.
- Co tu robicie? - spytał Eb. - Słyszałem, stary, że pracujesz u
Rittera w Houston.
- Owszem. I mamy pewien kłopot... chodzi o przemyt
narkotyków - wyjaśnił Colby. - Dowiedzieliśmy się, że do
Jacobsville ma trafić spory transport kokainy. Chcemy go
przechwycić.
- Brawo. Ci handlarze rozmnażają się w zastraszającym
tempie. Jakiś czas temu Micah, Cy i ja, z drobną pomocą Harleya
Fowlera, rozprawiliśmy się z Lopezem, a to znaczy, że wielu jego
ludzi szuka teraz nowego zajęcia.
- Ważne, że Lopez poszedł na dno. Dobra robota.
- To nie było trudne. Facet po prostu nas nie docenił.
- Jego następczyni ma ten sam problem - stwierdził Colby. -
Nie wierzy w wasze istnienie. Myśli, że to plotki wyssane z palca.
- Widać baba nie czyta gazet - mruknął Eb, o którego obozie
kształcącym najlepszych żołnierzy na świecie pojawił się w prasie
spory artykuł. Było to mniej więcej w tym czasie, gdy zginął
Lopez.
- Cara Dominguez jest bardzo pewna siebie - wtrąciła
Sarina. - Ale zle sobie dobiera pracowników. Jeden z jej
zaufanych ludzi rozmawiał przez telefon o przerzucie towaru z
magazynu w Houston. Facet uznał, że poza nim nikt w firmie nie
zna hiszpańskiego. - Uśmiechnęła się. - No i się pomylił.
- Skoro wiecie, że towar jest u was, dlaczego nie
przeprowadzicie kontroli? - spytał Eb. - Jakiejś inwentaryzacji?
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wielki mamy magazyn -
odparł Colby. - Ani ile kartonów trzeba by otworzyć. Zresztą nie
wydaje mi się, żeby narkotyki były w kartonach. Myślę, że ukryto
je gdzie indziej.
- Gdzie? - zaciekawiła się Sarina.
- Nie jestem pewien. Po prostu mam takie przeczucie.
- Dawniej twoje przeczucia się sprawdzały - zauważył Eb.
- I to się nie zmieniło - mruknęła Sarina, nie patrząc na
Colby'ego.
- Dobra, trzeba wezwać Micaha i Cyrusa na naradę wojenną.
Cy zna faceta, który dokładnie spenetrował organizację Lopeza...
- Też go znam - przerwał mu Colby, spojrzeniem dając
przyjacielowi znać, aby nie rozwijał wątku.
- Dobrze, pózniej pogadamy - rzekł Eb, niedbale wzruszając
ramionami. - A na razie oprowadzę was po moim królestwie. Sally
wróci do domu koło czwartej. Po drodze odbierze z przedszkola
naszego syna...
- Niesamowite. Jeszcze sześć lat temu kto by pomyślał, że Eb [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl