[ Pobierz całość w formacie PDF ]
hotelu, odetchnął z ulgą, co dziewczyna od razu zauważyła.
Eugene wrócił w samą porę, by zjeść z nimi kolację. Zatelefonował z miasta
do Huntera i uprzedził, gdzie i o której mają się spotkać. Gdy ten ostatni się
rozłączył, spojrzał na podenerwowaną współlokatorkę czającą się w drzwiach
sypialni.
- Masz godzinę, żeby się przebrać i wziąć prysznic, jeśli chcesz - powiedział. -
Mamy spotkać się z Ritterami na kolację Pod Lejcami i Powozem.
- Dobrze - odparła. - Będę gotowa.
Zwidrował ją spokojnymi, niewzruszonymi ciemnymi oczami.
- Co zamierzasz założyć?
- A czemu pytasz? - zdziwiła się.
Milczał przez chwilę.
- Mam nadzieję, że nic czerwonego - mruknął i odwrócił się, by nie zobaczyła
rozmarzonego uśmiechu, który pojawił się na jego ustach.
- Och! - fuknęła oburzona.
Nie obejrzał się ani nie odezwał słowem. Wszedł do drugiej sypialni i zamknął
drzwi.
Nie licząc tego incydentu, kolacja upłynęła bez zgrzytów. Jeśli jednak Jenny
liczyła na cokolwiek z jego strony, skazana była na gorzki zawód. Zjadł szybko i
oddalił się pod byle pretekstem, i ani tego wieczora, ani następnego dnia go nie
widzieli. Kobiety wybrały się dla rozrywki do kina, podczas gdy Eugene pojechał na
76
S
R
ostatnie spotkanie na Wzgórzu Kapitolińskim. Zanim Jennifer się obejrzała, był już
wieczór i trzeba było szykować się na bal.
Czuła się jak podlotek przed pierwszą randką. Nigdy dotąd nie była na
prawdziwym balu, chociaż kiedyś, podczas jednej z zagranicznych misji, mało
brakowało, a wzięliby w nim udział z Hunterem. Ubrała się w satynową suknię,
upięła długie włosy w misterną fryzurę z luznymi wijącymi się kosmykami przy
skroniach. Do tego założyła satynowe pantofle. Suknię, niezwykle luksusową i
kosztowną, Jenny kupiła pod wpływem impulsu, ponieważ wtedy nie miała
właściwie gdzie się w niej pokazać. Kreacja miała głęboki dekolt i cieniutkie
ramiączka, które wiązało się na ramionach. Przeciwwagę dla dopasowanej góry
stanowił rozkloszowany dół, falujący przy każdym poruszeniu ciała, tak długi, że
wystawały spod niego tylko noski pantofli. Umalowała się odrobinę mocniej niż
zwykle i przez parę chwil zafascynowana własnym odbiciem patrzyła w lustro;
wyglądała zupełnie inaczej z policzkami muśniętymi różem, z oczami
podkreślonymi cieniem w kolorze jasnoszarym z nutką błękitu.
Czuła satysfakcję. Nigdy dotąd nie była w pełni zadowolona ze swojego
wyglądu, ale dzisiaj musiała przyznać, że prezentowała się wprost rewelacyjnie.
Chciała, żeby Hunter był z niej dumny, by chciał się z nią pokazywać. Zamknęła
oczy, wyobrażając sobie dzwięki walca. Czy poprosi ją do tańca? Uśmiechnęła się.
Na pewno. Będą wirować po sali balowej, wsłuchani w muzykę, obserwowani przez
wszystkich... Jennifer otrząsnęła się z rozmarzenia i wróciła na ziemię. Zciąganie na
siebie powszechnej uwagi to ostatnia rzecz, jaka byłaby Phillipowi na rękę,
pomijając wątpliwość, czy znał jakiekolwiek inne tańce oprócz wojennych wokół
ogniska.
Skrzywiła się w duchu. Oj, nie spodobałaby mu się ta uwaga. W ekspresowym
tempie wróciliby do stosunków sprzed wyjazdu. Jeśli kiedykolwiek w ogóle by się
do niej odezwał. Choć właśnie to mogłoby się okazać najlepszym rozwiązaniem, po-
wiedziała sobie w duchu. Gdyby jednak obnosił się ze swoją niechęcią do niej, nie
77
S
R
dowcipkowałby na temat tamtej czerwonej sukienki, którą miała na sobie podczas
ich jedynego wspólnego wyjścia.
Z drugiej strony, po co w ogóle wspomniał o tej sukience, i to już po raz
drugi? Gdy zdała sobie z tego sprawę, uśmiechnęła się do siebie. No, no. Widocznie
zapadła mu w pamięć bardziej, niż byłby skłonny się przyznać. Może powinna
przejść się po sklepach i sprawić sobie następną czerwoną sukienkę, jeszcze
odważniejszą, i nosić ją, dopóki Hunter nie padnie?
Aż podskoczyła, gdy rozległo się donośne pukanie do drzwi.
- Tak? - zawołała.
- Pora ruszać - odpowiedział cicho Phillip.
Chwyciła torebkę, omal nie wysypując całej zawartości na podłogę, i pobiegła
do sąsiedniego salonu.
Na widok Huntera w wizytowym garniturze po prostu oniemiała. Leży na nim,
jak ulał, pomyślała, wpatrując się w niego. Ciemna marynarka, biała koszula i
czarny krawat doskonale pasowały do jego karnacji, jak gdyby zostały specjalnie dla
niego wymyślone. Wyglądał tak elegancko, że nie mogła oderwać od niego oczu.
Nie pozostawał jej dłużny. Błądził spojrzeniem po całym jej ciele, którego
kształty podkreślała obcisła biała suknia. Mrużąc oczy, na nieco dłużej zatrzymał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]