[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kusiła go myśl, żeby sprawdzić, jak daleko pozwoli mu się posunąć, nie był jednak pewien, czy sam
umiałby się w porę zatrzymać. Od miesięcy nie przebywał z kobietą, a nie należał do mężczyzn,
którzy dobrze znoszą abstynencję.
Millie zauważyła jego rosnące poirytowanie. Myślała, że przeszkadza mu wieść życie, do jakiego był
przyzwyczajony. Było oczywiste, że nie mógł sobie pozwolić na schadzki z innymi kobietami, kiedy
zajmował się jej ochroną. Czuła się winna. Wolałaby wrócić do domu, żeby Tony znów zaczął się do
niej uśmiechać, nawet jeśli miałoby to oznaczać oddanie go w ręce jakiejś szybkiej uwodzicielki. Była
pogodzona z faktem, że Tony nigdy jej nie zapragnie. Kilka razy mówił, że nie jest w jego typie.
Następnego wieczora Tony chodził po apartamencie tam i z powrotem, aż Millie poczuła się na tyle
nieswojo, że chciała iść do siebie.
- Nie uciekaj z mojego powodu - powiedział Tony oschle. - Nie jestem po prostu przyzwyczajony do
takiej bezczynności.
- Nie, naprawdę jestem śpiąca - zapewniła go. - Dobrej
nocy.
- Pewnie. Dobranoc - odparł z sarkazmem.
66
W sypialni Millie założyła jego podkoszulek i nie gasząc światła, wyciągnęła się na łóżku. Czuła się
równie niespokojnie jak on. Czegoś jej brakowało. Pocałunków, pieszczot, dotyku mężczyzny. Tony
nie dotykał jej od czasu, gdy trzymał ją za ręce podczas rozmowy o jego matce. Obserwował ją jednak
pożądliwym wzrokiem spod przymrużonych powiek. Może i była niewinna i niedoświadczona, ale
która kobieta nie rozpozna żaru, trawiącego mężczyznę, kiedy na nią spogląda. W niej też płonął ogień
i nie wiedziała, co ma z nim począć. Nigdy wcześniej nie ogarnęło jej równie przemożne uczucie.
Przeciągnęła się znowu. Jęknęła z cicha na myśl o tym, jak słodko byłoby leżeć teraz w ramionach
Tony'ego, pozwolić mu się całować, dopóki tęsknota za nim by nie zagasła.
Usłyszała dzwonek telefonu. Kilka minut pózniej Tony zapukał do jej sypialni i otworzył drzwi, nie
pytając, czy jest ubrana.
Zamarł w progu, wpijając wzrok w jej sterczące piersi i odkryte, długie, piękne nogi. Zacisnął szczęki.
- Rekin musi czuć to samo, zanim wbije zęby w swoją ofiarę - powiedział chropawym głosem i
roześmiał się.
- Co takiego? - zapytała z zamierającym oddechem.
Tony zamknął drzwi za sobą, cisnął na kredens komórkę, którą trzymał w dłoni, i ruszył prosto w
kierunku jej łóżka.
Millie nie zdążyła się zastanowić, co by należało zrobić, gdy poczuła ciepłe dłonie Tany'ego na
swoich piersiach. Zaczął ją całować, jakby czekał na to od dawna i wreszcie spełniło się jego
pragnienie. Połączenie rozgrzanych, pośpiesznych pocałunków i jego wielkich, ciepłych dłoni na jej
wyprężonych piersiach stanowiło zbyt silne doświadczenie dla jej skrupułów. Wygięła się w łuk i
jęknęła
67
z takim pożądaniem, że Tony bez chwili wahania wcisnął się między jej nogi i dał jej poczuć to, co już
wiedziała: że jej pragnął.
To było dla niej jak spełnienie wszystkich erotycznych marzeń, jakie kiedykolwiek miała. Tony
pachniał korzennymi przyprawami i mydłem. Jego długie, falujące, czarne włosy były teraz
rozpuszczone, opadały mu na ramiona. Millie chwyciła je w dłonie i napawała się ich jedwabistym
dotykiem. Spojrzała zamglonym wzrokiem na jego usta pieszczące jej miękką skórę, na wargi
otaczające jej drobną pierś. Był to tak podniecający widok i uczucie, że Millie wyprężyła się, by
jeszcze mocniej poczuć na sobie jego usta. Zamknęła oczy, drżąc z napięcia, które narastało i
narastało, aż miała wrażenie, że umrze z pragnienia.
Podkoszulek leżał gdzieś na podłodze, razem z dołem od jego piżamy. Obsypał ją pocałunkami, jej
szyję, usta, piersi. Posunął się z doskonałym wyczuciem w dół, na jej płaski brzuch i zatrzymał się
tam, podczas gdy jego dłonie pieściły brzegi jej majtek. Czuł, że Millie drży pod jego dotykiem,
słyszał jej urywany oddech. Jeszcze kilka sekund, pomyślał, a Millie nie będzie w stanie go powstrzy-
mać. Płonął, zapędził się tak daleko, że w głowie kręciło mu się od zapachu jej skóry pokrytej gradem
jego pocałunków.
Millie poczuła jego dłoń pod swoimi majtkami. Kiedy jej dotknął, zamiast wznieść się jeszcze wyżej,
ulec pożądaniu, Millie nagle zdała sobie sprawę, co to w istocie oznacza. On wyjedzie z miasta i wróci
do pracy, zapominając, że cokolwiek się wydarzyło między nimi. Ona pozostanie sama ze
zdruzgotanym marzeniem i być może dzieckiem, gdyż nie używała żadnych środków antykon-
cepcyjnych.
Lecz kiedy Millie odpychała od siebie jego ramiona,
68
Tony nie zdawał sobie sprawy, że próbuje go powstrzymać. Zciągał właśnie z niej majtki, i niewiele
brakowało by...
- Nie! - wykrzyknęła. - Tony, nie mogę! Musisz przestać!
Tony uniósł głowę. Spojrzał na nią szklistym wzrokiem, oddychając ciężko. Jego muskularna,
owłosiona pierś unosiła się przy każdym oddechu.
- Co? - wykrztusił.
- Nie... Nie mogę! - powtórzyła.
Jego oddech nie zwolnił, dłoń ciągle się poruszała.
- Dlaczego nie? - zapytał.
- Nie biorę pigułek - wyrzuciła z siebie.
- Nie bierze pigułek - zamrugał, nic nie rozumiejąc.
- Mogę zajść w ciążę!
Wrócił chłodny rozsądek. Tony wziął kilka głębokich wdechów, aż zaczął się kontrolować. To tylko
pogorszyło sytuację, gdyż nagle zdał sobie sprawę, że Millie widziała, jak stracił nad sobą panowanie.
W oczach zabłysnął mu gniew, potępienie. Jednym ruchem odsunął się od niej i stanął obok łóżka.
Wciągnął na siebie spodnie od piżamy i zwrócił się do niej, wciąż potępiając ją wzrokiem, podczas
gdy ona próbowała się uspokoić i szukała podkoszulka, by się ubrać.
- To chyba przebije wszystko! - mamrotał z wściekłością. - Najpierw kusisz mnie spojrzeniem,
przyjmujesz z otwartymi ramionami i odwzajemniasz. Potem, w ostatniej chwili, kiedy już tracę nad
sobą panowanie, odskakujesz jak oparzona i każesz mi przestać, bo możesz zajść w ciążę! To po
prostu doskonałe! Doskonałe!
- Nie wiedziałam... - próbowała się bronić.
- Ze wszystkich podłych sztuczek, jakie robicie wobec mężczyzn, ta jest najpaskudniejsza -
powiedział tonem, który mógłby zamrozić piekło. - Próbowałaś się na mnie
69
odegrać, co? yle cię potraktowałem na pogrzebie Johna, więc chciałaś wyrównać rachunki?
Millie zarumieniła się i spuściła wzrok. Nie chciała płakać. Przygryzła dolną wargę, walcząc o
odzyskanie nad sobą panowania.
- Wcale nie chciałam wyrównać rachunków - powiedziała.
- Pewnie, że nie! - odparł z pogardą.
- Nie miałam żadnego zabezpieczenia - protestowała drżącym głosem. - Ja nigdy... Nie chciałam... Nie
wiem...
- Wiedziałaś to wszystko, kiedy tu wparowałem - powiedział chłodno. - Mogłaś wtedy powiedzieć:
nie".
Miał rację, oczywiście. Powinna była to zrobić wcześniej. Ale też nigdy wcześniej nie była w
ramionach Tony'ego, nie była przez niego całowana. Gotowa byłaby oddać życie za to doświadczenie.
To było dla niej jak wizyta w raju, te kilka gorących minut, zanim odzyskała nad sobą panowanie. Nie
umiała się bronić. On pewnie czuł ból. Millie zacisnęła zęby. Nie umiała znalezć właściwych słów
przeprosin.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]