[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ulegać zmysłom, chwilowym pragnieniom, choć te pragnienia
były tak niewyobrażalnie silne i przyjemne...
- Tak, masz rację. Jesteśmy tylko przyjaciółmi - powie­
działa z westchnieniem.
- Zgoda, tylko musisz przestać mnie dotykać, bo to do­
prowadza mnie do szaleństwa.
- Nie tylko ciebie - roześmiała się Janie.
- Ubierz się i lecimy do Miami. Dzieci pewnie nie mogą
się doczekać.
Janie poszła do swojej sypialni i szybko przygotowała się
do wyjazdu.
To była wspaniała wycieczka. Canton pozwolił siedzieć
Kurtowi na miejscu drugiego pilota i opowiadał mu o tym,
jak się prowadzi samolot. Na lotnisku czekała na nich limu­
zyna. Kurt był zachwycony, nigdy wcześniej nie jechał takim
samochodem.
- Jest tylko nieco dłuższy od innych - uśmiechnął się
Canton. - Tylko tym się różni od tych samochodów, którymi
jeździłeś do tej pory.
Po dojechaniu na miejsce, udał się na spotkanie, z powodu
którego tu przyjechał, a Janie z dziećmi wybrała się obejrzeć
ekskluzywne centrum handlowe. Nie kupowali wiele, bo
wszystko było tu bardzo drogie. Na koniec weszli do sklepu
81
WAKACJE W MEKSYKU
z czekoladą i zrobili w nim duże zakupy, po czym poszli spot­
kać się z Cantonem, żeby wspólnie wrócić do domu.
- Mój tata uwielbia czekoladę - powiedziała Karie.
- Tak samo jak Janie. Jeśli się chce mieć w domu jakieś
zapasy, to trzeba je głęboko schować, bo ona podgryza cze­
koladę dopóty, dopóki ma ją w zasięgu wzroku! - zawołał
Kurt.
- Pod tym względem też do siebie pasujemy - szepnął
Canton do Janie, tak by dzieci tego nie usłyszały.
Po powrocie do domu Janie dostała ataku strasznej migre­
ny. Nie zjadła obiadu ani kolacji, leżała w pokoju i cierpliwie
czekała, aż minie ten okropny ból głowy. Przerażony Kurt nie
wiedział, co robić i pobiegł po Cantona, który natychmiast
przyszedł do niej.
- Czy masz w domu jakieś środki przeciwbólowe? - spy­
tał, zorientowawszy się, co się dzieje.
- Nie - wyszeptała.
Canton zadzwonił po lekarza, który zjawił się w ciągu kilku­
nastu minut. Zrobił Janie zastrzyk przeciwbólowy i zostawił tab­
letki na wypadek, gdyby migrena nie przeszła do rana.
Ból ustąpił na tyle, że Janie mogła zasnąć.
Obudziła się nad ranem z głową na ramieniu Cantona.
Rozejrzała się zdziwiona, w pierwszej chwili nie wiedziała,
co się dzieje. Leżała w swoim łóżku, a obok niej leżał Canton
Rourke w granatowym szlafroku i spał! Obudził się jednak,
gdy tylko się poruszyła.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała zdziwiona.
Canton usiadł, wyglądał na bardzo zmęczonego, włosy
miał w nieładzie, był nie ogolony.
82
WAKACJE W MEKSYKU
- Lepiej się czujesz?
- Tak... - Janie zaczęła sobie przypominać, co się działo
w nocy. - Był tu lekarz, prawda? - upewniła się.
- Tak.
- Jak znalazłeś lekarza w środku nocy?
- To mój dobry znajomy. Leczył Karie, gdy byliśmy tu
dwa lata temu.
- Dziękuję ci za to, co dla mnie zrobiłeś. Bolało mnie tak
bardzo, że myślałam, że umieram.
- Nie ma za co, czego się nie robi dla przyjaciół - uśmie­
chnął się do niej.
- Połóż się z powrotem, tu, obok mnie, jest piąta rano, za
wcześnie, żebyś teraz szedł do domu. Mógłbyś niepotrzebnie
obudzić Karie...
- O tym samym myślałem - wyznał szczerze i położył się
koło niej. - Teraz już zostaniemy przyjaciółmi na wieki,
wspólnie spędzona noc do czegoś zobowiązuje.
- Ciekawe, czy ktokolwiek by uwierzył, jak ją spędzi­
liśmy...
- Gdyby cię znów zaczęło boleć, to mnie obudź, podam
ci tabletki.
- Wiesz, że jesteś najmilszym facetem, jakiego kiedykol­
wiek znałam?
- Wiem - uśmiechnął się do niej. - Postaraj się zasnąć.
Janie w pierwszej chwili myślała, że będzie miała z tym
trudności, bo świadomość bliskości „najmilszego faceta, ja­
kiego w życiu znała", nie działała na nią usypiająco. Jednak
równy rytm jego serca i ciepło bijące od jego ciała spowodo­
wały, że wkrótce znów zasnęła.
Obudził ją dziwny hałas, jakby ktoś rzucał metalowymi
83
84
WAKACJE W MEKSYKU
garnkami. Rozejrzała się, koło niej nie było Cantona. Wstała
włożyła szlafrok i wyszła zobaczyć, co to za straszne stuki
dochodzą z kuchni.
- Gdzie w tym domu, u licha, jest patelnia do jajek i tylkc
nie mów mi, że nie posiadasz takiego sprzętu!
- Chyba nie mam. - Janie usiadła, trzymając się za głowę.
- No, to jak smażysz jajka?
- W tym domu nikt nie jada jajek, więc nie szukałam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl