[ Pobierz całość w formacie PDF ]
polu bitwy; roznosiła konno rozkazy wśród świstu kul; pod Małogoszczą, Chrobrzem, Grochowiskami
słowem i przykładem podtrzymywała odwagę kosynierów. Podczas długiego pobytu na emigracji – wg
biogramu prof. Kiniewicza - m.in. pracowała ochotniczo jako sanitariuszka w czasie oblężenia Paryża
w 1870-1871 roku. W czasie Komuny wstawiała się u Jarosława Dąbrowskiego za uwięzionym
arcybiskupem G. Darboy i uzyskała zgodę na ewakuację grupy zakonnic z Paryża do Wersalu.
Wydawałoby się, że Garlicki, tak krytyczny wobec powstań, które pokazuje jako bezsensowne
rzucanie się przeciw potężnemu wrogowi, tym mocniej zaakcentuje znaczenie pracy organicznej,
podnoszenie Narodu wzwyż drogą rozwoju gospodarczego, osiągnięć kultury. Mogłoby to pokazać, że
Polacy coś jednak robili w XIX wieku i Garlicki po prostu żałuje, że wszyscy nie postawili na drogę
pokojowych, stopniowych działań, zamiast walki. Szybko okazuje się, że Garlicki faktycznie odnosi się
ze skrajnym lekceważeniem i dezynwolturą również i do tych pokojowych działań, pomija ogromną
część osób najbardziej zasłużonych dla rozwoju polskiej gospodarki i kultury w okresie od 1815 do
1919 roku.
Czyż można w ogóle uznać normalny, spełniający minimalne choćby wymogi, podręcznik dla
szkół średnich książkę Garlickiego, w której pisząc o historii od 1815 roku całkowicie pomija
się rolę odgrywaną po 1815 r., przez Uniwersytet Wileński z takimi wykładowcami, jak bracia
Śniadeccy czy Joachim Lelewel. W której całkowicie przemilcza się rolę odgrywaną w aktywizacji
gospodarczej Polaków w Wielkopolsce przez Hipolita Cegielskiego, Karola Libelta czy Piotra
Wawrzyniaka. W której całkowicie pomija się nazwiska takich budzicieli polskości w zaborze pruskim,
jak: Karol Miarka, Józef Lompa, Krzysztof Mrongowiusz czy Gustaw Gizewiusz. W którym nie ma
w ogóle takich nazwisk, jak: Jan Matejko, Artur Grottger czy Stanisław Moniuszko. W której
zabrakło w ogóle nazwisk takich postaci polskiej nauki, jak: Stanisław Staszic, Samuel Linde,
August Cieszkowski, Bronisław Trentowski, Oskar Kolberg, Tytus Chałubiński, Marceli Nencki,
Karol Olszewski, Zygmunt F. Wróblewski, Marian Smoluchowski czy Oswald Balzer. W której
całkowicie pominięto wynalazcę lampy naftowej Ignacego Łukasiewicza i założyciela słynnej szkoły
kształcącej inżynierów – Hipolita Wawelberga. Autor nie wspomniał ani słowem o tak zasłużonych
dla nauki postaciach polskiej emigracji, jak: Ignacy Domeyko, Edmund Strzelecki czy Józef Hoene-
Wroński. O tak wybitnych zesłańcach-badaczach, jak: Benedykt Dybowski, Jan Czerski czy
Aleksander Czekanowski.
Fałszerz historii Polski
Trudno zrozumieć dziwną “wybiórczość”, z jaką Autor selekcjonuje informacje podawane w swoim
podręczniku. Na s. 23 pisze np. o powstaniu w 1816 r. Szkoły Górniczej w Kielcach, ale pomija fakt, że
założył ją ksiądz Stanisław Staszic. Na tejże s. 23 pisze o założeniu Instytutu Agronomicznego w
Marymoncie w 1818 r., a pomija informację o roli odnowionego Uniwersytetu Wileńskiego w okresie do
1830 r. O tym, że Uniwersytet Wileński i Liceum Krzemienieckie istniały dowiadujemy się u prof.
Garlickiego wyłącznie z informacji o ich zamknięciu po upadku powstania (s. 43). Nie rozumiem,
dlaczego autor, pisząc o organizacjach konspiracyjnych w środowiskach gimnazjalistów klas starszych
i wśród studentów (s. 30), nie wymienia w ogóle nazwy filaretów i filomatów. Za to tym chętniej
eksponuje pozytywną rolę masonerii (s. 23).
Przez swoje żenujące pominięcia i przemilczenia Garlicki stwarza jakże fałszywy obraz rzekomego
fatalnego zaprzepaszczenia przez Polaków całego okresu od 1815 roku do odzyskania niepodległości
w 1918 roku. Taki ponury obraz polskich dokonań czy raczej niedokonań może wywołać u uczniów
tylko deprymujące uczucia wstydu i pesymizmu z powodu tak słabego dorobku własnego narodu.
Tego typu odczucia sprzeczne z prawdą o faktycznym bilansie polskich działań XIX wieku są skrajnie
antywychowawcze. Efekt tego typu “pisarstwa” prof. Garlickiego można by porównywać z uwagami
Teodora Tomasza Jeża, zarzucającymi stańczykom, iż z ogrodu pełnego kwiatów wynieśli tylko osty i
badyle. Stańczycy jednak swoje refleksje wyrażali w odróżnieniu od prof. Garlickiego w bardzo żywej,
barwnej stylistyce, a obalając jedne wzorce, troszczyli się o upowszechnienie innych. Obawiam się, że
lektura podręcznika prof. Garlickiego nie zachęci do naśladowania żadnych wzorców, a raczej
wzbudzi tylko poczucie obrzydzenia do tak “nieudacznikowskiej” rzekomo rodzimej historii.
Być może, niektórych szokuje ostrość, z jaką piętnuję haniebne zniekształcanie historii przez Janusza
A. Majcherka, Andrzeja Garlickiego czy zniesławiaczy postaci bohaterskiego przeora ks. A.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]