[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W łóżku zaś wiedzieli dokładnie, co, kiedy i jak długo, ponieważ
znali się na wylot i to się nie zmieniło i nigdy nie zmieni, podobnie
jak istniejąca między nimi magia.
Pózniej leżeli splątani z sobą i bezgranicznie szczęśliwi.
Miłość... Tak wygląda miłość, pomyślała Lindsay.
- Gavin...
- Mhm.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Ja cię... kocham. - Głos jej się załamał na ostatnim słowie.
- Lindsay.
- Mhm?
- Też mam ci coś do powiedzenia.
- Tak?
- Kocham cię.
Ze śmiechem starła łzy szczęścia.
58
RS
- Nie wierzę.
- Poważnie.
- Co za zbieg okoliczności.
Podniósł głowę z poduszki, uśmiechnął się szeroko.
- Niesamowicie mi się z tobą tańczyło.
- Dziękuję za piknik.
- Podobało ci się?
- Bardzo.
- Cieszę się.
- Myślałem... - Z powrotem położył głowę, przyciskając Lindsay
do siebie, wpatrując się w sufit.
- Tak?
Czyż nie była to wymarzona chwila, by jej powiedzieć, jak
bardzo pragnie zamieszkać w jakimś spokojnym miejscu, gdzie takie
pikniki są każdego dnia?
- Myślałem o tamtym wieczorze, kiedy zostaliśmy parą. Jakie to
niesamowite, że z przyjaciół nagle, w jednej chwili, przeobraziliśmy
się w kochanków?
- Tak. - Nie tego się spodziewała, ale podjęła temat. - To był
nagły wybuch uczucia. Tak samo jak dzisiaj, kiedy tańczyliśmy.
- Kochanie, ja przeżyłem taki nagły wybuch uczucia, kiedy
nasze oczy spotkały się podczas gali.
- Naprawdę? Chryste, a ja nie.
- Naprawdę nie?
- Nie kłamię - stwierdziła ze śmiertelną powagą. - Nic nie
poczułam.
59
RS
- Akurat! - Roześmiał się. - Kłamczucha.
- Monsieur, je ne suis pas la menteuse! - oburzyła się po
francusku
- Akurat... Mam dla ciebie dobre wiadomości. To się stało
pewnego wieczoru - sześć lat temu. To był początek wszystkiego
- Nie wracajmy do przeszłości. Co było, minęło.
- Ale nie dla nas. Zrobiła nadąsaną minę.
- Chcesz powiedzieć, że nigdy nie wskoczę do łóżka Brada
Pitta?
- Oczywiście, że nie. Nadal jesteś związana ze mną.
- O raju! - Narysowała palcem kółko na jego piersi. - Więc... co
teraz będzie?
- Będzie tak, że spróbujemy jeszcze raz. Poleć ze mną w
czwartek do Los Angeles. Sprawdz, jak się z tym czujesz. Zajmij się
scenariuszem. Pomóż mi.
Nabrała dużo powietrza w płuca.
- Okej.
- Okej? - Uniósł się na łokciach. Poważnie? Tak po prostu?
Trzepnęła go po ramieniu.
- Tak.
- Rany! - Opadł z powrotem na poduszkę.
- Gdybym wiedział, że to będzie takie łatwe, nie zawracałbym
sobie głowy piknikiem.
- Ach tak! - Trzepnęła go ponownie. - Jest jeszcze pewien
warunek.
60
RS
- Uff... przeczuwałem to. Potem pojedziesz ze mną do
Vermontu.
-Po co?
- Po co?! Naprawdę nie rozumiesz? %7łebyś sprawdził, jak się z
tym czujesz.
- %7łartujesz sobie? Takie miejsca wpędzają mnie tylko w
depresję.
Przewróciła oczami.
- Gavin, mógłbyś to zrobić choćby dla przyzwoitości.
- Posłuchaj. - Pocałował ją, i to dwukrotnie.
- Jeśli chcesz, odwiedzę to miejsce, ale sercem wszystkiego jest
Los Angeles. Tam pracuję i tam żyję. Podobnie jest z tobą, tylko nie
chcesz się do tego przyznać. Zapomnij o pisaniu powieści, nie jesteś
do tego stworzona.
- Chcesz powiedzieć, że nie mam...?
- Nie oszukujmy się.
Wlepiła w niego wzrok. Dał jej lekkiego kuksańca.
- Przyznaj sama.
- Dobrze, świetnie. - Głos jej ochrypł. To była prawda. Czemu
nie miałaby spojrzeć jej w oczy? - Jestem marną pisarką, a książka
jest nudniejsza niż pan Bradford.
- Twój sąsiad?
- Nauczyciel chemii w liceum.
- Ach tak. Za to jesteś wspaniałą scenarzystką, a w Los Angeles
jest wszystko: film, cały show biznes i, do licha& cały świat.
61
RS
Nie jej świat. Ogarnął ją smutek, wdarł się w jej szczęście jak
jakiś robak. Gavin nie zrezygnował. Teraz zrozumiała, co znaczył
jego triumfalny uśmiech w Club Tigre". Musiała mieć taki sam
triumfalny uśmiech, kiedy patrzyła na niego, gdy spał w Central
Parku. Każde z nich było przekonane, że postawiło na swoim i że
druga strona uznała ten inny sposób życia za najlepszy z możliwych.
Może nie docenili głębokości dzielącej ich przepaści.
Zeszła z łóżka.
- Dokąd idziesz?
- Pod prysznic. Czuję się lepka i przesiąknięta dymem.
- Nie potrzebujesz towarzystwa? Oczywiście, że pragnęła
towarzystwa. Teraz i do końca życia. I żeby to był on.
Więc pojedzie do L.A. Sprawdzi, jak się tam czuje. Może jakoś
to zniesie. Dla dobra Gavina i ich obojga.
- Tak. - Zaśmiała się niepewnie. - Tak, potrzebuję towarzystwa.
- Mojego?
Zaśmiała się głucho.
- Tylko twojego.
Jakkolwiek długo będzie to trwało...
62
RS
ROZDZIAA PITY
- Zdenerwowana?
Lindsay omal nie wybuchła sarkastycznym śmiechem. Kto tu
jest zdenerwowany? To Gavin nie mógł usiedzieć w jednej pozycji w
czarnym fotelu dłużej niż dziesięć sekund, a kiedy już siedział, cały
czas drgała mu noga!
Nie, recepcja producenta Johna Saxmana w wytwórni Universal
Pictures nie jest miejscem gdzie chciałaby spędzać czas. Jeżeli była
zdenerwowana, to tylko dlatego, że tak strasznie chciała, żeby Gavin
otrzymał to, czego pragnie, a co mu się jak najbardziej należy z racji
talentu.
- Odrobinkę. - Zgoda, trochę więcej niż odrobinkę. W końcu
pomysł był wspólny.
- Nie przejmuj się, Lindsay, okaże się, że jesteśmy wspaniali.
Tym razem zaśmiała się na dobre.
- To ty okażesz się wspaniały, Gavinie. Zostałeś do tego
stworzony.
- Oboje jesteśmy do tego stworzeni. Razem. Cóż, takie miał
pobożne życzenie...
To prawda, że powrót do Los Angeles przypominał w jakimś
stopniu powrót do domu. Samo miasto też było fajne - sklepy,
restauracje, słońce, energia bijąca zewsząd... Ale i tak nadal tkwiła w
Vermoncie. Martwiła się o Friedę i Freię, o grożące im lisy i
jastrzębie, o swoje rośliny, które gospodyni sąsiada obiecała
podlewać. I brakowało jej zieleni, która właśnie teraz zaczynała
63
RS
budzić się do życia. Miasteczko w Vermoncie było jej bliskie. Czuła
się tam jak w domu. Czuła się też bezpieczna, czego nie mogła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]