[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sajara roześmiała się. Z czasem zobaczysz, co miałam na myśli, Conanie z Cymmerii.
Chlubisz się swym pochodzeniem, tak samo, jak my jesteśmy dumni z siebie, lecz nie wiesz
wszystkiego o tym kraju i o nas.
Szli pośród drzew otaczających wioskę. Makiela, która prowadziła, nie zatrzymywała się
nawet na chwilę, oglądając się czasem przez ramię, \eby utrzymywać od reszty stałą
odległość kilku kroków. Pozostałe kobiety, idąc za Conanem i Sajarą, obserwowały uwa\nie
las. Tego ranka d\ungla była spokojna, kilka wę\y, jakie dane im było spotkać, były raczej
niemrawe lub zwyczajnie spały. Wokół krą\yło zaledwie parę ptaków.
Wkrótce znajdziemy jakieś jaja anansi i wezmiemy parę ze sobą. W te rejony lasu
anansi się nie zapuszczają słońce świeci tu zbyt mocno, ale gdy las stanie się gęściejszy i
ście\kę spowije cień, będziemy musieli zwiększyć ostro\ność.
Ja nie napotkałem nic groznego do samej polany rzucił Conan. Nic, co mogłoby
mnie powstrzymać przed dotarciem do kamiennej wioski, nigdzie przez całą drogę.
Miałeś du\o szczęścia szybko odpowiedziała Sajara. Anansi są jedynie
po\ywieniem dla innych drapie\ników, polujących na tym obszarze. Dobrze, \e masz swoją
broń w pogotowiu. Nasza broń jest mało skuteczna w walce z czatownikiem w Krainie
Zmierci. To ich właśnie wypatrujemy. Zawsze jednak mo\e się zdarzyć, \e Makiela nie
wykryje ich obecności i będzie za pózno.
Czatownik?
Starsi nazywają te stworzenia vugunda. Polują samotnie, nigdy w gromadach, jak
anansi. Ranioba, która przewodziła łowczyniom i zwiadowczyniom przede mną, widziała raz
Strona 57
Moore Sean U - Conan i klątwa szamana
dwie sztuki walczące ze sobą. Większa bestia samice vugunda są znacznie większe ni\
samce odrywała członki przeciwnika jeden po drugim, zjadając go \ywcem, na koniec
zostawiając jego głowę. Przełknęła nerwowo ślinę. Jeden ze starszych widział kiedyś
okaz dwa razy większy od Jukony, o cielsku tak długim, jak nasze łodzie.
Takie stworzenie na pewno łatwo dostrzec, jest zbyt du\e, by zaskoczyć swą ofiarę
oznajmił Conan.
Nie masz racji, Conanie. Gdy zobaczysz polującego czatownika, uwierzysz moim
słowom. Ich ciała są&
Makiela odwróciła się gwałtownie. Rozglądając się na boki, przyło\yła palec do ust,
jednocześnie uniesioną dłonią zatrzymała grupę. Wytę\ała wszystkie zmysły.
Conan spojrzał w stronę drzew zastanawiając się, co takiego mogła dostrzec. Roślinność
była tu jeszcze dość rzadka i nie zapewniała \adnej osłony dla nikogo. Poza tym nie
wkroczyli jeszcze na szeroką ście\kę prowadzącą do Krainy Zmierci.
Zaniepokojona Makiela zmarszczyła czoło i odezwała się cicho. Słyszałam jakiś dzwięk
za nami. Jej głos był niski jak głos mę\czyzny, ale był przyjemny i śpiewny. Mo\liwe,
\e to ptak w powietrzu albo wiatr w koronach drzew.
Conan nic nie słyszał. Gawędził z Sajarą, ale cały czas pilnie nasłuchiwał i obserwował
otoczenie. Chwilę potem wiatr zaczął przemykać pomiędzy drzewami, poruszając liśćmi i
zaroiło się od insektów, więc rozpoczęła się obfita uczta dla małych ptaków mieszkających w
pobli\u wioski Ganaków.
Jeśli chcesz, mogę ja poprowadzić zaproponował Cymmerianin. Pamiętam
dobrze drogę od tego miejsca, a jak powiedziała Sajara, z waszej broni mały po\ytek w
starciu z dzikimi mieszkańcami tego lasu.
Makiela nie potraktowała jego słów powa\nie. Mę\czyzna i jeszcze obcy, prowadzący
Raniobę i trzy jej najlepsze zwiadowczynie do serca Krainy Zmierci! Te\ coś!
Decyzja nale\y do mnie, Makielo wtrąciła Sajara. Gdyby był Ganakiem,
zgodziłabym się z tobą. Nasi wojownicy nie są sprawni w poruszaniu się po d\ungli. Ale
Conan był ju\ u murów dawnej wioski, a my nigdy. Prze\ył nawet niespodziewany atak
anansi. Niech on poprowadzi.
Makiela odsunęła się na bok bez słowa, pokazując Conanowi gestem, by ją zastąpił.
Musimy jak najszybciej odszukać jaja anansi, byśmy byli bezpieczni powiedziała tylko.
Widziałem je w pobli\u ście\ki odrzekł Conan. Ptak skubał jedno z nich.
Zirytowały go wątpliwości Makieli co do jego umiejętności tropienia i przewodzenia.
Postanowił pokazać, co potrafi człowiek z Cymmerii. Uczestniczył w niejednej leśnej
wyprawie. Tutejsze warunki były całkowicie odmienne od otoczenia w jego rodzinnej
Cymmerii, ale Conan potrafił się szybko przystosować do ka\dego środowiska. W istocie
znacznie lepiej czuł się na terenach dzikich, ni\ w jakimkolwiek zatłoczonym mieście.
Doświadczenie nauczyło go, \e człowiek jest znacznie bardziej zaskakującym stworzeniem
ni\ jakiekolwiek inne, choćby dzikie, a ulice cywilizowanych miast mogą być bardziej
niebezpieczne ni\ leśne ostępy.
Gdzie jest miasto, tam istnieją określone prawa. Obcy przeje\d\ający przez miasto
powinien je poznać, zrozumieć, uszanować i przestrzegać. Kary za ich pogwałcenie były
ró\ne, tak jak ró\ne były same prawa. Conan wielokrotnie opuszczał miasta, ścigany przez
stra\ników za naruszenie jakiejś miejscowej zasady. Natomiast gdziekolwiek by się było
na pustyniach Shemu, w górach Cymmerii czy w d\unglach Ganaku istnieje tylko jedno
proste prawo, które Conan znał bardzo dobrze: silny i czujny prze\yje, słaby i nierozwa\ny
zginie. Conan był barbarzyńcą, i z ró\nych względów bli\szy był zwierzętom ni\ ludziom.
Chwytając miecz w dłoń i przyspieszając kroku, objął prowadzenie. Na Croma, poka\e tej
dziewce, jak nale\y tropić.
Południowe słońce wyglądało na niebie jak olbrzymia, rozgrzana do białości bryła węgla,
tkwiąca w wielkim, błękitnym piecu. Nieznośny upał przemieniał d\unglę w skwarne, zielone
piekło.
Pot lał się strumieniami po twarzy Conana i lśnił wszędzie na całym muskularnym ciele.
Jak jego towarzyszki, był niewiele odziany. Wczesnym rankiem w wiosce przyniesiono mu
długi, szeroki, pasek z wę\owej skóry i zało\ył go w formie przepaski. Uczynił to bardziej dla
względów praktycznych ni\ przez skromność. Pokryta łuskami ciemnozielona skóra pozwoli
mu przechować rubiny. Poza tym, ten prosty strój słu\ył mu tak\e do przymocowania miecza.
Sajara i pozostałe kobiety te\ miały na sobie wę\owe przepaski, które zakrywały ich ciała
w minimalnym stopniu. Przewiązane były przez talię, ukośnie, odsłaniając całkiem prawe
biodro, z lewej strony sięgając do połowy uda. Conan nic na to nie mógł poradzić, \e ten
Strona 58
Moore Sean U - Conan i klątwa szamana
widok stale przyciągał jego wzrok. Taki strój był dość praktyczny. Zapewniał swobodę
ruchów i pozwalał umocować no\e. Kobiety, od pasa w górę nie miały na sobie nic, tylko
Sajara nosiła naszyjnik z kłów wę\a. Wygląd ganackich kobiet nie przypominał wyglądu
kobiet z Puntu czy Zembabwei, krain le\ących na południe od Stygii. Tamte królestwa były
tak samo gęsto pokryte roślinnością, jak Ganaku, jednak ich klimat był łagodniejszy. Ta
d\ungla była tak przepełniona \arem, jak turańska łaznia parowa.
Zauwa\ył, \e kobiety oddychają znacznie swobodniej ni\ on, ich skóra zaledwie
pobłyskiwała od wilgoci tam, gdzie on był całkiem mokry. Ochronny malunek na jego twarzy
i torsie począł się rozmazywać, podczas gdy ich \ółtozielone spirale były takie jak na
początku dnia. Głowy kobiet były prawie całkiem łyse, z wyjątkiem pojedynczych splotów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]