[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieprzeniknionych obliczach i twardych spojrzeniach. Conan przyjrzał się im z uznaniem, a następnie skinął
głową.
 Chodzmy.
Przeszli aleją między podwójnym szeregiem namiotów, ku skrajowi obozowiska. Okazało się, \e stra\nicy
nie dostrzegli nic niezwykłego. Dowodzący wartą Amric zameldował:
 Nic nie słychać, panie, z wyjątkiem szczekania szakali w dali. Niektórzy narzekają jednak na& cienie.
 Jakie cienie?  spytał z naciskiem Conan.
Krzepki Kothyjczyk poskrobał się po brodzie.
 Ludzie gadają jakieś głupoty, \e widzą cienie tam, gdzie nie powinno ich być, bo nie ma co ich rzucać.
Narzekają, matołki, \e cienie na nich patrzą!
 Cienie mające oczy! A jednak moja wizja była prawdziwa!  jęknął Diviatix.
Conan przygryzł wąsa.
 Cienie, tak? Niedługo będą skakać ze strachu na widok myszy! No dobrze, w takim razie teraz my
obejmiemy wartę. Zobaczymy, czy trafimy na te niesforne cienie!
Poluzowawszy miecz w pochwie, Conan poprowadził wokół obozowiska Trocera, Conna i obu \ołnierzy.
Buty skrzypiały w suchym piasku. Owiewane niespokojnym wiatrem pochodnie w dłoniach wartowników
skwierczały i przygasały. Cienie idącej grupy to wyprzedzały ją, to pozostawały w tyle.
Naraz młody Conn zamarł w miejscu, chwycił ojca za ramię i wskazał przed siebie. Conan popatrzył w
kierunku wskazywanym przez chłopca i mruknął:
 Odciski stóp! Wygląda na to, \e jednak ktoś nas szpieguje, bo jeszcze nigdy nie spotkałem się z
cieniami, pozostawiającymi na piasku ślady stóp!
Trocero poło\ył rękę na rękojeści miecza.
 Panie, mam kazać trąbić na alarm?
 Z powodu jednego tchórzliwego szpiega?  prychnął Conan.  Sami wytropimy, gdzie się łotr kryje.
Będziemy mieli dość czasu wezwać stra\e, jeśli natkniemy się na gniazdo czcicieli Seta  Cymmerianin
wyciągnął ostrze.  Ty!  rozkazał jednemu z Gunderlandczyków.  Wróć do obozu i powiedz
Pallantidesowi, gdzie się udajemy. Niech wyśle naszym śladem oddział dzielnych zawadiaków, niech jednak
Strona 21
Carter Lin - Conan z Aquilonii
nie dołączają do nas, o ile nie wpadniemy w jakieś kłopoty. Mam nadzieję, \e uda się nam niepostrze\enie
podejść tego szczura.
Nie wahając się dłu\ej, Cymmerianin podą\ył tropem odcisków stóp. Długi marsz bez spotkania z
przeciwnikiem sprawił, \e król był niespokojny i skory do działania. Zlad wkrótce zawiódł ich za wydmy
wznoszące się za obozem.
 Patrz, panie!  syknął Trocero.
Conan zdusił pomruk. Czy była to złudna sztuczka cienia, czy te\ rzeczywiście widać było czarno odzianą,
zakapturzoną sylwetkę, zmierzającą w kierunku Czarnego Sfinksa?
 Za mną!  szepnął Conan, ruszając za nieznajomym.
8.
NOCNY UCIEKINIER
Pod zataczającymi powolne kręgi błyszczącymi gwiazdami Conan i jego towarzysze brnęli schyleni przez
chrzęszczący piasek tropem uciekającej sylwetki, która jak pustynne widmo stale majaczyła na granicy
zasięgu wzroku.
Wkrótce znalezli się niedaleko kamiennej hieny, której głowa zasłaniała gwiazdy. Odziana w czerń sylwetka
wśliznęła się bezszelestnie między przednie łapy gigantycznego posągu. Zcigający widzieli ją przez chwilę na
tle piersi sfinksa, po czym postać zupełnie zlała się z ciemnością i zniknęła.
 Na Croma!  wyszeptał Conan. Ogarnął go barbarzyński lęk przed tym, co nadnaturalne.
Zagadka jednak wkrótce się wyjaśniła. Gdy podeszli do piersi posągu, zauwa\yli szczelinę w gładkim
kamieniu. Okazało się, \e w pozornie jednej bryle posągu znajdowały się wielkie, trzykroć wy\sze od
człowieka drzwi, po zamknięciu dokładnie przylegające do krawędzi otworu. Gdy się zbli\ali, wrota zamykały
się powoli na niewidocznych zawiasach, a czarny otwór stawał się coraz wę\szą szczeliną.
Conan rzucił się naprzód i wepchnął w szparę ostrze miecza. Drzwi znieruchomiały. Król wsunął palce do
wnętrza i zaczął ciągnąć ku sobie. Pot wystąpił na jego brwi, a masywne mięśnie zagrały pod kolczugą.
Wrota otworzyły się z lekkim skrzypieniem. Conan podniósł miecz i potrząsając obna\onym ostrzem, bez
wahania wszedł w ziejący otwór. Pozostali podą\yli za nim, jedynie druid zawahał się przez chwilę. Conan
odwrócił się do Gunderlandczyka, który pozostał na zewnątrz:
 Daj mi pochodnię, jak ci tam& Thorus, prawda? Wetknij pikę w drzwi, \eby się nie zamknęły, i biegnij do
obozu. Powiedz Pallantidesowi, \eby wysłał za nami całą kompanię. Ruszaj! śywo! Pozostali, za mną!
Wewnątrz sfinksa otworzył się przed nimi opadający, wykuty w skale korytarz. Chyboczący płomień
pochodni rzucał na chropowate ściany groteskowe cienie. Bacząc na pułapki i zapadnie, Conan powiódł
swych towarzyszy ku szerokim kamiennym schodom, prowadzącym na dolny poziom, poni\ej piasków
pustyni.
 Na Mitrę, nic dziwnego, \e nie znalezliśmy nikogo w mieście!  wyszeptał Trocero.  Jeśli wszyscy
czarni magowie chowają się w tym labiryncie&
Zaiste był to labirynt. Korytarz rozgałęział się co parę kroków i nie sposób było zorientować się w jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl