[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w drzwiach i zaczęła nieśmiało:
- Les?
- Tak?
- Słyszałaś nowiny dotyczące Sebastiana?
- Nie. Bardzo się o niego martwię. Gabe twierdzi, że stan chorego się poprawia, ale nie wiadomo, czy
biedak wróci do zdrowia.
- To już sześć miesięcy, ale po takim wypadku leczenie trwa znacznie dłużej. Szkoda, że nie mogłam
pielęgnować Sebastiana w czasie świąt.
Carly westchnęła i zamknęła za sobą drzwi. Leslie zerknęła ukradkiem na fotografię swego księcia z
bajki. Z uśmiechem wspominała noc spędzoną w jego ramionach.
ROZDZIAA JEDENASTY
Leslie zaparkowała w podziemnym garażu i wyłączyła silnik. Długo siedziała bez ruchu za
kierownicą. Przed dwoma dniami opuściła hotel Bena cudownie zaspokojona, a jednocześnie zbita z
tropu. Mimo to odzyskała wreszcie spokój. Oboje pożegnali minione lata i zwrócili się ku przyszłości.
Wiadomo, że nie będzie łatwo, bo takie jest życie, ale Leslie zyskała wreszcie niezłomną pewność:
mniejsza tym, co przyniesie los, ona da sobie radę.
Energicznie wysiadła z auta i zamknęła drzwi. Dzwoniła wczoraj do Bena. Powiedział, żeby wpadła,
jeśli znajdzie czas. Trzeba omówić wreszcie sprawy dotyczące wychowania Erin i... Leslie z
rozbawieniem pokiwała głową. Po co się oszukiwać? Przygnała ją tu przemożna tęsknota za Benem.
Znów będą przez chwilę sam na sam. A jeśli chodzi o Erin... Mała wkrótce odkryje, że rodzice... mają
się ku sobie.
Dość, powiedziała sobie w duchu. Powinna trzymać wyobraznię na wodzy, bo w przeciwnym razie
będzie cierpiała znacznie bardziej niż przedtem.
Gdy weszła do gabinetu, Ben rozmawiał przez telefon o interesach. Gdy odłożył słuchawkę, w
drzwiach stanął jego sekretarz. Okazało się, że jedna ze stałych lokatorek sugerowała, jakoby ktoś
włamał się do jej pokoju i grzebał
w kasetce z biżuterią. Należało sprawdzić, co naprawdę zaszło. Leslie natychmiast przystąpiła do
rutynowych działań. Przesłuchała starszą panią i wezwała ekipę dochodzeniową, która zdjęła odciski
palców. W głębi ducha podejrzewała, że pani Jerome czuje się bardzo samotna i dlatego szuka
sposobu, by ściągnąć na siebie uwagę bliznich. Przesłuchanie od razu potwierdziło jej domysły. Z.
drugiej strony jednak kryminalne fantazje staruszki dały pożądany efekt. Z sąsiednich pokojów
wyszły zaciekawione rezydentki. Pani Jerome brylowała w ich towarzystwie, relacjonując
szczegółowo krótkie dochodzenie. Panie umówiły się na kawę, by ochłonąć po wrażeniach wczesnego
popołudnia. Leslie spoglądała na nie pobłażliwie. Chwytanie przestępców nie było jedynym zajęciem
policjantki. Służba wymagała sporej dozy elastyczności i wyobrazni.
Ben z zachwytem obserwował Les podczas krótkiego śledztwa. Był z niej dumny. Wspaniale się
spisała. To urodzona policjantka, przemknęło mu przez myśl. Omal nie parsknął śmiechem. Oto
dowód, że ludzie się zmieniają. Przed laty nie stać go było na wyciągnięcie takiego wniosku.
Pożegnali starszą panią i wrócili do gabinetu Bena.
- Przerwę mam z głowy - stwierdziła melancholijnie Leslie. - Moja praca wymaga poświęceń. Z
obiadu nici, a rozmowę o dziecku musimy odłożyć.
- Jesteś głodna? - zaniepokoił się Ben. - Zaraz coś na to poradzimy. - Sięgnął po telefon i zamówił
kanapki.
- Mała jest dziś w szkole, ale wieczorem można by z nią porozmawiać. Niech wie... jak sprawy stoją.
Miałam nadzieję, że wpadniesz do nas wieczorem.
- Nie mogę - odparł Ben z żalem. - Muszę się wcześnie położyć się spać, bo rano lecę do Kalifornii. -
Po namyśle dodał: - Mniejsza z tym. Zmieniłem zdanie. Bardzo proszę, zadzwoń do mnie, kiedy
będziesz wychodziła z pracy. Chętnie do was wpadnę. Trzeba się uporać z rodzinnymi problemami.
- Muszę cię ostrzec. Erin jest ostatnio drażliwa. Aatwo ją wyprowadzić z równowagi.
- W takim razie może lepiej odłożyć tę rozmowę? Niech mała przemyśli sprawę. To jej dobrze zrobi
-stwierdził Ben. Leslie wzruszyła tylko ramionami. Nie odpowiedziała. Po chwili dodał: -
Przyjechałaś tu specjalnie, żeby mnie do was zaprosić?
- Przesłuchiwałam świadka w jednym z okolicznych domów. Postanowiłam do ciebie wpaść. - Leslie
usiadła na krześle prosto, jakby kij połknęła. Odwróciła wzrok. Udawała, że podziwia wiszące na
ścianie akwarele.
- Czemu?
- Zważywszy na okoliczności, jestem zdania, że musimy najpierw porozmawiać w cztery oczy i...
sprawdzić, czy z nami jest wszystko w porządku.
- I co myślisz... o nas?
- Dobrze - odparła zagadkowo. Czemu użyła tego słowa? Ton jej głosu niewiele wyjaśniał. Po chwili
milczenia dodała: - Widziałam okładkę i czytałam artykuł. Wypadłeś znakomicie, Ben. Czy ta
publikacja zwiększy zainteresowanie hotelami?
- Już są pierwsze efekty - odparł z chełpliwym uśmieszkiem Ben, a potem dodał niepewnie: - Widzisz
tę korespondencję? listy od czytelników magazynu.
- Czyżby? Co piszą?
- To głównie kobiety. - Zakłopotany Ben potarł gładko wygolony policzek. - Przysyłają zdjęcia.
- Roznegliżowane? - dopytywała się Les, spoglądając mu w oczy.
- Czasami.
-.Składają ci w listach niemoralne propozycje?
- Zdarza się.
- Mogę rzucić okiem?
- Mój sekretarz codziennie segreguje pocztę i wybiera najciekawsze listy.
Gdy Leslie przeglądała ekscytującą korespondencję, przyniesiono kanapki. Zabrała się do jedzenia i
zerknęła na fotografie.
- Ta ma powiększony biust - rzuciła pogardliwie. Ben usiadł obok na kanapie i bez słowa spojrzał jej
przez ramię. - Ta również. - Les podała mu następne zdjęcie. Rzucił je na dywan. - A to pedał!
- Niemożliwe! - Wyrwał jej z rąk zdjęcie i gapił się na nie jak urzeczony. - To ma być facet?
- Jasne! Notowany. Sama go aresztowałam parę lat temu. Poradził mi, żebym się zaczęła malować.
Jego zdaniem, kobieta wiele zyskuje, podkreślając atuty i tuszując mankamenty urody. - Leslie
pochyliła się w stronę Bena i zapytała półgłosem: - Jak zamierzasz wykorzystać te listy?
- Jeszcze o tym nie myślałem.
- To cię podnieca? - zapytała z porozumiewawczym uśmiechem.
- Listy?
- Zainteresowanie obcych ludzi. Zwłaszcza kobiet. Przysyłają zdjęcia. Piszą sprośne listy. Obiecują
ci... rozkoszne sam na sam.
- Nie jestem ani podniecony, ani zdegustowany. Raczej zakłopotany i trochę zdziwiony. Znają mnie
przecież tylko z opisu w artykule. Nie zdawałem sobie sprawy, że tyle jest na świecie samotnych
kobiet, które nie wiedzą, co ze sobą zrobić.
- Najwyrazniej ich nie brakuje - rzuciła oschle Leslie i wstała. - Na mnie już pora. Muszę wracać.
Dzięki za kanapki.
Ben odprowadził ją do wyjścia. Gdy położyła dłoń na klamce, silne ramię przytrzymało drzwi.
Usłyszała swoje imię. Ben wypowiedział je szeptem. Serce zabiło jej mocno.
- Odwróć się.
Usłuchała i znalazła się natychmiast w jego ramionach. Oparła się plecami o drzwi.
- Chcesz wiedzieć, co mnie podnieca? - zapytał z kpiącym wyrazem twarzy. Les skinęła głową.
Pocałował ją zachłannie. Jęknęła z rozkoszy. - Ty. Przy tobie natychmiast głupieję. Składaj mi
niemoralne propozycje. Wszystkie zostaną przyjęte - oznajmił, zasypując jej twarz pocałunkami.
- Nie powinniśmy... - wykrztusiła, nie mogąc złapać tchu. Ben przyciągnął ją do siebie tak mocno, że
przylgnęła do niego biodrami. Położył ręce na jej pośladkach. Całował ją bez pośpiechu. Nie była w
stanie oprzeć się pokusie.
Usłyszała stuk przekręcanego zamka; Długo patrzyli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]