[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrobiło jej się zimno z przerażenia. Boże drogi, niech to będzie nieprawda! Rowland nie może przecież myśleć, że
jest kobietą łatwą, tak jak to mówił o jej matce Joseph.
- Merab. - Głos pani Bridges przerwał te rozważania.
- Tak, pani Bridges. - Merab wzięła głęboki oddech i zamknęła książkę.
- Może chciałaby pani przejść się do Pijalni? Mój mąż powinien był już skończyć pisanie listów.
Poranne wizyty w Pijalni były modne w Bath. Panie i panowie spotykali się z przyjaciółmi, pili wody i umawiali
się na popołudnie.
- Tak, oczywiście, pani Bridges.
Pijalnia była teraz mniej zatłoczona niż kilka tygodni wcześniej, gdyż zbliżał się już koniec sezonu zimowego i
wiele rodzin wyjeżdżało na lato do Londynu lub wracało do swych majątków na wsi. Państwo Bridges poszli więc
pić wody lecznicze i odrobinę poplotkować, a Merab, która nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić, postanowiła
przejrzeć listę gości. Opasłe tomisko spoczywało na stoliku pod oknem i wpisywał się tam każdy, kto chciał
poinformować przyjaciół o swym przyjezdzie, a także zasygnalizować jednemu z dwóch Mistrzów Ceremonii, że
spodziewa się ich wizyty i że chętnie opłaci wstęp na wszelkie imprezy towarzyskie.
Merab przeglądała powoli kolejne stronice. Nie spodziewała się ujrzeć tam żadnych znajomych nazwisk. Usiadła
w tym miejscu tylko po to, by znalezć się poza zasięgiem wzroku Bridgesów, gdyby do Pijalnia przyjechał
Rowland i chciał się z nią przywitać. Jednak to, co tam zobaczyła, sprawiło, że jej serce na moment zamarło, a
potem zaczęło bić jak szalone.
Na dole stronicy, przy adresie Green Park Buildings, znajdował się dobrze jej znany, zamaszysty podpis: E.
O Riley.
9
Joseph spędził kilka następnych dni analizując w myślach różne wersje planu porwania. Jednak powoli i z pewną
niechęcią uświadamiał sobie, że o ile podobne wydarzenia mogły być czymś całkiem zwyczajnym - a nawet
nieodzownym - w powieściach gotyckich, o tyle w konkretnej rzeczywistości szacownego angielskiego miasteczka
dokonanie podobnego wyczynu napotkałoby wiele trudności. Nocni stróże w Bath mieli fatalny zwyczaj
patrolowania ulic i nie wahali się skorzystać z gwizdka, kiedy potrzebowali pomocy. Ojcowie miasta doskonale
zdawali sobie sprawę, że Bath będzie nadal prosperowało tylko wtedy, gdy zapewnią gościom absolutne
bezpieczeństwo i ochronę. Joseph przypuszczał też, że niełatwo będzie przekupić stangreta, a potem być pewnym,
że nie wyda go w śledztwie. Wiele nieprzewidzianych wypadków mogło pokrzyżować mu plany.
Początkowo nie zdawał sobie sprawy, że los podsuwa mu doskonałą okazję, kiedy pewnego wieczora spotkał
spacerującą przy opactwie Lottie. Młoda służąca od powrotu ze wsi nudziła się w Bath. Kapral wymaszerował z
miasta wraz ze swym oddziałem, koleżanki miały już dość jej opowieści o napadzie, a ze względu na stan zdrowia
lady Wincanton w domu musiała panować idealna cisza. Co więcej, gospodyni, surowa metodystka, twierdziła, że
szatan tylko czyha na dusze bezczynnych panienek i wynajdywała Lottie coraz to nowe zajęcia, aby dziewczyna
nie miała choćby jednej wolnej chwili. Uważała, że Lottie już raz upadła, zadając się z żołnierzem - a wszyscy
znają reputację tych łajdaków - i nie zamierzała pozwolić, by znów przydarzyło jej się coś podobnego.
Jednak tego akurat wieczora Lottie zdołała uśpić jej czujność i wymknąć się z domu. Wybrała się na Pump Yard i
przechadzała się powoli tam i z powrotem, czekając na jakiegoś młodego mężczyznę, który skłonny byłby
postawić jej drinka i zabawiać ją przez cały wieczór. Lottie była ładną dziewczyną - miała dołeczki na policzkach i
niebieskie oczy, i wiedziała, że wygląda wyjątkowo korzystnie w swej różowej sukience. Dlaczego nie mogła się
zabawić, kiedy jeszcze była młoda?
Joseph także odczuwał potrzebę spotkania z jakąś miłą przedstawicielką płci przeciwnej. Przyglądał się Lottie
okiem doświadczonego podrywacza i doszedł do wniosku, że dziewczyna nie jest prostytutką. Bath miało swoją
dzielnicę pod czerwoną latarnią, w starej części miasta, przy kanale. Było to miejsce brzydkie i niebezpieczne -
ojcowie miasta nigdy nie pomyśleli o tym, by tam również patrolować nocą ulice. Nie, ta dziewczyna była
zapewne służącą albo sprzedawczynią, która szukała jakiejś wieczornej rozrywki.
Zatrzymał się obok niej i uchylił kapelusza. Lottie, zrozumiawszy natychmiast ten gest, upuściła wdzięcznie
rękawiczkę. Wkrótce wywiązała się między nimi rozmowa, a po chwili Joseph zaproponował, że odprowadzi
Lottie do Ogrodów Sydney, jednego z najpiękniejszych zakątków Bath, w którym znalezć można było wszystko,
co tworzy nastrój romantycznego spaceru - migotliwe światła latarń, muzykę, labirynt ścieżek i urokliwe zakątki.
63
Lottie była tym ogromnie przejęta. Prawdziwy dżentelmen zabierał ją na spacer do Ogrodów Sydney, a to
znaczyło, że nie musi płacić sześciu pensów za wstęp. Być może kupi jej coś do picia, a jeśli poprosi o całusa, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]