[ Pobierz całość w formacie PDF ]
der w wykonaniu Knoxa, usilnie staraÅ‚ siê go zignorowaæ. ZapaliÅ‚ papierosa
i wyjrzaÅ‚ przez przybrudzone okno. MignêÅ‚o mu takie przynajmniej miaÅ‚
wra¿enie jakieS kolorowe zielsko.
ZamrugaÅ‚. WÅ‚aSnie tak to wygl¹daÅ‚o: kolorowy krzak, niesiony wiatrem,
jak kadr ¿ywcem wyjêty z filmu Gene a Autry. Tylko ¿e ten byÅ‚ tak inten-
sywnie ¿Ã³Å‚ty, ¿e a¿ nienaturalny&
WidziałeS? zapytał Knoxa.
Co?
Wygl¹daÅ‚o jak& Boyle wci¹¿ patrzyÅ‚ przez okno. Niewa¿ne. Oczy
mi siê na staroSæ psuj¹.
Ja tam siê nie dziwiê. Daj fajkê.
Boyle podaÅ‚ Knoxowi papierosa, którego ten zatkn¹Å‚ sobie za ucho.
Przejdê siê na drugi koniec wagonu powiedziaÅ‚. Zajrzê do prze-
dziaÅ‚u, czy nasz ptaszek nie wyfrun¹Å‚.
Boyle patrzyÅ‚, jak Knox otwiera drzwi, przestêpuje przez próg i zagÅ‚ê-
bia siê w korytarz. Poci¹g wÅ‚aSnie wychodziÅ‚ z zakrêtu na prost¹ i musiaÅ‚
opieraæ siê rêk¹ o Scianê. Min¹Å‚ pierwszy przedziaÅ‚, potem drugi, trzeci;
doszedÅ‚szy do koñca, zacz¹Å‚ wracaæ.
Boyle spochmurniaÅ‚. Za chwilê dureñ nas sypnie, pomySlaÅ‚, jak siê bêdzie
tak krêciÅ‚ w tê i z powrotem. Nie doSæ zreszt¹, ¿e przeszedÅ‚ koÅ‚o przedziaÅ‚u, to
jeszcze gapiÅ‚ siê bezczelnie do Srodka nawet nie próbuj¹c ukryæ zaintereso-
wania. A teraz otworzył drzwi i zagadywał do kogoS, kto siedział w Srodku!
Boyle zakl¹Å‚, wszedÅ‚ do wagonu i stan¹Å‚ obok Knoxa.
Nawet mi tego nie mów ostrzegł go.
Knox bez sÅ‚owa siêgn¹Å‚ po pistolet.
Hun n don uffo
atarina zatrzymaÅ‚a siê przy pÅ‚ytkim stawie: zrzuciÅ‚a sukienkê, zmoczyÅ‚a
j¹ w wodzie i rozÅ‚o¿yÅ‚a na kamieniach, ¿eby wyschÅ‚a. Przez ten czas
sama siê wyk¹paÅ‚a.
Z przyjemnoSci¹ spêdziÅ‚aby trochê wiêcej czasu w chÅ‚odnej wodzie
i w promieniach popoÅ‚udniowego sÅ‚oñca, ale nie mogÅ‚a sobie pozwoliæ na
116
dÅ‚u¿sz¹ zwÅ‚okê. RuszyÅ‚a wiêc w dalsz¹ drogê, na przeÅ‚aj przez wrzosowi-
ska kieruj¹c siê mniej wiêcej na północny wschód. ZastanawiaÅ‚a siê, ilu
ludzi jej szuka, czy maj¹ psy, gdzie mogÅ‚aby zdobyæ jak¹S broñ, znalexæ
dach nad gÅ‚ow¹ i coS do jedzenia, czy ma realne szanse pozostaæ na wolno-
Sci a¿ do zmroku.
W pewnym sensie czuÅ‚a siê cudownie byÅ‚a zmêczona i gÅ‚odna, za to
wszystkie zmysÅ‚y i nerwy miaÅ‚a wyostrzone do granic mo¿liwoSci. BaÅ‚a siê
a w ka¿dym razie wiedziaÅ‚a, ¿e powinna siê baæ lecz ¿yÅ‚a, wykonywaÅ‚a
niezwykle doniosÅ‚¹ misjê i jak dawniej, musiaÅ‚a polegaæ tylko na sobie.
NiosÅ‚a swoim rodakom sekret atomowego ognia; na pewno doceni¹ jej wy-
siÅ‚ek i nale¿ycie j¹ uhonoruj¹. Zmieni bieg historii. Owszem, okolicznoSci
sprzysiêgÅ‚y siê przeciwko niej, ale z tym liczyÅ‚a siê od samego pocz¹tku i na
dobr¹ sprawê ju¿ w tej chwili mogÅ‚a stwierdziæ, ¿e dotarÅ‚a dalej, ni¿ mo¿na
by siê spodziewaæ.
Dodatkow¹ zaS nagrodê stanowiÅ‚ fakt, ¿e Richard ju¿ nigdy w ¿yciu jej
nie dotknie.
SzÅ‚a ju¿ ponad godzinê, gdy na skraju jednego z pól dostrzegÅ‚a stoj¹ce-
go mê¿czyznê. ZnajdowaÅ‚ siê kilkaset metrów od niej i patrzyÅ‚ w przeciw-
nym kierunku, na faluj¹ce, siêgaj¹ce mu do pasa morze traw. Szybko, ale
spokojnie przemknêÅ‚a do zacienionego zagajnika blado kwitn¹cych drze-
wek, sk¹d przez blisko pół godziny obserwowaÅ‚a nieznajomego, który wol-
no i metodycznie przemierzaÅ‚ Å‚¹kê.
Kiedy znikn¹Å‚ jej z oczu, odczekaÅ‚a jeszcze piêæ minut i ruszyÅ‚a dalej,
rozwa¿aj¹c, co mogÅ‚a oznaczaæ jego obecnoSæ. SzedÅ‚ w stronê, z której przy-
szÅ‚a; czy¿by nale¿aÅ‚ do obÅ‚awy? A zatem przemknêÅ‚a siê przez oka sieci
i teraz mogÅ‚a iSæ dalej przez nikogo nie niepokojona chyba ¿e natknie siê
na jeszcze jedn¹ liniê posterunków.
Ciekawe, czy okolicznym wieSniakom te¿ podano jej rysopis? Odpo-
wiedx na to pytanie mogÅ‚a mieæ ogromne znaczenie dla jej dalszych losów;
nie da przecie¿ rady pieszo dojSæ a¿ na miejsce spotkania. Nawet gdyby
miaÅ‚a dotrzeæ tam na czas co byÅ‚o raczej w¹tpliwe zbyt dÅ‚ugo musiaÅ‚aby
pozostawaæ na otwartej przestrzeni. Nie, potrzebowaÅ‚a jakiegoS Srodka trans-
portu& Mo¿e gdyby udaÅ‚o siê jej jeszcze raz przebraæ i ucharakteryzowaæ,
mogÅ‚aby znowu pojechaæ poci¹giem; inaczej bêdzie musiaÅ‚a zadowoliæ siê
kradzionym samochodem. Albo rowerem, mniejsza z tym. Najwa¿niejsze
to przestaæ włóczyæ siê pieszo, oddaliæ siê od miejsca, gdzie j¹ widziano
i przedrzeæ siê przez drug¹ sieæ, jeSli j¹ zastawili.
SzÅ‚a dalej. SÅ‚oñce zaczynaÅ‚o siê chyliæ ku zachodowi, gdy niespeÅ‚na
półtora kilometra dalej dostrzegła małe skupisko domostw.
SkierowaÅ‚a siê prosto w jego stronê.
117
ZmierzchaÅ‚o. Taylor rozÅ‚o¿yÅ‚ mapê na masce bentleya. Mê¿czyxni oto-
czyli go ciasnym krêgiem, Sledz¹c wzrokiem papierosa, którym pokazywaÅ‚
kolejne punkty na mapie.
Tu wyskoczyÅ‚a z poci¹gu mówiÅ‚ Taylor. Mniej wiêcej. Udaje siê
do zatoki Whitley, tutaj. Niestety, nie mamy pewnoSci, ¿e z punktu A uda
siê prosto do punktu B. Papieros zatoczyÅ‚ kółeczko nad map¹. Wygl¹da
na to, ¿e siê nam wymknêÅ‚a; nie wie tylko, ¿e wojsko zastawiÅ‚o drug¹ sieæ.
Nasze zadanie jest proste: musimy j¹ znalexæ i wyeliminowaæ, zanim wpad-
nie w rêce komandosów. Nie mo¿emy chyba pozwoliæ, by zÅ‚apanie naszego
ptaszka przypadło im w udziale, nie?
OdpowiedziaÅ‚o mu kilka stÅ‚umionych prychniêæ.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]