[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gdzie są dziewczynki? - spytała Annie, poprawiając uchwyt jednej z
walizek, które teraz z każdym krokiem stawały się cięższe. Usiłowała
nadążyć za sekretarką.
- Są w swoim pokoju. Zaraz je pani zobaczy. - Greta spojrzała na Annie z
udawaną naganą. - Naprawdę powinna pani zgodzić się, żeby ktoś zaniósł
pani bagaże.
- Nie miałam pojęcia, że będziemy tak długo maszerować. Ten pałac jest
chyba tak wielki jak Wersal. - Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie, jak Hans
zareagowałby na jeszcze jedną aluzję do rozmiarów jego włości.
- Już jesteśmy. - Greta zatrzymała się przed białymi, rzezbionymi
drzwiami, które wyglądały identycznie jak co najmniej dwadzieścia innych
w tym korytarzu. Ujęła mosiężną klamkę i otworzyła je szerokim gestem. -
Pani nowe mieszkanie - oznajmiła.
Annie obejrzała się, usiłując szybko policzyć, które to drzwi, tak żeby
potem móc je samodzielnie znalezć, ale straciła rachubę. Niestety, nie
znaczyła drogi, sypiąc za sobą okruszki chleba. Z westchnieniem weszła do
pokoju... i zaparło jej dech.
Greta uśmiechnęła się.
Annie popatrzyła na nią, potem znów ogarnęła wzrokiem pokój. Jego
wielkość wprawiła ją w osłupienie. Zciany, wysokie na co najmniej siedem i
pół metra, były oklejone tapetami w delikatne różowo-złote paseczki.
Olbrzymie okno w wykuszu wychodziło na górski krajobraz. Sufit nad jej
głową zdobiły złote, lśniące korony. Aóżko, niesamowicie szerokie i
wznoszące się wysoko nad podłogą, miało drewniany schodek z jednej
strony oraz fantazyjny baldachim. Pokój urządzono wedle staroświeckich
wyobrażeń o kobiecym wdzięku. Annie odniosła wrażenie, że przeszła na
drugą stronę lustra i jak Alicja znalazła się w swojej własnej krainie czarów.
- Tam jest garderoba, a tu drzwi wprost do pokoju dziecinnego. - Greta
starała się pokazać Annie jak najwięcej rzeczy, które mogą ją interesować. -
A to...
- Proszę wybaczyć.
Obydwie drgnęły na dzwięk niskiego głosu. Greta z oczyma
wybałuszonymi ze zdziwienia wycofała się do drzwi. Annie nie miała
pojęcia, dlaczego przyjście Hansa tak zaskoczyło jego sekretarkę.
- To byłoby wszystko. Dziękuję, Greto. - Lekko skłonił głowę. Nie było
wątpliwości, że ją wyprasza.
- Tak, sir. - Szybko obrzuciła wzrokiem ich oboje i znikła, zostawiając za
sobą przytłaczającą ciszę.
- Zdaje się, że potrafi pan znakomicie przeganiać ludzi - zauważyła Annie
swobodnym tonem.
- Zaznaczam, że nie została pani przegoniona - odparł spokojnie, ale
wydało się jej, że widzi cień uśmiechu w jego oczach.
- A miałam być?
- Miała pani kilka ku temu okazji. - Tym razem uśmiechnął się tak, że
Annie wstrzymała oddech. Przeszedł powoli przez pokój i stanął przy oknie.
- Na przykład kiedy okazało się, że to pani będzie u mnie pracować - Nie
odwrócił się, więc nie mogła zobaczyć, czy jest zadowolony z tego, że
została.
- Chciał pan mnie przegonić?
- Nie zdziwiłoby mnie, gdyby mnie pani do tego sprowokowała.
Na widok Hansa siedzącego za tym ogromnym biurkiem przyszły jej do
głowy różne rzeczy, także myśl o ucieczce. Najpierw był szok, potem
ciekawość i ulga, że jeszcze raz może go zobaczyć. Poza tym chciała
wiedzieć, co będzie dalej, jak to się skończy.
- Zostałam zaangażowana do pracy jako opiekunka pańskich dzieci -
starała się mówić spokojnym, rzeczowym tonem. - Nie miałam zamiaru
uciekać przed swoimi obowiązkami albo, jeśli pan woli, przed taką okazją.
Ich oczy na chwilę się spotkały.
- Miło mi to słyszeć. - Zaczął przemierzać pokój długimi krokami.
- Czekam z niecierpliwością na tę pracę - ciągnęła dalej. - Chociaż wstęp
naszej znajomości był raczej niekonwencjonalny, mam nadzieję, że będzie
nam się dobrze razem pracować.
- Nie razem, ściśle mówiąc - najeżył się. - Ale rozumiem, co miała pani na
myśli.
- Właśnie. - Oblała się rumieńcem. Zapadła cisza.
- Między nami dwojgiem dziewczynki znajdą równowagę wpływów -
Annie przerwała milczenie.
- Cieszę się.
- Ależ, Hans - to jest sir - mam nadzieję, że nie wykorzysta pan przeciwko
mnie naszej rozmowy z pociągu. Nigdy bym nie zwracała się do pana w tak
swobodny sposób, gdybym wiedziała, kim pan jest.
- Może lepiej się stało, że pani nie wiedziała. Chcę, żeby pani była sobą w
stosunkach ze mną i z dziećmi.
- Tak, oczywiście. Marzę już o spotkaniu z dziewczynkami. Greta
powiedziała, że ich pokój przylega do mojego.
- Tak jest. - Wyglądało na to, że zmiana tematu przyniosła mu ulgę.
Otworzył drzwi w ścianie. - Besa, Marta, proszę, przyjdzcie tutaj - zawołał.
Rozległ się głośny trzask. Annie wzdrygnęła się, ale Hans tylko
zmarszczył brwi.
- Ta piekielna pokojówka stłukła już trzy lampy w tym tygodniu. Zerwane
zaręczyny to jeszcze nie powód, by...
- Tak, ojcze?
Małe księżniczki stanęły w drzwiach i sprawa zerwanych zaręczyn
pokojówki i nieczułości Hansa przestała Annie zupełnie obchodzić.
Obydwie miały jasne, niemal białe włosy i obydwie nosiły jasnoniebieskie
kraciaste fartuszki. Wyglądały jak na ilustracjach z jakiejś starej książki dla
dzieci, ubrane uroczo staromodnie, ale zupełnie niepraktycznie, jeśli w grę
wchodziły jakiekolwiek zabawy na dworze.
- Tak, ojcze? - odezwały się obie po niemiecku.
- To wasza nowa guwernantka, panna Barimer - odpowiedział im w tym
samym języku, wskazując Annie teatralnym gestem. - Będzie wam także
pomagała w angielskim. Toteż odtąd w jej obecności będziemy mówić po
angielsku.
- Tak, ojcze.
- Będziemy mówić po angielsku, ojcze.
Wydawał się z nich zadowolony.
- Panno Barimer, to jest Marta. - Położył dłoń na ramieniu wyższej
dziewczynki. Annie zauważyła, że po ojcu odziedziczyła intensywnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]