[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No, chyba że za mnie wyjdziesz, dodał w duchu.
Wtedy nie będzie sprawy.
- A widzisz jakieś inne wyjście?
Nie widział, a potem jeszcze patrzył przez okno, jak
Megan przechodzi przez ogród w jego szlafroku, z ręcz-
nikiem na ramieniu. Wiedział, że go kocha i dlatego nie
mieściło mu się w głowie, że nie chce za niego wyjść.
Postanowił zadzwonić do swojej byłej dziewczyny, która
była psychiatrą, by zasięgnąć rady.
Gdy przyjechał do pracy, Meg nie było w dyżurce.
S
R
Kolejne pytane o nią osoby mówiły, że właśnie
przed chwilą tu była. Zcigał ją, nie mogąc jej dogonić.
Znalazł ją dopiero w pokoju Melody. Na jej szafce
stały kolorowe kwiaty, co sprawiało, że dziewczyna wy-
glądała jeszcze bardziej blado. Wziął jej kartę, by spraw-
dzić wyniki badań.
- Nie, nie mogę - jęknęła dziewczyna. - Czuję, że za-
raz się rozpadnę.
Megan pokręciła głową.
- Postaramy się ci pomóc - przekonywała. - Pa-
miętaj, że nie robisz tego dla dziecka czy dla matki, tylko
przede wszystkim dla siebie. Kiedy zaczęłaś brać?
- Regularnie? Po tym, jak uciekłam z domu...
- Więc jeszcze nie jest za pózno. Chyba nie chcesz
umrzeć przed dwudziestką?
Sam obawiał się, że taka perswazja niewiele po-
może. Melody była na głodzie i nie potrafiła myśleć lo-
gicznie. Sprawdził jeszcze informacje, które dostali
wczoraj z centrum leczenia narkomanii w Sydney, po
tym, jak przesłali tam wiadomości na temat dziewczyny i
jej uzależnienia. Proponowane środki powinny jej pomóc
i jednocześnie nie uszkodzić płodu. Były to głównie sub-
stancje zastępujące narkotyki, takie jak methadon, a spe-
cjaliści z Sydney dwukrotnie podkreślali, że nie wolno
przekraczać przepisanych dawek.
Sam polecił pielęgniarce przygotować kroplówkę.
Matka dziewczyny posłała mu pełne obawy spojrzenie,
ale nie zaprotestowała.
- Czy nie można by jej przewiezć do ośrodka
S
R
specjalistycznego w Brisbane? - zapytała. - Mogłabym
wtedy do niej dojeżdżać.
- Zrobi pani, jak pani uważa, ale czasami w mniej-
szych ośrodkach pacjenci mają większe wsparcie.
Kobieta zmarszczyła czoło i wróciła na swoje miej-
sce. Już miała plan ratowania córki, a teraz znowu mu-
siała to wszystko sobie przemyśleć. Sam poprosił Megan
wzrokiem, by przeszła do jego biura.
- Czy chodzi o Melody? - spytała, gdy zamknął
drzwi.
- Nie, jej matka musi sama podjąć decyzję - odparł.
- Chodzi o nas. Wczoraj, w restauracji mówiłaś, że masz
inne plany. Jakie konkretnie?
Przez chwilę milczała, patrząc na niego niechętnie.
- Przecież wiesz, że zawsze marzyłam o tym, żeby
zostać lekarzem. Oboje chcieliśmy studiować medycy-
nę... Po urodzeniu Kate udało mi się nawet zaliczyć
pierwszy rok, ale potem musiałam zrezygnować. Brnę-
łam w kolejne długi i byłam sama z dzieckiem. Ponieważ
rok medycyny zaliczał mi dwa lata kolegium pielęgniar-
skiego, w końcu zdecydowałam się tam pójść. Studiowa-
łam zaocznie i jednocześnie pracowałam tu na pół etatu...
- %7łeby spłacić długi?
- Właśnie. Wiem, że bardzo rozczarowałam tatę, ale
nie miał do mnie pretensji. Zmarł pół roku temu. Miał
wylew, a ja nie zdążyłam się z nim nawet pożegnać. Do
końca nie odzyskał przytomności.
Sam ścisnął jej dłoń, chociaż tak naprawdę chciał ją
wziąć w ramiona.
- Tata mi pomagał. Inaczej bym tego nie uniosła.
S
R
- A twój były mąż?
- Od początku był przeciwny operacji. Traktował
wszystko bardzo racjonalnie, jak prawdziwy lekarz. -
Skrzywiła się. - Nie mogłam go prosić o pieniądze.
- Megan wyprostowała się. - Ale teraz spłaciłam już
wszystkie długi i zamierzam zacząć tam, gdzie skoń-
czyłam.
Sam pokręcił głową.
- Wiesz, że nie zaliczą ci tego roku - powiedział. -
Masz teraz dwadzieścia dziewięć lat. Kiedy skoń-
czysz studia, będziesz miała trzydzieści cztery.
Popatrzyła na niego z uśmiechem. Pierwszym od
momentu, kiedy zaczęli tę rozmowę.
- Wszystko sobie dokładnie przemyślałam.
Czekał na nią na tarasie, kiedy przyjechała z pracy.
Sprawdziła wyniki badań Melody i z ulgą stwierdziła, że
dziewczyna nie jest nosicielką HIV. Zaraz podzieliła się
z Samem tą wiadomością.
- To wspaniale - odparł. - Wypijesz ze mną drinka?
- Chętnie, ale najpierw muszę wziąć prysznic.
- Mogę ci pomóc - zaproponował z błyskiem w oku.
Pomyślała, że prysznic z Samem zajmie za dużo
czasu i podziękowała mu, acz z żalem. Przedtem spoj-
rzała jeszcze na swojego kota, rozłożonego na wypla-
tanym fotelu.
- Zdrajca - syknęła.
- Uprzedził po prostu twój ruch - zaśmiał się Sam.
Szybko wykąpała się i poszła do Sama, który przy-
gotował drinki.
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]