[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale jak to możliwe? - zdziwił się Kane. - Wszyscy
kelnerzy noszą tace z szampanem.
Myślę, że trudno było przewidzieć ofiarę - powiedział
Garrett.
No to jutro będzie huczeć od plotek - stwierdziła Ma-
ry. Zastanawiała się, czy to zdarzenie miało jakiś
związek z Bunny i jej zaginionymi pamiętnikami.
Nie zdążyła się z nikim podzielić swoimi przy-
puszczeniami, bo podjechała ich limuzyna. Umówiła
się tylko z Emmą, że następnego ranka odwiedzą Ab-
by.
-Nareszcie sami - odetchnął Kane, gdy znalezli się w
samochodzie. Posadził sobie Mary na kolanach, od-
szukał ustami jej usta i pocałował ją tak, jak tego pra-
gnął przez cały wieczór: długo, głęboko i na-
S
R
miętnie. Sięgnął do suwaka z boku jej sukienki i ot-
worzył go.
Nie całkiem sami. - Mary chwyciła go za nadgarstek i
odsunęła jego dłoń ze swojej piersi. - Przed nami sie-
dzi szofer.
Tak? - Zsunął jej sukienkę, odsłaniając ramiona i
szczyty piersi.
Pochylił się i obsypał granicę materiału łaskoczącymi
pocałunkami. Mary poczuła, jak jej sutki twardnieją.
A on zsunął sukienkę jeszcze niżej, aż po krawędz
brązowych obwódek, i czubkiem języka zaczął zata-
czać malutkie kółeczka.
Chwyciła go za głowę i przycisnęła do piersi. W tym
momencie jeden sutek wysunął się z ukrycia. Kane
chwycił go w usta.
Dopiero kiedy trzymał Mary w ramionach, czuł, że do
niego należała. Przedtem przez cały czas miał wraże-
nie, że budowała między nimi niewidzialną ścianę.
Właśnie teraz, pieszcząc ją w samochodzie, był pe-
wien, że nie było żadnych przeszkód między nimi. %7łe
pasowali do siebie idealnie. Uwielbiał ją. Jej nie-
powtarzalny zapach, który budził w nim tyle namięt-
ności. Uwielbiał jej urywany oddech, który wskazy-
wał wyraznie, że jego pieszczoty trafiały na podatny
grunt.
Niespodziewanie limuzyna zahamowała gwałtów-
S
R
nie z głośnym piskiem. Stało się to tak raptownie, że
stracili równowagę i stoczyli się na podłogę. Kane
chwycił ją mocno i uchronił przed potłuczeniem.
Podciągnęła sukienkę na ramiona i wrócili na sie-
dzenie. Kane opuścił przegrodę między nimi a szo-
ferem.
-\Co się stało? - spytał. - Dobrze się pan czuje?
Przed nimi widać było światła samochodu leżące
go w rowie.
Jeleń wyskoczył na drogę i samochód przed nami
zahamował gwałtownie. Nic się państwu nie stało?
Wszystko w porządku - odparł Kane. - Czy tamten
kierowca potrzebuje naszej pomocy?
Zaraz sprawdzę. Zarzuciło samochód, kiedy próbował
zahamować.
-Zadzwonię po ratunek - postanowiła Mary.
Kane wysiadł i razem z kierowcą poszedł obejrzeć
miejsce wypadku. Wydawało się, że kierowcy nic
złego się nie stało. Na szczęście już po kilku minutach
przyjechała karetka i medyk zbadał go starannie. Nie-
długo potem przyjechał policjant i zebrał od wszyst-
kich zeznania.
Kiedy wreszcie wrócili do limuzyny, Kane podniósł
przegrodę i objął Mary.
Dobrze się czujesz? - spytał.
Tak. A ty? Spadłam na ciebie całym ciężarem.
S
R
Jesteś pewna? - Zignorował jej pytanie. Ostrożnie
obmacywał jej plecy i ramiona, żeby się upewnić, czy
nie była ranna.
Tak, Kane, jestem pewna. Ale co z tobą?
To nie ma znaczenia.
-Jesteś ranny?
-Nie.
Przytuliła się do niego.
-Dziękuję ci, mój bohaterze.
Carmen czekała na nich.
Był telefon do pana, panie Brentwood. Rozmówca
powiedział, że to pilne.
Dziękuję, Carmen. - Wziął podaną kartkę z zapisanym
numerem. Spodziewał się wiadomości od Bil-la Hu-
tchinsa w sprawie propozycji pracy, którą mu przed-
stawił podczas ich ostatniego spotkania. Była już je-
denasta w nocy, ale na Zachodnim Wybrzeżu docho-
dziła dopiero ósma.
Możesz zadzwonić z biura, Kane - poradziła Mary. -
A ja przygotuję nam na tarasie po kieliszku przed
snem.
Wolałbym raczej, żebyś siebie przygotowała do...
Kane! - Położyła mu palec na ustach. Gorący ru-
mieniec wypłynął jej na policzki. Najwyrazniej krę-
powało ją rozmawianie o tak intymnych sprawach w
obecności Carmen.
S
R
Zcisnął jej dłoń.
-Zwietny pomysł - powiedział. - Dołączę do ciebie na
tarasie.
Zamykając za sobą drzwi, słyszał, jak Carmen wy-
pytuje Mary o bal. Od kiedy Mary udostępniła mu
swoje biuro, zainstalował tam jeden ze swoich firmo-
wych aparatów telefonicznych wyposażony w urzą-
dzenie do nagrywania. Korzystał z niego często pod-
czas rozmów o interesach.
Postanowił użyć go i tym razem, żeby zapamiętać
wszystkie szczegóły, które uzgodni z Billem. Potem
popatrzył na kartkę z zapisanym numerem. Zmar-
szczył czoło. Numer był mu zupełnie obcy.
Tu Kane Brentwood - powiedział, kiedy uzyskał połą-
czenie.
Jesteś sam? - To nie był Bill. Kobiecy głos, ale nie
potrafił rozpoznać, do kogo należał. Rozczarowany,
że nie był to Bill, postanowił szybko skończyć roz-
mowę i wrócić do Mary. Miał na tę noc konkretne
plany.
Tak. Kto mówi? - spytał.
Zatroskana przyjaciółka.
Dlaczego zatroskana? - Usiłował rozpoznać głos.
Czyżby to była Victoria? Kiedy ostatni raz z nią roz-
mawiał, była wściekła na Mary.
Ponieważ Mary jest niebezpieczną kobietą.
Victoria?
S
R
-Nie. Nie jestem twoją byłą żoną.
Dziwne.
Nie jestem zainteresowany wysłuchiwaniem plotek.
Czy wiesz, że ona ma przed tobą tajemnice? Które
dotyczą ciebie?
O czym ty mówisz? - Nie potrafił przerwać po-
łączenia,
Myślę, że zainteresuje cię, że Mary nigdy wcześniej
nie była zamężna.
Mało mnie to obchodzi. - Nie mieściło mu się w gło-
wie, że ktoś mógł aż tak szperać w przeszłości Mary.
Albo że ona mogłaby coś przed nim ukrywać. Był też
zaskoczony, że rozmówczyni nie odkryła, że Mary
przez lata, zanim złączyła się z Jeanem-Paulem, była
jego kochanką.
W Paryżu była w ciąży. Samotna matka.
Szkoda mojego czasu na takie rozmowy.
Spytaj Mary, kto był ojcem jej dziecka. Kane zawahał
się.
Dlaczego? - spytał.
Zrób to. - Kobieta rozłączyła się.
Pomału odłożył słuchawkę na widełki i usiadł w skó-
rzanym fotelu. Czyżby Mary związała się z jeszcze
innym mężczyzną? Niemożliwe.
Sprawdził, czy rozmowa się nagrała, i poszedł po-
szukać ukochanej. W drzwiach prowadzących na ta-
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]