[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiem, że to wyglądało, jakbym przyjęła jego oświadczyny tamtego wieczora na przyjęciu, ale to
nieprawda. Dla twojej informacji, nie całowałabym się z innymi mężczyznami, gdybym naprawdę
była zaręczona. Chciałam mu zwrócić pierścionek od razu. A wczoraj powiedziałam, że nie wyjdę za
niego. To moje ostatnie słowo.
- Czyżbyś nie chciała ryzykować życia na świeczniku, jako żona przyszłego gubernatora?
- Nie. Zdecydowałam, że nie mogę wyjść za mężczyznę, którego nie kocham. Nigdy tak naprawdę nie
kochałam Billa i nie sądzę, żebym była w stanie go pokochać.
Reid stłumił westchnienie ulgi. I nagle poczuł, że jego ciało płonie. Poczucie osamotnienia,
towarzyszące mu od lat, nagle zniknęło. Zobaczył ponad sobą turkusowe, czyste niebo. Ale to ciągle
nie był właściwy moment. Jill mogła nie chcieć związać się z Baldwinem, ale nie znaczyło to, że
chciała to zrobić z Reidem. Nie był w stanie spojrzeć na nią, więc spuścił wzrok i zauważył, że trzęsą
mu się ręce.
Dalsza rozmowa będzie musiała poczekać. W tej chwili nie potrafiłby zbudować logicznego zdania
nawet wtedy, gdyby od tego zależało jego życie.
- Powinienem... sprawdzić głębokość. Jest tu kilka mielizn. - Stanął na dziobie w rekordowym tempie.
Jill przyglądała się jego plecom i muskularnym ramionom. Niby jak miała się skoncentrować na
trzyma-
niu kursu, kiedy dokładnie w środku pola widzenia miała najwspanialszego przedstawiciela męskiego
gatunku, jakiego kiedykolwiek spotkała? To zdecydowanie nie było to samo ciało, które poznała tak
dobrze jako nastolatka.
Ta myśl uświadomiła jej po raz kolejny, że właściwie nie znała nowego" Reida. Wyglądał inaczej niż
kiedyś, głos mu się zmienił i najwyrazniej porzucił dawne marzenia o polityce i sprawiedliwości. Jaki
był teraz?
Przysięgła sobie, że będzie ich łączyć tylko przyjazń. Najpierw chciała porozmawiać z nim o tym, co
zdarzyło się w szpitalu, ale teraz doszła do wniosku, że lepiej by było, żeby oboje o tym po prostu
zapomnieli. To nie może się powtórzyć.
Niedługo przezwycięży swoje wyrzuty sumienia i opowie mu o Andym. A pózniej wypracują nowe
sposoby współżycia jako rodzice tego samego dziecka. I tyle.
Dzisiaj będzie rozsądna i nauczy się żeglować. To wszystko.
Pół godziny pózniej zaczęło jej się kręcić w głowie od wszystkich przepisów i zaleceń: z której strony
opływać boję, kto ma pierwszeństwo na wodzie i jak manewrować w pobliżu motorówki. Była też
niezwykle rozkojarzona. Może to działanie słońca.
Reid musiał coś zauważyć, bo zapytał, czy dobrze się czuje. Nie była pewna, co odpowiedzieć.
- Zbyt długo jesteś na słońcu. Skóra ci zejdzie. Reid ujął ster i podał jej butelkę olejku do opalania.
- Co się z tobą stało? Kiedy byliśmy dzieciakami, zawsze byłaś opalona, i to mocno.
- W sali sądowej i w kancelarii nie ma wiele słońca
- wzruszyła ramionami.
Po długiej walce z zakrętką Jill w końcu wylała więcej olejku na pokład niż na siebie.
- Pozwól - usłyszała. - Wiatr prawie ucichł. Złap ster, ale nie musisz się specjalnie przejmować
kursem.
- Nalał sobie olejku na dłoń. - Połóż nogi na moich kolanach.
Zrobiła, jak jej polecił, i nic... I nic... Powietrze wydawało się drżeć od napięcia. W końcu spojrzała na
niego. Jego dłoń zastygła kilka centymetrów ponad jej łydką.
- Reid?
- Słucham? - wykrztusił.
- Olejek do opalania.
Uśmiechnął się nieprzytomnie, ale jego oczy straciły poprzedni spokój. Delikatnie zaczął wcierać
olejek w jej łydkę.
Nagle Jill poczuła, jak ogarnia ją gorączka pożądania, ale postarała się ją stłumić. Przypomniała sobie
wszystkie swoje postanowienia. Musi nauczyć się żeglować. Musi powiedzieć Reidowi o synu.
Reid zajął się drugą nogą i spojrzał na nią. W jego oczach płonęła żądza.
- Nie wystarczy? - szepnęła. - Chyba jestem dobrze nasmarowana?
- Nie - wydusił. - Ale nie wytrzymam już... Nagle doszedł ich głośny łopot żagli. Jill opuściła
nogi na pokład. Reid zerwał się, odwracając do niej plecami.
- Zdaje się, że będziesz miała ten upragniony deszcz. - Zakręcił butelkę z olejkiem i wrzucił ją do
kabiny.
- Czy ta ciemna ściana nad horyzontem to ulewa? - zapytała, wskazując na zachód.
Reid skinął głową.
- Chcesz tam podpłynąć? To dobra lekcja halsowania. Zobaczmy, ile się już nauczyłaś.
Jill zaparła się stopami i uchwyciła szoty jedną, a ster drugą ręką. %7łeglowanie pod wiatr było
wyzwaniem, ale i niezłą zabawą. Po jakimś czasie Reid nakazał jej poluzować żagle.
- Jesteśmy trochę za blisko brzegu. Ledwie pamiętam, gdzie są przejścia między mieliznami. Musisz
być bardzo uważna.
Jill stwierdziła, że sytuacja przestaje ją bawić. Wejście na mieliznę to wstyd dla żeglarza. Rozejrzała
się wokół, żeby zobaczyć, kto mógłby jej udzielić pomocy w potrzebie, i stwierdziła, że na całym
jeziorze nie ma ani jednej łodzi. A brzeg z tej strony jeziora kończył się stromym, skalistym
urwiskiem.
- Zrzuć foka i skręć ostro w lewo, bo nie trafimy
w przejście między łachami! - krzyknął Reid z dziobu. - Nie w tę stronę, w lewo!
- Jak to...? - Jill właśnie miała zakwestionować jego komendę, gdy żaglówka nagle zatrzymała się.
Zapadła cisza. Słychać było jedynie lekkie uderzenia fal o burty. Otaczał ich zapach rozkładających
się wodorostów.
- Zapomniałaś, że w lewo" znaczy: przesuń rumpel w prawo - powiedział Reid z uśmiechem.
- Weszliśmy na mieliznę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]