[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domy Patusanu oddalone były o jakieś czterysta akrów; zanim się tam dostanie, mu-
Błoto
siał przebyć małą odnogę rzeki. Biegł tak szybko, że zdawał się ziemi nie dotykać, po
prostu leciał powietrzem i nagle wpadł w ciepłe, miękkie błoto. Dopiero, gdy spró-
bował poruszyć nogami, oprzytomniał , jak sam mówił. Wówczas przyszedł mu na
myśl cios, zadany długim oszczepem . Ponieważ luóie, będący wewnątrz palisady,
goniąc go, musieli dobiec do wrót, następnie do miejsca, góie stały łoóie, odczepić
jedną z nich i objechać wokoło przylądek, miał większe szanse, niż mu się zdawało.
Lord Jim 107
Była to chwila odpływu, w odnoóe nie było wody, nie można jednak powieóieć,
że była sucha. W każdym razie Jimowi w tej chwili nic nie groziło. Suchy grunt
znajdował się o jakieś sześć stóp dalej.
Myślałem już, że tu przyjóie mi zginąć mówił.
Pracował rękami co sił, a rezultatem tego było zebranie się góry błota, sięgającej
do brody. Zdawało mu się, że zagrzebuje się żywcem, szał nim ogarnął i pięściami
walił w błoto. Rozpryskiwało się ono na głowę, twarz, zalewało oczy, usta. Mówił
mi, że w tej chwili óieóiniec, góie był więziony, wydawał mu się miejscem, góie
był przed laty baróo szczęśliwy. Marzył, by tam powrócić i majstrować przy zegarku.
Wytężył wszystkie siły, oczy mu z orbit wyłaziły, nic nie wióiał z wielkiego napływu
krwi, skupił się cały w jednym usiłowaniu wyrwania się z tych więzów i poczuł, że
wygramolił się na brzeg.
Leżał na twardym gruncie, ujrzał światło, sklepienie niebios. Przyszło mu na
myśl, że sen w tej chwili byłby rozkoszą; musiał zasnąć minutę, a może sekund kilka,
Błoto
ale pamięta, że zerwał się gwałtownie. Stał tak od stóp do głów oblepiony błotem,
rozmyślając, że jest zupełnie sam, o setki mil oddalony od gatunku podobnych sobie
luói, ścigany jak zwierzę i nie może od nikogo oczekiwać ani pomocy, ani współczu-
cia. Pierwsze domy stały o kilka kroków, i to zapewne rozpaczliwy krzyk przerażonej
kobiety, usiłującej uciec z óieckiem, zbuóił go z tego obezwładnienia. Szedł prosto
przed siebie; ociekające z niego błoto odebrało mu wszelkie podobieństwo do czło-
wieka. Przebył tak połowę osady. Zwinne kobiety uciekały na prawo i lewo, ociężali
mężczyzni rzucali na ziemię cokolwiek w rękach trzymali i stali w osłupieniu z otwar-
tymi gębami. Wzbuóał ogólny strach. Mówił, że wióiał, jak małe óieci uciekając,
padały na wystające brzuszki i wierzgały nogami. Przesunął się mięóy dwoma do-
mami, wdrapał się na barykadę utworzonych z powalonych drzew (w owym czasie
nie było tygodnia bez bitwy w Patusanie), wdarł się na jakieś pólko kukuryóy, góie
przerażony chłopczyk rzucił w niego k3em i znalazł się nagle w ramionach kilku lu-
ói. Jeszcze mu tchu starczyło na tyle, by wyszeptać: Doramin! Doramin! Pamięta,
że go na wpół poniesiono, na wpół popchnięto na szczyt wzgórka, góie za mocnym
ogroóeniem, wśród palm i drzew owocowych sieóiał wielki mężczyzna, a jego liczne
otoczenie zdraóało wielkie podniecenie i zaniepokojenie. Jim grzebał w błocie ob-
lepiającym go grubą warstwą, by znalezć obrączkę, a znalazłszy ją na plecach, óiwił
się, kto mógł ją tam przerzucić. Pozwolono mu iść dalej, ale on nie mógł utrzymać
się na nogach. U podnóża wzgórza rozległy się strzały, ale on był już teraz bezpieczny.
Luóie Doramina zatarasowali wrota, a stara małżonka Doramina krzepiła go wodą,
ostrym głosem wydając rozkazy kobietom.
Ubolewała nade mną, jak gdybym był jej synem opowiadał mi Jim.
Położyli mnie do olbrzymiego łoża& jej własnego& a ona biegała to tu, to tam,
ocierała łzy i klepała mnie po plecach. A ja leżałem jak kłoda, nie wiem jak długo.
Przywiązał się widocznie do starej żony Doramina; ona odpłacała mu się ma-
cierzyńskim uczuciem. Miała ona łagodną, brunatną twarz, całą pomarszczoną, sze-
rokie, czerwone usta (żuła nieustannie betel) i przenikliwe, poczciwe oczy. Ciągle
była w ruchu, gderając i wydając rozkazy gromaóie młodych kobiet o ciemnych
twarzach i poważnych wielkich oczach; były to jej córki, służące i niewolnice. Była
baróo szczupła i nawet w obszernym płaszczu spiętym na przoóie klamrami jej po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]