[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie mogłam jednak dzielić się swymi niepokojami z otoczeniem Hitlera, bo byłoby to
równoznaczne z samobójstwem.
Przypadek sprawił, że pewnego dnia spotkałam prywatnie dawnego prezesa Trybunału Stanu,
jakie słał pod jego adresem Hitler, można
Nie mogę, niestety, ocenić, w jakiej mierze można dać wiarę tej deklaracji Goeringa: czy chciał
zniszczyć te sprawozdania, aby zatrzeć wszelkie ślady swej odpowiedzialności, czy też chciał tylko
ukryć upadek Hitlera?
Mam wrażenie, że obie te możliwości wchodzą tu w grę.
Wieczorem, 20 kwietnia 1945 roku, Hitler kazał mi przyjść do swego biura wraz z jedną z moich
koleżanek.
Przywitał nas ze swą zwykłą skwapliwością, a następnie oświadczył ze smutkiem: "Sytuacja
zmieniła się w ciągu ostatnich piętnastu dni do tego stopnia, że muszę rozproszyć swój sztab.
Przygotujcie natychmiast wasze rzeczy.
Za godzinę odjeżdża samochód na południe.
Resztę instrukcji przekaże wam reichsleiter Bormann".
Zapytałyśmy, czy możemy pozostać razem z nim w Berlinie.
Odrzucił naszą propozycję pod pretekstem, że ma zamiar zorganizować w Bawarii ruch oporu, do
którego później dołączy: "Potrzebuję jeszcze was obydwu.
Chcę wam zapewnić bezpieczeństwo.
Jeśli wydarzenia pójdą w złym kierunku, dwie inne sekretarki również opuszczą Berlin.
Jeśli ta lub inna z waszych koleżanek miałaby zginąć w tej próbie, to znaczy, że los tak chciał".
Następnie pożegnał nas słowami: "Zobaczymy się wkrótce; dołączę do was tak szybko, jak tylko
będzie to możliwe".
Hitler, kompletnie już wtedy siwy, wypowiedział te słowa ściszonym głosem.
Stał przed nami zgarbiony, z opuszczonymi rękami, próbując ukryć drżenie dłoni.
Jego spojrzenie, pozbawione światła i siły, utkwione było w jakimś dalekim, wyimaginowanym
punkcie.
Próbował
się uśmiechnąć, ale był to uśmiech człowieka całkowicie załamanego, człowieka,
który stracił wszelką nadzieję.
Niedługo później zadzwonił do mnie jeszcze dwa razy.
Za pierwszym razem powiedział: "Moje dzieci, sytuacja się zmieniła.
Koło wokół Berlina zamknęło się.
Samochód już nie pojedzie.
Opuścicie Berlin jutro rano samolotem".
Goering dodał, że nieprawdopodobne obelgi
wytłumaczyć tylko w ten właśnie sposób.
Dosłownie chwilę później, jego złamany głos wyszeptał do słuchawki: "Samolot wylatuje około
drugiej, jak tylko skończy się alarm.
Musi wam się udać wystartować".
Potem jego głos zmienił się w niezrozumiałe rzężenie.
Poprosiłam, aby powtórzył ostatnie zdanie, ale więcej już się nie odezwał.
Nie odłożył słuchawki; słyszałam tylko przytłumiony kaszel, który dobiegał moich uszu jak daleki
szept nicości.
KONIEC
[ Pobierz całość w formacie PDF ]