[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kłopoty ze snem ostatniej nocy?
- Jak mogłabym mieć kłopoty ze snem, Danielu, skoro
dostałam bez wątpienia najwygodniejsze łó\ko w całym domu?
- Nie okazując najmniejszego onieśmielenia, Robina nalała
36
sobie kawy i wzięła ciepłą bułeczkę z masłem. - I właśnie to
mnie martwi. Jeśli nie będę ostro\na, to prawdopodobnie pan i
pańska matka przyczynicie się do mojego upadku.
- Bardzo kusząca myśl- mruknął, zanim zdą\ył się
powstrzymać. Na szczęście jednak Robina chyba tego nie
usłyszała. - Z jakiego właściwie powodu wypadliśmy z mamą z
łask?
- Oboje rozpieszczacie mnie ponad wszelkie granice.
Proszę nie zaprzeczać - zastrzegła, widząc budzący się protest.
- Pan poświęca mi mnóstwo czasu i dba, \ebym się nie nudziła.
A co do pańskiej matki... Och, Danielu! Wczoraj wieczorem
pańska matka przyszła do mojego pokoju i przyniosła mi swój
śliczny naszyjnik z granatów, a do tego jeszcze kolczyki. - W
jej głosie było słychać poruszenie. -Uparła się, \e da mi je w
prezencie, tymczasem w mojej sytuacji odmowa przyjęcia
wyglądałaby jak wielka niewdzięczność. A ja przecie\ nie
jestem niewdzięczna, słowo daję! Ale lady Exmouth naprawdę
nie powinna mi dawać takich prezentów.
- Podzielam pani zdanie - oznajmił i tym ją nieco
zaskoczył, zwłaszcza \e wydawał się poirytowany.
- Czy to znaczy, \e porozmawia pan o mnie z mamą? -
Miała nadzieję, \e nie sprowokuje w ten sposób
nieporozumienia między synem a matką. - Czy da jej pan
delikatnie do zrozumienia, \e nie powinna tak mnie
obdarowywać?
- Na pewno, dziecinko. Mo\e pani na mnie polegać -
powiedział i zmarszczył czoło, bo nagle otworzyły się drzwi. -
O proszę, kujmy \elazo, póki gorące - dodał, widząc lady
Exmouth, która tego dnia zeszła na śniadanie wyjątkowo
wcześnie. - Co ja słyszę, mamo! - odezwał się natychmiast,
gdy zasiadła naprzeciwko niego przy stole. - Czy mogę spytać,
dlaczego podarowałaś Robinie sznur granatów?
- A dlaczego miałam tego nie zrobić, mój drogi? -
odrzekła lady Exmouth, bynajmniej niezra\ona dyktatorskim
37
tonem syna. - Były moje, więc mogłam nimi dysponować
według woli, a na młodym ciele naszyjnik wygląda du\o
ładniej. - Zauwa\yła łobuzerski błysk w oczach Daniela. - Co
się stało, synu? Czy\byś nie pochwalał mojego prezentu dla
Robiny?
- Właśnie. Dlaczego nie dałaś jej rubinów? -Z trudem
powstrzymał wybuch śmiechu, bo Robina głośno upuściła nó\
na stół. - Zawsze uwa\ałem, \e granaty to zwykłe świecidełka.
- Mój drogi, nie mogę jej podarować rubinów, chyba
wiesz - broniła się lady Exmouth. - To są klejnoty rodzinne,
ukryte bezpiecznie w Courtney Place. Poza tym nie nale\ą do
mnie, więc nie mogę nimi rozporządzać.
Ignorując mordercze spojrzenie pewnej bardzo
rozzłoszczonej osoby, Daniel rozparł się na krześle i przybrał
taką minę, jakby pracowicie rozwa\ał argument matki.
- Po zastanowieniu nie sądzę, \ebym chciał dać naszej
Robinie rubiny, chyba \e wyjątkowo przypadłyby jej do serca.
Nie, przy takiej delikatnej cerze wolałbym obejrzeć ją w
szafirach. Jak sądzisz, mamo?
- Na miły Bóg! - Robina ukryła twarz w dłoniach, nie
wiedząc, czy się roześmiać, czy wybuchnąć płaczem.- Poddaję
się!
- Mo\e masz rację, mój drogi - przyznała lady Exmouth,
w ogóle nie zwracając uwagi na ten okrzyk. - Szafiry
podkreślają błękit oczu i jasną cerę. Chocia\ nie spisywałabym
na straty rubinów. Do takich pięknych, ciemnych włosów
równie\ będą znakomicie pasować.
Lord Daniel, który znakomicie bawił się kosztem swego
miłego gościa, przełknął ostatni kęs śniadania, po czym sięgnął
po gazetę.
- Nawiasem mówiąc, mamo, nasza droga panna Robina
ma odczucie, \e jest przez nas rozpieszczana i psuta, poniewa\
odnosimy się do niej stanowczo zbyt uprzejmie. Postanowiłem
38
ukrócić nasze karygodne zachowanie i w tym celu dziś po
śniadaniu wezmę pannę Robinę na przeja\d\kę kolaską.
Przelotne spojrzenie wystarczyło lady Exmouth, by
zorientować się, \e panna rozumie z tego przemówienia nie
więcej ni\ ona.
- Niewątpliwie brakuje mi bystrości umysłu, ale nie
umiem pojąć, w jaki sposób przeja\d\ka otwartym powozikiem
po mieście mo\e za\egnać ten kłopot, mój synu - powiedziała.
- Spacerowaliśmy wczoraj z Robiną po mieście i w
pewnej chwili naszą uwagę zwrócił widok śmiało poczynającej
sobie lady Claudii Melrose, która znowu zrobiła z siebie
widowisko. Siedziała wysoko na kozle i powoziła faetonem.
Młoda, tu obecna dama bynajmniej nie zgorszyła się jednak
tym widokiem, lecz wręcz przeciwnie, wyraziła podziw dla
zręczności i odwagi lady Melrose. Przy okazji wspomniała, \e
sama chciałaby tak wprawnie kierować wyścigowym
powozem. Po przemyśleniu tego zdarzenia postanowiłem dać
pannie Perceval mo\liwość skorzystania z moich niemałych
doświadczeń w tej materii i udzielić jej instrukta\u.
Robina natychmiast zapomniała o swoich niepokojach i
wydała pisk zachwytu.
- Naprawdę? Nauczy mnie pan?
- Tak, dziecinko, ale tylko dlatego, \e będę miał przy tym
doskonałą okazję bezlitośnie panią złajać. I biada jej, jeśli moje
drogocenne gniadosze poniosą jakikolwiek...
Nagle urwał, bo co innego zaprzątnęło jego uwagę. Przez
dłu\szą chwilę studiował gazetę. Potem podał ją Robinie,
wypielęgnowanym palcem wskazując artykuł.
- Czy dobrze mi się wydaje, \e markiz Sywell rozsławił
pani rodzinne strony?
Robina raptownie zmieniła się na twarzy. Trudno jej było
uwierzyć w to, co przeczytała, tote\ zwróciła się do Exmoutha,
szukając u niego potwierdzenia.
- Wielkie nieba! Czy pana zdaniem to mo\e być prawda?
39
- Często bywam bardzo sceptycznie nastawiony do
doniesień w gazetach, a zwłaszcza w kolumnach towarzyskich.
Ale tym razem bardzo wątpię, czy tak szczegółowy opis
mógłby ukazać się w druku, gdyby nie był prawdziwy.
- Co się stało, na Boga? - zainteresowała się lady
Exmouth.
- Markiz Sywell nie \yje. Słu\ący znalazł go martwego w
sypialni, morderca posłu\ył się brzytwą markiza. Wszędzie
było pełno krwi. Okropność!
Robinę zastanowiło, \e nie ma w niej ani cienia
współczucia.
Niezaprzeczalnie markiz był okrutnym i egoistycznym
człowiekiem, który przez całe \ycie brał, co chciał, nie dbając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]