[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stąd, a czas nagli.
 Smok! Jak myślisz, mistrzu, będzie spiżowy, niebieski czy&  Kindan był
półprzytomny z radości.
 Będziemy się cieszyć z każdego. A ty w dwójnasób.  Mistrz Zist obejrzał się
na wzgórze, gdy wyszli na polanę.  Mam nadzieję, że Natalon poradzi sobie z
targowaniem równie dobrze, jak z kopaniem węgla.
Tego wieczoru, kiedy siedzieli przy kolacji, Kindan poruszył kwestię, która przez
cały dzień nie dawała mu spokoju.
 Co takiego zależy ode mnie, mistrzu? I kto to jest Mistrzyni Aleesa? Oczy
harfiarza błysnęły spod białych brwi, a usta rozchyliły się w uśmiechu.
 Widzę, że opanowałeś sztukę trzymania języka za zębami.
 Nauczyłeś mnie, mistrzu, że jest czas słuchania i czas gadania.
Harfiarz spoważniał.
 Teraz jest czas słuchania. Słyszałeś, jak bardzo obóz potrzebuje whera. Po
tym, jak umówiony opiekun nie zgodził się tu pracować, Natalon doszedł do
słusznego moim zdaniem wniosku, że nie ma co liczyć na następnego.
 Czy Aleesa jest mistrzynią wherów?  zapytał Kindan, zastanawiając się,
dlaczego nie słyszał o niej od ojca czy braci.
 Nie ma kogoś takiego, podobnie jak nie ma mistrza jaszczurek ognistych czy
mistrza smoków  odparł harfiarz. Kindan uniósł brew, naśladując jego pytającą
minę.  Mistrzyni Aleesa jest opiekunką królowej wherów. To tytuł honorowy.
Natalon targuje się z nią o jajo.
 Krew mówi&  Kindan zrobił wielkie oczy, gdy wreszcie zrozumiał znaczenie
słów Natalona.  Chcecie, żebym wychował whera?  wyszeptał ze zgrozą. Z
trudem powstrzymywał się od wybuchu.  Ale ja chcę zostać harfiarzem! Mistrz
Zist popatrzył na niego ponuro.
 Natalon sądzi, a ja się z nim zgadzam, że jeśli nie zdobędziemy whera, kopalnia
zostanie zamknięta.
Kindan westchnął głęboko, mocno zacisnął usta i spuścił oczy. Wreszcie pokiwał
głową.
Ognisko płonęło i flaga łopotała przez całe dwa dni, nim doczekali się odpowiedzi.
Smok w końcu pojawił się na niebie, okrążył maszt z flagą, opuścił się nad
ognisko i& zniknął. Wszedł w pomiędzy, udając się w jakieś inne miejsce.
Kindan, którego obowiązki obejmowały teraz także podsycanie ognia, zobaczył
smoka i z podnieceniem wymachiwał rękami, obserwując jego poczynania.
Pózniej opowiedział o wszystkim dzieciom w obozie. Zist przysłuchiwał się, z
uznaniem kiwając głową i podpowiadając, co zrobić, żeby opowieść nabrała
rumieńców. W ten sposób pod koniec siedmiodnia relacja zajmowała już cały
kwadrans, a słuchacze spoglądali w niebo, mając nadzieję na ujrzenie smoka.
Mistrz Zist, kiedy nie szkolił Kindana w sztuce snucia opowieści, zajmował się
pocieszaniem Natalona, który rozpaczliwie czekał na smoczego jezdzca.
 Dlaczego to tak trwa?  jęczał.  Jak długo będzie czekać Aleesa? Zist
potrząsnął głową.
 Nie wiem. Fort Weyr wysłałby smoczego jezdzca tego samego dnia, nawet jeśli
zwiadowca nie mógł wylądować.
 Dlaczego nie mógł?  zapytał Natalon, rozglądając się po obozie.  Czy
lądowanie to problem? Nie mamy tutaj odpowiedniego lądowiska?  Smoki nie są
aż takie wielkie, Natalonie  zapewnił harfiarz.  Tylko spiżowe i królowe
mogłyby mieć kłopoty, ale na pewno znalazłyby sobie miejsce na górze w pobliżu
ogniska.
 A czy smoczy jezdziec zechce zejść tutaj na dół?  zapytał Natalon, niepewny,
czy jezdziec raczyłby przejść dla nich kilkaset metrów.
 Nie widzę przeciwwskazań  odparł Zist z uśmiechem.  Przecież ma nogi.
Natalon spiorunował go wzrokiem, ale stary harfiarz nie dał się zastraszyć i
chichotał cicho, póki naczelny górnik też się nie uśmiechnął.
 Chyba tak.
Zist poklepał go po ramieniu.
 Zapewniam cię.
 Co będzie, jeśli wcale nie przyleci? Co będzie, jeśli zjawi się za pózno? Zist
odparł z westchnieniem:  Kiedy będziesz w moim wieku, Natalonie, nauczysz się
brać życie takim, jakie jest. Natalon roześmiał się.
 Z pewnością, mistrzu Zist, ale nie prędzej.
Wieczorem, kiedy zbliżała się pora pójścia do łóżka, Kindan zauważył, że mistrz
Zist jest wyjątkowo ponury. On sam od dwóch dni był w równym stopniu
przygnębiony i uradowany  przygnębiony, bo smok jeszcze nie przybył, i
uradowany dokładnie z tego samego powodu; na przemian cieszył się i rozpaczał,
że wybrano go, aby za cenę półrocznego urobku zdobył jajo whera stróża.
 Mnóstwo ludzi o ciebie dopytuje, chłopcze. Wiesz o tym, prawda?  zagadnął
mistrz Zist.
 Wiem.
 Ojciec nauczył cię, jak postępować z wherami, prawda? Kindan bez słowa
pokręcił głową.
 Ale wiesz, co zrobić, gdy się wyklują, jak je karmić i wychowywać? Kindan
znowu pokręcił głową.
 Tata powtarzał, że nie mam co liczyć na to, iż zostanę opiekunem. Starsi
bracia mówili, że jestem za mały na naukę.
Mistrz Zist na chwilę zamknął oczy. Kiedy je otworzył, uśmiechnął się.
 Jesteś bystrym chłopcem. Z pewnością sobie poradzisz.
 Nie sprawię zawodu mojej warowni& to znaczy, obozowi  oświadczył Kindan
dzielnie, choć był pełen obaw. Mistrz Zist okrył go kocem.
 Jestem tego pewien, chłopcze  powiedział z przekonaniem. Kindan dostrzegł
w jego oczach zatroskanie, zapewne niewidoczne dla innych.
 Czy stało się coś złego? Harfiarz ze zdziwieniem uniósł brew.
 Dobrze, może nawet za dobrze radzisz sobie z odczytywaniem moich nastrojów,
młodzieńcze.  Westchnął głośno.  Pewien mały problem nie daje mi spokoju.
Kindan zachęcił go spojrzeniem.
 Może bierze się to stąd, że mam mieszane uczucia  mruknął harfiarz jakby
do siebie. Popatrzył na chłopca.  Czy wiesz, że jeśli to zrobisz, przestaniesz być
moim uczniem? Kindan przytaknął z powagą. Myślał o tym od kilku dni. Był
rozdarty pomiędzy lojalnością wobec górników  przede wszystkim Natalona i
Zenora  a własnym marzeniem o zostaniu harfiarzem. Fantazjował, że mógłby
zajmować się jednym i drugim, ale nie rozpatrywał tego pomysłu zbyt poważnie.
W głębi duszy wiedział, że jest nierealny.
 Hm&  Harfiarz zaczerpnął tchu i oznajmił:  Spotkanie z mistrzynią Aleesą
jest wyznaczone na jutro.
 Na jutro?  Kindan usiadł na łóżku.  Co się stanie, jeśli smoczy jezdziec nie
przyleci? Co będzie, jeśli nas nie zabierze? Mistrz Zist uspokajająco machnął
ręką.
 Może nawet to obróci się na dobre.
 Jak? Mistrz Zist z zadumą zmarszczył czoło.
 Tajemnica zawodowa, rozumiesz? Kindan z powagą pokiwał głową.
 Nie jest to sekret cechu harfiarzy. Przypuszczam, że prędzej można go nazwać
sekretem smoczych jezdzców  ciągnął harfiarz.  Udowodniłeś, że potrafisz
dochować tajemnicy, ta jednak jest wyjątkowa. Nikomu nie wolno jej zdradzić.
Mistrz Zist zaczerpnął tchu i rozpoczął opowieść.
 Dawno temu, kiedy byłem czeladnikiem, wysłano mnie do Weyru Benden. 
Kindan szeroko otworzył oczy ze zdziwienia.  Znalazłem tam wielu przyjaciół, a
także wykorzystałem wszystkie swoje mierne zdolności uzdrowicielskie i zdobyłem
nową wiedzę.
Spojrzał Kindanowi prosto w oczy.
 Nie byłem dobry w uzdrawianiu& wciąż nie jestem& więc kazano mi kopiować
archiwa uzdrowicieli. Uśmiechnął się do dawnych wspomnień. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl