[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otwartą, a jego syk był jak gniewny warkot. Uderzył raz tylko, trafiając w udo Essii,
potem odpełzł na bok i patrzył martwymi oczami.
Essia jęknął i zbladł z przerażenia. Próbował wstać, ale ręce i nogi rozjechały się
pod nim na gładkiej posadzce. Wydał zduszony krzyk, po czym zaczęły się konwulsje.
Bębnił stopami o podłogę i wymachiwał ramionami. Oczy zaszkliły się, a zielona piana
fontanną trysnęła z ust. Ciało wygięło się, a każdy mięsień wibrował pod skórą. Głowa
waliła o podłogę. Nieszczęśnik poderwał się jeszcze, gdy silna konwulsja wyrzuciła
w powietrze całe ciało. Kiedy upadł, był już martwy.
Salmissra obserwowała jego agonię bez wyrazu, bez zaciekawienia, bez śladu gnie-
wu czy żalu.
Sprawiedliwość się dokonała obwieścił eunuch.
Szybka jest sprawiedliwość królowej wężowego ludu odpowiedzieli pozo-
stali.
196
Rozdział 28
Kazali mu pić różne płyny, jedne gorzkie, inne mdląco słodkie. Umysł zapadał się
głębiej z każdym podniesionym do ust kubkiem. Wzrok zaczynał zawodzić. Garion
miał wrażenie, że cały świat nagle zatonął i wszystko dzieje się pod wodą. Zciany fa-
lowały, a postacie klęczących eunuchów gięły się i kołysały jak wodorosty w nieskoń-
czonym ruchu fal i prądów. Lampy lśniły jak klejnoty, a płomienne barwy spływały
powolnym deszczem ku podłodze. Oszołomiony, przysiadł na platformie, obok sofy
Salmissry. Zwiatło wypełniało mu oczy, a umysł był wolny od jakiejkolwiek myśli.
Nie odczuwał upływu czasu, niczego nie pragnął, nie miał woli. Na krótko i niezbyt
wyraznie przypomniał sobie przyjaciół, ale pewność, że nigdy ich już nie zobaczy,
wzbudziła tylko przelotny, chwilowy żal, dość przyjemne uczucie melancholii. Uro-
nił nawet jedną kryształową łzę po tej stracie, jednak łza upadła na jego nadgarstek
i roziskrzyła się tak nieziemskim pięknem, że bez reszty zatonął w kontemplacji.
Jak on to zrobił? odezwał się gdzieś z tyłu głos królowej. Był tak cudownie
melodyjny, że jego brzmienie tknęło rozkoszą serce Gariona.
To ma moc odparł Maas. Głos węża poruszał nerwami Gariona, aż wibrowały
jak struny lutni. Moc nie sprawdzoną, nie kierowaną, ale ogromną. Strzeż się tego,
umiłowana Salmissro. Całkiem przypadkowo może cię zniszczyć.
Opanuję go.
Może.
Czary wymagają woli przypomniała Salmissra. Odbiorę mu tę wolę. Masz
zimną krew, Maasie, i nigdy nie czułeś ognia, jaki wypełnia żyły, gdy poznasz smak
oretu, athalu albo kaldissu. Twe pasje także są zimne i nie możesz wiedzieć, jak można
wykorzystać ciało dla spętania woli. Uśpię jego umysł, a wolę skruszę miłością.
Miłością, Salmissro? powtórzył wąż, jakby rozbawiony.
To określenie jest równie dobre jak każde inne odparła. Jeśli wolisz, na-
zwijmy to apetytem.
To potrafię zrozumieć zgodził się Maas. Ale nie próbuj nie doceniać
tego tutaj. . . albo przeceniać własnej mocy. To ma niezwykły umysł. Jest w nim coś
dziwnego, co nie do końca umiem zgłębić.
Zobaczymy orzekła. Sadi! wezwała eunucha.
Tak, moja królowo?
Zabierz chłopca. Każ go wykąpać i wyperfumować. Pachnie łodziami, smołą
i słoną wodą. Nie lubię tych alornowskich zapachów.
Natychmiast, Wieczna Salmissro.
Gariona odprowadzono w miejsce, gdzie była ciepła woda. Zabrano mu ubranie,
zanurzono, namydlono, zanurzono znowu. Skórę natarto aromatycznym olejkiem, a na
biodrach zawiązano skąpą przepaskę. Potem ktoś ujął go stanowczo pod brodę i pokrył
197
policzki różem. Wtedy właśnie zdał sobie sprawę, że osobą, która maluje mu twarz,
jest kobieta. Wolno, niemal obojętnie przebiegł spojrzeniem po komnacie. Dostrzegł,
że z wyjątkiem Sadiego wszystkie obecne tu osoby są kobietami. Miał wrażenie, że
powinno go to zaniepokoić. Wiązało się to jakoś z faktem, że przebywał nagi w towa-
rzystwie kobiet. . . ale nie pamiętał, o co chodzi.
Kiedy kobieta skończyła malować mu twarz, eunuch Sadi wziął go za rękę i popro-
wadził mrocznymi, nieskończonymi korytarzami do sali, gdzie Salmissra półleżąc
na sofie pod posągiem podziwiała swoje odbicie w zwierciadle.
O wiele lepiej oceniła, z pewną dozą podziwu mierząc Gariona wzrokiem.
Jest bardziej umięśniony, niż myślałam. Przyprowadz mi go.
Sadi wprowadził Gariona na podwyższenie i delikatnie usadził na poduszkach,
gdzie niedawno rozpierał się Essia.
Salmissra powoli wyciągnęła rękę i musnęła zimnymi palcami jego twarz i pierś.
Blade oczy rozbłysły, a wargi rozchyliły się lekko. Garion przyglądał się jej nagiemu
ramieniu. Na białej skórze nie było ani jednego włoska.
Gładkie wymruczał, próbując się skoncentrować na tym niezwykłym fakcie.
Oczywiście, mój Belgarionie odparła. Węże są bezwłose, a ja jestem kró-
lową węży.
Wolno, z namysłem podniósł wzrok na jej opadające na ramię, lśniące loki.
Tylko to. Ze zmysłową próżnością dotknęła kruczych pasm.
Jak? zapytał.
To tajemnica. Roześmiała się. Może kiedyś ci pokażę. Chciałbyś?
Chyba tak.
Powiedz mi, Belgarionie zmieniła temat czy sądzisz, że jestem piękna?
Myślę, że tak.
Jak uważasz, ile mam lat? Rozłożyła ręce, by przez przejrzysty muślin sukni
mógł zobaczyć ciało.
Nie wiem. Jesteś starsza ode mnie, ale nie bardzo stara.
Po jej twarzy przemknął wyraz irytacji.
Zgadnij rozkazała nieco szorstkim tonem.
Może trzydzieści uznał zakłopotany.
Trzydzieści? Była oburzona. Szybko spojrzała w lustro i dokładnie przestu-
diowała własną twarz. Jesteś chyba ślepy, ty głupcze! warknęła, wciąż patrząc
w zwierciadło. To nie jest twarz kobiety trzydziestoletniej. Dwadzieścia trzy. . . naj-
wyżej dwadzieścia pięć.
Cokolwiek powiesz.
Dwadzieścia trzy oznajmiła stanowczo. Ani o jeden dzień starsza.
Oczywiście zgodził się bez oporu.
Czy uwierzyłbyś, że mam już prawie sześćdziesiąt? zapytała, a jej spojrzenie
stało się nagle twarde jak kamień.
Nie zaprzeczył Garion. Nie mógłbym w to uwierzyć. Sześćdziesiąt. . . nie,
to niemożliwe.
Jesteś czarującym chłopcem, Belgarionie tchnęła mu do ucha. Lodowate
spojrzenie stopniało. Palcami dotykała, gładziła i pieściła jego twarz. Pod bladą skó-
rą nagiego ramienia i szyi wystąpiły z wolna dziwne, barwne plamy, delikatne cętki
fioletu i zieleni, zmienne i pulsujące. Pojawiały się i nikły. Salmissra rozchyliła war-
gi i zaczęła oddychać szybciej. Cętki pod przejrzystą szatą sięgały już piersi, barwy
falowały pod skórą.
Maas podpełzł bliżej, a jego martwe oczy ożyły nagle niezwykłym zachwytem.
Barwny wzór łusek gada niemal dokładnie odpowiadał plamom na skórze Królowej
198
Węży. Kiedy owinął się pieszczotliwie wokół jej ramienia, nie można było dostrzec
granicy miedzy wężem a kobietą.
Gdyby nie prawie całkowita bezmyślność, jaka ogarnęła Gariona, odsunąłby się
od Salmissry z odrazą. Bezbarwne oczy i cętkowana skóra zdawały się raczej gadzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]