[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w zdwojonym tempie.
- Proszę - usłyszała.
Siedział za biurkiem, przy wyłączonym monitorze komputera i wyglądał raczej na
kogoś pogrążonego w myślach niż w pracy.
- Pomyślałam, że może miałbyś ochotę na filiżankę gorącej herbaty z cytryną - za-
proponowała nieśmiało.
- To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję. Dla kogoś wychowanego na czarnej,
mocnej brazylijskiej kawie to prawdziwa przyjemność poznawać angielskie zwyczaje
picia popołudniowej herbaty - odparł ciepło.
Marianne zadrżała na dźwięk jego głosu, a gdy napotkała jego spojrzenie, wiedzia-
ła, że jej życie nigdy już nie będzie takie samo jak kiedyś. Patrzyła na tego przystojnego
mężczyznę o surowej, ale jakże kochanej twarzy, i pragnęła tylko tego, by móc tak na
niego spoglądać do końca życia.
- Marianne?
- Słucham?
- Gapisz się na mnie.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
W chwili, kiedy odstawiała filiżankę na biurko, Eduardo złapał ją za nadgarstek i
lekko przyciągnął do siebie.
- Co ty... Co robisz? - wyjąkała.
- Teraz ja chcę na ciebie popatrzeć - oznajmił zagadkowo, puszczając jej dłoń.
Następnie bez słowa zaczął rozpinać guziki bezkształtnego jasnoniebieskiego swe-
tra, który miała na sobie.
- Co ty robisz? - powtórzyła zdezorientowana jego zachowaniem, czując, jak jego
palce co chwila muskają jej skórę.
- Chcę z ciebie zdjąć to coś, co bardziej przypomina worek, by się wreszcie prze-
konać, jaką masz figurę. Nosisz absolutnie niedobrane ubrania, nie rozumiem dlaczego...
O, teraz znacznie lepiej. Jesteś naprawdę piękna, namorada, bardzo piękna. Masz taką
szczupłą talię i pięknie zaokrąglone kobiece biodra.
Marianne pod wielkim swetrem miała na sobie tylko cienką halkę i była bez biu-
stonosza. Z zawstydzeniem poczuła, jak jej sutki prężą się pod spojrzeniem jego błękit-
nych oczu, które teraz bez zażenowania spoczęły na jej piersiach rysujących się wyraźnie
pod cienkim materiałem.
I nagle Eduardo bez żadnego ostrzeżenia złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie.
Nie stawiała oporu, gdy pochylił się i zawładnął jej ustami. Czując jego język wślizgują-
cy się między jej wargi, westchnęła z rozkoszy, która pozbawiała ją tchu. Po chwili prze-
konała się, że Eduardo nie zamierza poprzestać na pocałunku, a ona nie zamierzała mu
tego utrudniać. Wsunął dłonie pod halkę i odszukał piersi, a następnie przylgnął wargami
najpierw do jednej, potem do drugiej. Wplotła palce w jego włosy, poddając się pożąda-
niu, które wrzało w jej żyłach.
Nie miała wątpliwości, że Eduardo jest jedynym mężczyzną zdolnym obudzić w
niej ten pożar zmysłów. Tylko on się liczył, tylko on...
- Czy gdybym cię poprosił, byś dziś spędziła ze mną noc, zgodziłabyś się? - usły-
szała zduszony szept przy uchu.
To pytanie otrzeźwiło ją nieco, bo choć pragnęła tego z całej siły, brakowało jej
pewności, czy powinna się decydować na ten krok. Oplotła ramionami jego szyję i
uśmiechając się doń przepraszająco, powiedziała:
- Czy możemy jeszcze trochę poczekać, zanim się to stanie? Nie o to chodzi, że nie
chcę, tylko...
- To za wcześnie dla ciebie, prawda? Rozumiem, zaczekam.
Odsunął się od niej, a Marianne zrobiło się nagle zimno i pusto bez dotyku jego
ramion.
- Przepraszam za mój pośpiech. Wzbudzasz we mnie bardzo silne uczucia, jakich
nie doświadczyłem od dawna, i tracę nad sobą kontrolę.
- Ty także, Eduardo, wzbudzasz we mnie bardzo silne uczucia. Może moglibyśmy
spędzić razem trochę czasu, żeby się lepiej poznać?
- A co proponujesz? Musiałoby to być coś takiego, co uniemożliwiłoby mi dotyka-
nie ciebie - odparł z drapieżnym uśmiechem.
Czując, jak wypełnia ją szczęście i rozkoszne mrowienie, spytała:
- Widziałam u ciebie szachy. Potrafisz grać?
- Sugerujesz, że mielibyśmy spędzić wieczór przy szachach? Myślisz, że będzie
mnie to w stanie zająć na tyle, bym nie myślał o innych rzeczach?
- Przekonajmy się. - Mrugnęła figlarnie oczkiem. - Mogę cię jeszcze zaskoczyć.
- Namorada, ty już zdążyłaś mnie zaskoczyć i to w najbardziej wyrafinowany spo-
sób, ale skoro nalegasz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]