[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niby racja - przyznał z lekkim zakłopotaniem fotoreporter. - Ale jak do Garwolina zjadą
telewizja i kronika filmowa i ustawią się na rynku, to już mowy nie ma o kamuflażu...
- A kto powiedział, że muszą stać na rynku? - spytał sekretarz redakcji w nagłym
przypływie bystrości umysłu. - Od tego się zaczyna, że o niczym nie mają prawa wiedzieć,
powinni się tam znalezć przypadkiem. To można załatwić, zwabi się ich pod byle jakim
pretekstem i upchnie gdzieś blisko w lesie. Zdążą podjechać na rynek, ktoś ich podstępnie
zawiadomi i trzeba tylko tak wycyrklować, żeby nadjechali zaraz po wylądowaniu, a nie, broń
Boże, przed.
- Pod jakim pretekstem? - zainteresował się podejrzliwie satyryk.
Sekretarz redakcji popatrzył na niego z głębokim zgorszeniem.
- Stępiałeś całkiem? A kaczka to co? Mało głupot wymyślamy...?
- Zwłoki, skarb albo orgia w najbliższej szopie - ^proponował grafik. - Orgia najlepsza...
- Wszystko razem - skorygował sekretarz redakcji. - Sama orgia to tylko w trakcie, a nie
będziemy jej przecież organizowali, nie mam akurat głowy do tego. Melina i mienie z kradzieży,
można skombinować jaką ofiarę gwałtu...
- I nich tam lata między drzewami albo dookoła szopy, żeby jej nie mogli złapać -
podsunął z ożywieniem satyryk, w którym już odezwała się, ogłuszona przedtem rolą modela,
dusza dziennikarska. - Załóżmy, że była związana, ktoś ją uwolnił ledwo co...
- List do nich...
- Puknij się. Kto u nich czyta listy?! Telefonicznie albo osobiście. Parę osób znamy,
wytypujemy odpowiednich, bo większości by się nie chciało. To jeszcze trzeba rozważyć, mamy
trochę czasu...
- A w ogóle to można by dodatkowo zainstalować ukryte kamery - zaproponował doradca
do spraw technicznych.
- Gdzie? I dlaczego?
- Tam jest dworzec PKS. Przeprowadza się badania sprawności komunikacji PKS i
organizację pracy na dworcach.
- Niezła myśl. Ale to trzeba zrobić już teraz, od razu, a nie w przeddzień, żeby nikomu się
nie skojarzyło. Niech one tam sobie będą, w ostatniej chwili sprawdzi się tylko, czy nie
nawalają... .
Wiosenny świt wstawał nad miastem, kiedy grono eksperymentatorów osiągnęło pełne
porozumienie. Lista pracowników instytucji pokrewnych, radia, telewizji i filmu, których dałoby
się właściwie zużytkować, została sporządzona. Pilota postanowiono poinformować o jego
przyszłych dodatkowych obowiązkach ostrożnie i stopniowo, żywiąc niejakie wątpliwości w
kwestii wyrażenia przezeń zgody nie tyle na nietypowy przyodziewek, ile na uprzedni nocny
trening w budynku redakcji. W każdym razie najpierw należało poznać mniej więcej jego
charakter. Przynętę dla telewizji i kroniki w postaci skarbo-orgio-gwałto-przestępczej imprezy
sekretarz redakcji i satyryk zobowiązali się opracować starannie już w najbliższym czasie...
Specjalista od budowy pojazdów kosmicznych wrócił ze Związku Radzieckiego i w
całkowitym oszołomieniu wysłuchał próśb, pytań i wyjaśnień sekretarza redakcji. Zawleczony
niemal przemocą do hangaru, na widok przygotowanych materiałów maskujących wydał z siebie
jakiś dziwny odgłos, nieco podobny do jęku zgrozy, i na dość długo stracił głos Nic nie mówiąc,
przenosił osłupiałe spojrzenie ze stosu pogniecionej blachy na elektryka, najwyrazniej w świecie
zirytowanego do ostateczności wymaganiami doradcy do spraw technicznych.
Doradca do spraw technicznych miał wyrobione zdanie na temat wyglądu zewnętrznego
pojazdu z innej planety. Przekonania jego ostatecznie utrwalił satyryk, który, po przeczytaniu
całej dostępnej mu literatury science fiction, śmiało mógł uchodzić za eksperta.
- Musi być wirujący świetlisty krąg - upierał się w trakcie narady, jaką odbyli wcześniej
we trzech w gabinecie sekretarza redakcji. - Wszyscy są przyzwyczajeni do wirującego
świetlistego kręgu. Wiadomo, że jak coś nadlatuje z kosmosu, to ma gdzieś na sobie wirujący
świetlisty krąg. Nic się nie dzieje, nic nie widać, nic nie słychać, tylko ten krąg wiruje i
wszystkim oko w słup staje. Bez świetlistego wirującego kręgu to coś w ogóle się nie liczy i nikt
nie uwierzy, że to z kosmosu.
- Skąd on wziął ten krąg, do diabła? - zastanawiał się półgłosem sekretarz redakcji,
podczas gdy doradca do spraw technicznych w skupieniu spisywał uwagi satyryka. - Gdzie on to
znalazł...? Ty, czy to nie z Lema?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]