[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- O, przepraszam. - powiedziała April do T-Bone'a. -
Ciemnawo tutaj, prawda?
- Stumps kazał zamalować okna.
S
R
- Coś mi się zdaje, że Stumps jest tu barmanem?
- Trafiłaś, dzidzia. -T-Bone zdusił peta w przepełnionej
popielniczce.
April oceniła, że T-Bone mało znaczy w tej jaskini gry.
Znalazła ćwierćdolarówkę i zaczęła studiować listę przebo-
jów grającego pudła.
- A więc jak ci właściwie na imię?
Spojrzał na nią zaskoczony. Kompletny patafian, upewniła
się April.
- T-Bone - odparł. - Tak jak ten zespół.
- O la la! To i tutaj każdy ma jakieś pseudo? - April pilnie
wpatrywała się w bandytę. Kto wie, czy nie przyjdzie jej
skonfrontować tej gęby z policyjnym portretem pamięcio-
wym? - Ja tam nazywam się Lola, a moi kumple to Ju-Ju,
Sistie i taka jedna, co się nazwała od ptasich pazurów, Talon
czyli Szpon. - Pozwoliła wybrzmieć głosowi w nadziei, że
ten matołek skojarzy imię siostry Paula.
Niestety, zamiast tego T-Bone spytał ją:
- Widzisz tego gościa? - April podążyła wzrokiem w kie-
runku, w którym T-Bone wyciągnął swój tłusty palec, i ujrza-
ła bandziora ze szramą nad górną wargą. Obok niego stał jej
Tony, w spranych dżinsach, czarnym T-shircie z napisem
Harley-Davidson" i z błękitniejącym zarostem na policzkach
(no tak, są na świecie faceci, którzy muszą się golić dwa razy
dziennie). Tony pocierał kredą koniec kija i świdrował ją
wzrokiem. Szybko odwróciła twarz, udając, że go nie zauwa-
żyła.
- Koleś przysięga, że w Iowa jest miasto, które się prze-
zywa tak samo jak on - kontynuował T-Bone. Potarł zapałkę i
zbliżył ją do wiszącego w kąciku ust papierosa. - Słyszałaś
kiedy o mieście Eldridge?
S
R
Hm, sama nie wiem... - Zerknęła znów ku Tony'emu, po
czym zdmuchnęła płomyk zapałki, dosięgający właśnie pal-
ców T-Bone'a. - Ale jeśli jest, to pewnie Eldridge jest do nie-
go podobny, nie? - Schyliła się, niby to poprawiając guziki u
butów, bo czuła, że nie wytrzyma piorunujących spojrzeń
Tony'ego.
- Dobrze gadasz. Masz ładna buzkę, ale i sprytny łebek.
- Znam się na różnych rzeczach... Na handlu modą, na te-
lemarketingu. Uczyłam się nawet korespondencyjnie ma-
larstwa.
Tym razem T-Bone połknął haczyk.
- To może słyszałaś o takim malarzu, Ello Fogbottomie?
April ściągnęła brwi. Ello?
Ach tak, Ello czyli L.O., Lesley Ondlle Fogbottom...
Strzał w dziesiątkę!
- Eee... Fogbottom? Jasne, że słyszałam - potwierdziła.
- Stary pacykarz, co? Jego obrazki warte są niezłą fortunę.
- Nie taki stary. Tylko że już nie żyje. Eldridge mówi, że
to najlepsza rzecz dla artysty, jak już nie żyje.
Szafa grająca zaczęła właśnie odtwarzać jakąś rzewną
kowbojską melodię, równocześnie zaś uwagę April przykuł
huk wielu zderzających się bil. To oczywiście detektyw Fa-
rentino był tak nieostrożny, że zapomniał, iż powinien prze-
grać z Eldridgem. Stukał teraz kijem prawie bez celowania i
zdobywał kolejne punkty, a Eldridge sapał, zaciągał się cy-
garem, klął, pokładał na stole, pocił się i czerwieniał. Jego
blizna stawała się coraz bardziej wyrazna.
- Ajajaj! Nie mów mi, że masz prawdziwego Fogbottoma
- zwróciła się szybko do T-Bone'a, on zaś wziął jej pośpiech
za entuzjazm, zrobił tajemniczą minę i pokiwał wielką gło
wą. - No coś ty! - pogłębiła swój zachwyt April. - Ale
numer!
S
R
- Mam taką jedną facetkę, która opycha różne malunki,
no i właśnie my z Eldridgem.
Nie dokończył, gdyż nagle silna męska dłoń wsunęła się
pod ramię April i pociągnęła ją ku wyjściu.
- Chodzmy stąd szybko - usłyszała głos Tony'ego, uniosła
głowę i napotkała jego płonący wzrok. - Już! - powtórzył
przez zaciśnięte zęby i zaczął przepychać się z nią do drzwi.
- Nie, zaraz! - odrzekła, bynajmniej nie ściszając głosu.
Nie lubiła, gdy jej cokolwiek kazano, zwłaszcza w tak nie-
odpowiedniej chwili. Pochyliła się ku T-Bone'owi i uchwy-
ciła go wolną ręką za gruby nadgarstek. - Opowiedz mi wię-
cej o tej facetce, T-Bone.
Tony otoczył April ramieniem w pasie i bezskutecznie usi-
łował przyciągnąć ją do siebie, gdy zaś mu się to nie udało,
uniósł ją wierzgającą do góry i mimo protestów skierował się
z nią w stronę wyjścia.
- Sorry, koleś - zwrócił się do T-Bone'a.- Moja stara nie
zawsze słucha, co się do niej mówi.
April szarpała się, rozzłoszczona. Nikt nigdy jeszcze jej
tak nie potraktował, nawet w żartach. Wiła się w uścisku Fa-
rentiny, kopiąc go po nogach, jednak on nie puszczał słod-
kiego ciężaru.
Tymczasem T-Bone ochłonął i nagle zastąpił im drogę.
- Te, elegant, Lola zdaje się nie chce iść z tobą do domciu.
- Szarpnął April, w następstwie czego odruchowo wtuliła się
w Tony'ego. Drugie szarpnięcie oderwało ją i rzuciło na naj-
bliższe krzesło. - yle traktujesz damę, kolego - powiedział.
Tony spojrzał na swoją Lolę z lekceważeniem.
- Jaka to dama?
Na te słowa T-Bone odwinął się i wyrżnął Farentinę w żo-
S
R
łądek z siłą mostowego kafara. April jęknęła, zaś Tony onie-
miał z oczami w słup.
Przez chwilę strach paraliżował jej ruchy, zaraz jednak z
wojowniczym piskiem April zeskoczyła z krzesła na kark
Eldridge'owi, który ciężkim kijem bilardowym zamierzał
dołożyć Farentinie swoją porcję. Wczepiła się w jego zmie-
rzwione włosy i oboje zwalili się na podłogę. Może i Tony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]