[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy go poznała, nie napisała o tym do pana. Myślę, że gdyby
nie wyjÄ…tkowo nieszczęśliwy zbieg okolicznoÅ›ci, nigdy nie do­
puściłaby do takiej sytuacji. Wszystko stało się tak szybko.
- A więc rzeczywiście romans rozwinął się z prędkością trąby
151
powietrznej? Cóż, łowcy posagów muszą działać błyskawicznie,
zanim ofiara zacznie coś podejrzewać - stwierdził hrabia.
- Proszę pamiętać, że nasze podejrzenia nie zostały jeszcze
potwierdzone.
- Och, przecież oboje jesteśmy pewni, że to oszust!
- Im więcej o nim słyszę, tym bardziej utwierdzam się
w przekonaniu, że pan ma rację.
- Nie wierzę własnym uszom - uśmiechnął się hrabia. -
Grozna panna Wentworth wyciąga, rękę na zgodę?
- Jeśli uważam, że pan ma rację, umiem się do tego przyznać.
A tym razem tak wÅ‚aÅ›nie jest - dodaÅ‚a i nie czekajÄ…c na odpo­
wiedz, popędziła konia, zostawiając w tyle swego towarzysza.
ZrównaÅ‚a siÄ™ z Louise i razem powoli zbliżaÅ‚y siÄ™ do miej­
sca, gdzie zaplanowano piknik. Z daleka widziaÅ‚y Å›nieżnobia­
Å‚e obrusy i koce rozpostarte na trawie. SÅ‚użba zaczęła już roz­
pakowywać kosze z jedzeniem.
- %7Å‚adnych stołów ani krzeseÅ‚? Tylko odrobina jedzenia i pi­
cia? - zapytała Amy, rozkładając ręce teatralnym gestem, ale
nikt nie zwrócił uwagi na jej żarty.
Stajenni cofnęli się na odpowiednią odległość, a państwo
swobodnie zajęli się posiłkiem.
Piknik przygotowany przez kucharza ciotki Trixie byÅ‚ nie­
zwykle wystawny. Pieczone kurze nóżki w śnieżnobiałych
papierowych papilotach nie groziły zatłuszczeniem palców,
a malutkie paszteciki kusiły mnogością smakowitych nadzień.
Do tego podano jeszcze szparagi zawijane w cienkie jak papier
plastry wspaniałej szynki i przeróżne sałatki.
- Kieliszek wina? - zapytaÅ‚ hrabia, zmierzajÄ…c z butelkÄ… do­
skonałego burgunda w stronę Perdity.
- Odrobinę, proszę. Nie chcę spaść z konia w powrotnej
drodze - odparła z uśmiechem.
152
- Pani miaÅ‚aby spaść z konia? To niemożliwe! - Hrabia na­
lał wszystkim i zadowolony usiadł obok Perdity.
- Nadal twierdzi pan, że nie przepada za piknikami?
- Zapewniam panią, że wojskowe biwaki wyglądały inaczej.
- Proszę mi opowiedzieć o Hiszpanii. Czy naprawdę było
tam tak strasznie?
- Zawsze jest ciężko, kiedy się traci przyjaciół, i to z dnia na
dzień. Na pewno słyszała pani o największych bitwach, o tym,
ilu ludzi w nich zginęło... ale nasz dowódca miał też inne
problemy. Sojusznicy zawodzili, obiecane wsparcie nie przy­
chodziÅ‚o, tak samo jak prowiant i broÅ„... MieliÅ›my szczęś­
cie, że dowodził nami taki genialny dyplomata - dokończył
z uwielbieniem w głosie.
- Amy podziwia Wellingtona i na pewna jest szczęśliwa,
słysząc, jak pan go chwali.
- Nie wszyscy jednak zgadzają się z taką opinią - odparł
hrabia, a potem rozejrzaÅ‚ siÄ™ i stwierdziÅ‚, że znów zosta­
li sami. - Nasze dyskusje polityczne wszystkich wypÅ‚oszy­
ły. Nie wiem, czy zwróciła pani uwagę, że młodych ludzi
strasznie nudzÄ… takie tematy. Ciekawe, dokÄ…d poszli? -
zapytał, patrząc na oddalającą się młodzież.
- Przypuszczam, że chcą się wdrapać na szczyt tamtego
wzgórza. Chce się pan do nich przyłączyć?
- W żadnym razie, moja droga. Nie wyobrażam sobie, żeby
gdziekolwiek mogło być mi lepiej niż tu, gdzie teraz jestem.
Perdita zarumieniÅ‚a siÄ™, bo sÅ‚owa hrabiego brzmiaÅ‚y jedno­
znacznie. Zerknęła na niego ukradkiem i aż się przestraszyła,
widzÄ…c jego zmienionÄ… twarz.
- Co się stało?
- Nie ruszaj się! Nawet nie drgnij - powiedział po cichu.
-O co...
153
Perdita patrzyła na niego zaskoczona, a potem pobiegła za
jego wzrokiem i słowa zamarły jej na ustach. Zaledwie kilka
cali od jej nogi sunęła żmija. Bez trudu rozpoznaÅ‚a charakte­
rystyczny rysunek na grzbiecie gada i przerażenie odebrało
jej zdolność ruchu. Serce biÅ‚o jej jak oszalaÅ‚e, a usta nagle zu­
pełnie wyschły.
Nagle Rushmore chwyciÅ‚ pejcz i bÅ‚yskawicznym uderze­
niem zabił żmiję.
Perdita poczuła, że robi się jej słabo, a po chwili była już
w ramionach hrabiego i trzÄ™sÄ…c siÄ™ ze strachu, kurczowo Å›ci­
skała klapy jego marynarki.
- Już dobrze! Nic się nie stało. - Uspokajał ją i głaskał po
włosach.
- Myślałam, że mnie ukąsi! Nigdy w życiu tak się nie bałam.
Chodzmy stÄ…d, może ich być wiÄ™cej - mamrotaÅ‚a ciÄ…gle jesz­
cze bardzo przestraszona.
Poruszona, nie zwróciła uwagi, że hrabia tuli ją do siebie
i wcale nie spieszy się, by ją wypuścić z objęć.
- Nawet gdyby ciÄ™ ukÄ…siÅ‚a, nie umarÅ‚abyÅ›. - Hrabia delikat­
nie kołysał ją w ramionach. - Jesteś młodą, zdrową kobietą,
twój organizm daÅ‚by sobie radÄ™. Poza tym to mógÅ‚ być zwy­
kły zaskroniec.
- Dobrze pan wie, że to nie byÅ‚ zaskroniec. Umiem rozpo­
znać żmije i wiem, że są jadowite.
- Widzę, że jesteś dobrze poinformowana - roześmiał
się. - Ciekawe, gdzie miałaś okazję spotkać takiego gada?
Można się na nie natknąć w Almack?
- Jedyne węże, jakie tam widziaÅ‚am, chodzÄ… na dwóch no­
gach - uÅ›miechnęła siÄ™ blado. - A żmijÄ™ widziaÅ‚am w zoo. By­
ła straszna, kiedy się tak bezszelestnie ślizgała... nie mogłam
na nią patrzeć. Trzęsłam się jak galareta.
154
- %7łmija musi pełzać, nie ma przecież nóg - Rushmore
oparł czoło o włosy Perdity. - Ilu znasz ludzi, którzy umarli
od ukÄ…szenia żmii? - zapytaÅ‚ swobodnym tonem, choć z tru­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl