[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozumiała jego słów, chociaż próbował mówić
francusku, angielsku, arabsku, językiem Waziri, a w
końcu Tomana,: gwarą plemion zachodniego
wybrzeża Afryki.
Potrząsnęła głową. Wydawało się, że w głosie jej
odbiło się pewne; zakłopotanie, gdy skinęła na
kapłanów, by odprawiali w dalszym ciągu obrządki.
Powtórzył się znów pochód i niedorzeczny taniec,
który ustał na skinienie kapłanki stojącej przez cały
ten czas i spoglądającej uważnie na Tarzana.
Na dany przez nią znak kapłani rzucili się na
Tarzana i unosząc go w górę, ułożyli na wznak na
ołtarzu. Głowa zwisała z jednej krawędzi, a nogi z
drugiej. Potem wszyscy ustawili się w dwa rzędy,
trzymając małe złote kubki gotowe do przyjęcia
cząstki żywej krwi ofiary, kiedy ofiarny nóż spełni
swoje zadanie.
W szeregu kapłanów wynikł spór o pierwszeństwo
miejsca. Ordynarny człowiek z wyrazem małej
inteligencji goryla, nacechowanej na jego bestialskiej
twarzy, usiłował odsunąć na dalsze miejsce drugiego
człowieka, niższego wzrostu, lecz ten odwołał się do
wielkiej kapłanki, która dając krótki rozkaz
chłodnym, stanowczym głosem, odesłała tamtego na
sam koniec szeregu. Tarzan słyszał jego szemranie i
słowa niezadowolenia, gdy oddalał się powoli na
szary koniec.
Wtedy kapłanka, stanąwszy przed Tarzanem,
rozpoczęła wymawiać jakąś inwokację i powoli
podniosła do góry swój cienki, ostry nóż. Tarzanowi
wydawało się, że całe wieki upłynęły, zanim nóż
przestał się wznosić i zatrzymał się nad jego
bezbronną piersią.
Nóż zaczął się opuszczać, z początku ruchem
powolnym, lecz w miarę jak inkantacja stawała się
prędsza - ruchem coraz prędszym.
Z końca szeregu wciąż dochodziło uszu Tarzana
szemranie odpędzonego kapłana. Głos jego rozlegał
się coraz dobitniej. Najbliższa kapłanka odezwała się
z naganą w ostrym tonie. Nóż jej był tuż nad piersią
Tarzana, lecz zatrzymał się na chwilę, gdyż wielka
kapłanka podniosła wzrok, by wyrazić swe
niezadowolenie winowajcy tego świętokradczego
zatargu.
Wynikło poruszenie w tym miejscu, gdzie spierano
się, a gdy Tarzan zwrócił ku nim swą głowę, ujrzał,
że ów ordynarny kapłan rzucił się na stojącą przed
nim kapłankę i rozwalił jej czerep jednym
uderzeniem swej ciężkiej pałki. Potem nastąpiło to,
czego Tarzan był świadkiem setki razy wśród
dzikich mieszkańców jego dżungli. Widział, jak
wydarzyło się to Kerczakowi, Tublatowi i Terkozowi
i kilkunastu innym rozrosłym małpom jego
plemienia, a również i słoniowi, Tantorowi. Prawie
ze wszystkimi samcami leśnymi zdarzało się to od
czasu do czasu. Kapłan oszalał i w przystępstwie
furii rzucił się na swych towarzyszy, zadając razy
ciężką pałką.
Wydając wściekłe okrzyki, przebiegał z miejsca na
miejsce, miotając okropne uderzenia swą bronią lub
zatapiając żółte zęby w ciało nieszczęsnej, trafiającej
się ofiary. Podczas tego zajścia kapłanka stała z
zawieszonym w górze nad Tarzanem nożem,
utopiwszy oczy z przerażeniem w maniaka, który
szerzył śmierć i zniszczenie wśród jej czcicieli.
Pokój opróżnił się szybko, pozostali tylko zabici i
umierający na podłodze, ofiara na ołtarzu, wielka
kapłanka i szaleniec. Gdy przebiegłe oczy
spostrzegły kapłankę, zaświeciły się żądzą. Powoli
przysunął się do niej i przemówił. Ku wielkiemu
zdziwieniu Tarzan usłyszał język, który rozumiał,
najmniej mógł się spodziewać, że tym językiem
można było się porozumieć z istotami ludzkimi - było
to gardłowe szczekanie plemienia małp
antropoidalnych, język jego rodzimy. Kapłanka
odpowiedziała w tymże języku.
On groził - ona próbowała przemówić do jego
rozumu, gdyż było widoczne, że nie myślał wcale
słuchać jej władzy. Był już tuż, podsuwając się z
rękoma wyciągniętymi ku niej, obchodząc z boku
ołtarz.
Tarzan zrobił wysiłek, by zerwać więzy, które
krępowały mu ręce związane z tyłu. Kapłanka tego
nie widziała - zapomniała o swej ofierze przerażona
niebezpieczeństwem, jakie jej groziło. Kiedy brutal
skoczył z boku Tarzana, by pochwycić swą ofiarę,
Tarzan zrobił nadludzki wysiłek, by rozerwać swe
pęta. Wskutek mocowania się spadł z ołtarza na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]