[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gląda jak nowy!
— Jesteś anioł, że mi tak odświeżyłaś manicure — powiedziała matka — a Dina to
drugi anioł, że wyręczyła mnie w wieszaniu koców. Słowo ci daję, zapomniałam o ma-
nicure. Pogoda taka była piękna...
— Rozumiem, pogoda natchnęła mamusię do prania koców — rzekła April. — Całe
szczęście, że nie przyszło ci do głowy malowanie podłóg czy coś w tym rodzaju. Równie
niepraktycznej istoty świat nie widział.
— Powiedz szczerze, April — spytała matka — czy kochalibyście mnie bardziej, gdy-
bym była praktyczna? Bo ja się staram naprawdę!
April wykończyła pięknie ostatni paznokieć.
— Nie moglibyśmy cię kochać bardziej, niż cię kochamy — powiedziała z namysłem
— choćbyś była wzorem wszystkich cnót. Ale teraz siedź spokojnie i nie dotykaj nicze-
go, dopóki emalia nie zaschnie porządnie.
Matka rozcapierzyła palce i bojąc się ruszyć, odparła pokornie:
— Słucham szanowną panią.
— I unikaj natchnień do prania co najmniej przez tydzień — dodała April zabierając
się do wyjmowania szpileczek z włosów matki.
— Będę unikała, proszę szanpani — ulegle obiecała Marian.
— I nie kręć głową, kiedy ci układam włosy — napominała April. — Bo się pognie-
wam! — zwinęła pasmo włosów na palcu i dodała: — Za karę włożysz dziś najpiękniej-
szą suknię do obiadu. Tę pastelową różową z koronką przy szyi...
Jak tu powiedzieć matce, że Bill Smith przyjdzie na obiad?
219
— Najlepszą suknię? — protestowała matka. — Przy kuchni tak łatwo o plamę!
— Z kuchnią na dziś skończyłaś! — oznajmiła April. — Mięso w piecu, sos w rondlu,
sałata przyprawiona, zupa gotowa, kartofle obrane, Archie nakrywa do stołu.
Wpięła ostatnią szpileczkę i cofnęła się o krok, by lepiej objąć wzrokiem artystycz-
ne osiągnięcie.
Nawet w szlafroczku z różowej flaneli, z rozcapierzonymi palcami i twarzą wysma-
rowaną kremem matka wyglądała „szałowo”.
April z zachwytem westchnęła:
— Ach, mamusiu!
— O co chodzi? — spytała Marian.
— Nie ruszaj się, bo paznokcie jeszcze mokre — odparła April. — A jeśli nie umalu-
jesz się przepięknie, jak się godzi do takiego uczesania, sukni, manicure i klopsa w so-
sie, to ci zapowiadam, że twoje dziatki uciekną z domu. Pamiętaj!
Marian zaśmiała się, April wtórowała jej, wspominając pewien epizod z przeszłości.
Kiedyś Archie wpadł w złość i postanowił uciec z domu. Matka uparła się wobec tego,
że mu pomoże. Związała wszystkie manatki syna w dużej chuście i uczepiła do kija, któ-
ry miał nieść na ramieniu. Archie widząc te przygotowania powziął niejakie podejrze-
nia, że go nabierają, i tym bardziej zaciął się w swym postanowieniu. Ostatecznie ucie-
kli z domu we dwójkę, matka z synem, i wylądowali w kinie, gdzie wyświetlano potrój-
ny program z dzikiego Zachodu. Wrócili po dziewiątej, ku wielkiej uldze Diny i April,
napchani parówkami i bardzo weseli.
— Nie martw się, mamusiu — powiedziała April. — Jeśli będziemy uciekali z domu,
weźmiemy cię z sobą. Ale nie zapomnij podmalować oczu i w ogóle! Ja teraz pomogę
Dinie uporać się z tymi kocami.
Od drzwi raz jeszcze spojrzała na matkę. Nagle w sercu zrobiło jej się tak ciepło
i miękko, jakby się miała rozpłakać. Czy matka byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, co
jej dzieci knują? Czy matka będzie na pewno szczęśliwa z tym przystojnym poruczni-
kiem jako mężem?
— Co ci to dziecinko? — spytała matka.
— Nic — odparła April. — Brwi, rzęsy, o wszystkim pamiętaj. A paznokcie, jak wy-
schną, trzymaj chwilę pod strumieniem zimnej wody, żeby emalia trzymała się dłużej.
Zbiegła na dół i dokonała inspekcji przygotowań. Archie nakrył stół po mistrzow-
sku. Pośrodku najpiękniejsze róże z niedzielnego bukietu wyglądały jeszcze cudownie.
Lichtarze lśniły i zatknięto w nich nowe świece. Miejsce dla Billa przeznaczono naprze-
ciw Marian, tak by ją widział poprzez kwiaty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]