[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Czy się ko... — urwał i spojrzał ha April.
Coś w wyrazie jego twarzy przypominało kota Jenkinsa, gdy w porze obiadowej sia-
dał przy stole kuchennym, głodny i smutny.
— Jeśli tak — powiedziała April — to powinien pan działać. Bo ona też kocha się
w panu.
— Ach, nie rozumiesz wszystkiego — odparł — przecież Wallace Sanford...
183
— Niechże pan na minutę zapomni, że istnieje Wallace Sanford! — surowo fuknę-
ła April. — Niech pan mnie posłucha. Już teraz rozumiem, dlaczego pan wykorzystał tę
historię o Rupercie van Deusenie.
— Nie, tego nie możesz zrozumieć — odparł. — Skądże... Jakim sposobem?
— Kobiety mają intuicję — powiedziała w nadziei, że mu tym zaimponuje. — A gdy-
by to Polly Walker zastrzeliła Florę Sanford, co by pan zrobił?
— Starałbym się ją chronić — odparł ze smutkiem. — Oczywiście.
April skinęła głową.
— Właśnie! Starałby się pan jakoś wmieszać do tej sprawy, robiłby pan wszystko, co
w pańskiej mocy, żeby policji przeszkodzić w wykryciu jej winy. Węszyłby pan doko-
ła, zadawałby pan ludziom różne pytania, usiłowałby pan dostać się do willi i spraw-
dzić, czy nie ma tam jakichś kompromitujących Polly śladów. Co więcej, robiłby pan to
wszystko tak, by ona niczego się nie domyślała. Skoro więc podejrzewa pan, że to Pol-
ly zastrzeliła panią Sanford...
Młody człowiek wzdrygnął się i z cicha krzyknął: — Ach!
— Nie wolno panu siedzieć tu bezczynnie i wzdychać — powiedziała April. Głos jej
brzmiał niemal gniewnie. — Czy Polly ma rewolwer?
Skinął głową bez słowa.
— Jaki? To bardzo ważny szczegół!
— Kaliber trzydzieści dwa.
April odetchnęła z ulgą.
— Założę się, że pańska matka nie jest tak sprytna jak moja, chyba że cała teoria dzie-
dziczności nie ma sensu. Bo pani Sanford zginęła od kuli kalibru czterdzieści pięć.
Młody człowiek patrzał na nią w osłupieniu.
— Jesteś pewna?
— Mur marmur — potwierdziła April. — Informacja wprost od policji.
Młody człowiek z jękiem opadł na kierownicę:
— Och, Polly!
— Mdli mnie od tych widoków — oświadczyła April. — Najpierw ona siedzi w swo-
im wozie i wyje: — „Och, Cleve!” — a potem znów pan w swoim samochodzie jęczy:
„Och, Polly!”Wątroba boli mnie, jak widzę takie mazgajstwo. Powinien pan porozumieć
się z nią, wszystko opowiedzieć i o wszystko, czego pan ciekawy, zapytać.
— Chciałem tak zrobić — odparł. — Próbowałem. Ale ona nie chce się ze mną zoba-
czyć. Nie otwiera, kiedy dzwonię do drzwi. Nie odpowiada, kiedy telefonuję. Listy, na-
wet telegramy odsyła nie otwarte.
— A wcale pan nie wygląda na patałacha! — zdziwiła się April — Gdyby pan przyj-
rzał się dokładnie kopertom tych listów, okazałoby się na pewno, że były otwierane roz-
grzanym nożem i zaklejone z powrotem. Niech no pan posłucha...
184
Otworzyła drzwiczki, wsunęła się do samochodu, siadła przy młodym człowieku
i przez następne piętnaście minut udzielała mu rad, które zakasowałyby dobre rady każ-
dej pani Ady. Rady te bowiem prowadziły do konkretnych planów, wzbogaconych do-
raźnie pomysłami młodzieńca.
Na zakończenie spytał z uśmiechem: .
— Czy wszystkie dzieci twojej matki są genialni?
— Mniej więcej — lekko odpowiedziała April. — A skoro mowa o dzieciach mojej
matki, to nadchodzi właśnie Dina. Pójdę na jej spotkanie, jeśli pan pozwoli. Radzę panu
wiać stąd, bo ja umiem zachować sekret, ale po Dinie niech się pan tego nie spodzie-
wa.
Otworzył przed nią drzwiczki, a gdy wysiadła, ruszył natychmiast i powiewając we-
soło ręką na pożegnanie, zniknął za zakrętem. April wolnym krokiem, zamyślona, szła
na spotkanie Diny. Twarz jej promieniała, gdy zbliżywszy się do siostry powiedziała:
— Miłość to cudowna rzecz!
Dina wytrzeszczyła oczy.
— Co ty mówisz? W kim się zakochałaś?
— W nikim — odparła April. — Ale on jest zakochany, i to jak! Rupert van Deusen!
— Co do licha! April! Czyś ty oszalała? — wybuchła Dina. — Przecież to już dziś
rano wykombinowałyśmy. Ale Betty LeMoe nie żyje!
— On pewnie nawet nie słyszał nigdy o Betty LeMoe — mówiła w rozmarzeniu
April. — Kocha się w Polly Walker.
Dina siadła na najniższym schodku przed domem.
— Może to ja zwariowałam? — rzekła. — Może to skutki upału?
— Nikt nie zwariował — powiedziała April. — Tylko on szaleje za nią! Czy to nie
piękne? A w dodatku wygrałam dolara.
— Och, biedna moja siostra! — westchnęła ze smutkiem Dina.
— On się naprawdę nazywa Cleve Callahan — wyjaśniła April siadając obok Diny na
schodku. — Pisze scenariusze do filmów. To on jest autorem tego okropnego filmu „Mu-
mia w masce”. Kocha się w Polly i założę się, o co chcesz, że ją zdobędzie.
— Cleve? — powtórzyła w zadumie Dina. — Ach, tak... Ale w takim razie, co z tym
Rupertem van Deusenem?
April odetchnęła głęboko.
— Okazuje się — rzekła — że ktoś, chcąc wprowadzić w błąd policję, zmyślił całą hi-
storię o Rupercie van Deusenie. Żadnego Ruperta w ogóle nie ma na świecie. Ten ktoś
musiał takie nazwisko znaleźć w jakiejś książce... Więc ten człowiek zakochany w Pol-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]