[ Pobierz całość w formacie PDF ]
błyskotek, mówiąc:
- Pokaż mi te cacka, niech i ja się nimi zabawię.
Tarzan przykrył swoje skarby olbrzymią dłonią, wyszczerzył zęby i groznie mruknął.
Werper cofnął czym prędzej rękę. Człowiek-małpa bawił się dalej klejnotami, zagadując do Belga
od czasu do czasu.
Od tej pory Werper zaczął lękać się swego towarzysza. Dziwną zmianę, jaka w nim zaszła
na skutek ciosu w głowę, przypisywał obłędowi. Nie rozumiał, że to właściwa, pierwotna natura
obudziła się w Tarzanie: nie znał bowiem tajemnicy dzieciństwa i młodości człowieka-małpy.
Belg czuł się teraz uzależniony od kaprysu szaleńca, gotowego uśmiercić go w każdej
chwili. Pragnął uciec do Achmeda Zeka, choć obawiał się znowu samotnej przeprawy przez
dżunglę bez innej broni oprócz ofiarnego noża. Trawiła go przy tym żądza posiadania klejnotów a
strach i chciwość opanowały jednocześnie jego marną duszę. Chciwość jednak przemogła. Werper
wolał raczej znosić ciągłe obcowanie z człowiekiem, którego uważał za obłąkanego niż wyrzec się
nadziei posiadania fortuny, mieszczącej się w kołczanie Tarzana.
Achmed Zek nie powinien nic wiedzieć o klejnotach; miały one stanowić wyłączną
własność Werpera. Belg snuł już marzenia i plany na przyszłość. Kiedy tylko posiądzie klejnoty,
ucieknie do Ameryki, gdzie - pod zmienionym nazwiskiem - będzie używał rozkoszy swojego
bogactwa.
Trzeciego dnia ich wędrówki z Oparu przenikliwy słuch Tarzana wyczuł obecność ludzi z
tyłu, za nimi. Pociągnął za sobą Werpera i obydwaj ukryli się w gęstych krzakach, wyczekując w
milczeniu.
Niebawem ukazał się smukły, czarny wojownik; kilkanaście kroków za nim podążali inni w
liczbie około pięćdziesięciu, a każdy z nich dzwigał na barkach dwie sztaby złota. Werper poznał
ludzi z orszaku Tarzana, towarzyszących mu w wyprawie do Oparu. Jednak spojrzawszy na
człowieka-małpę zauważył, że ten ostatni nie rozpoznał w nich swego wiernego Basulego oraz
innych Wazyrów.
Gdy wszyscy już przeszli Tarzan wyszedł ze swej kryjówki, patrząc w kierunku, w którym
zniknęli czarni. Po chwili zwrócił się do Werpera:
- Pójdziemy za nimi i zamordujemy ich - oświadczył.
- Dlaczego? - zapytał Belg.
- Przecież to Gomangani * - objaśniał Tarzan.
W języku Tarzana oznacza to murzynów.
- Czarny zamordował Kalę. Oni są wielkimi nieprzyjaciółmi Manganich.
Werper nie miał najmniejszej ochoty stawać do nierównej walki z dzielnymi wojownikami
Basulego. Pragnął przy tym, by wojownicy donieśli skarb aż do bungalowu Greystoke'ów - aby
móc wyśledzić, w którym miejscu schowają oni złoto i w ten sposób ułatwić Achmedowi Zekowi
odnalezienie go. Przekonał więc Tarzana, że lepiej byłoby pozostawiając czarnych ludzi w spokoju,
iść ich śladem; wówczas zajdą z pewnością do miejscowości obfitującej we wszelkiego rodzaju
zwierzynę.
Po kilku dniach forsownego marszu Tarzan i Werper ujrzeli przed sobą rozległe równiny
kraju Wazyrów. Przebiegała tam długa i kręta rzeka, okolona pasmem widniejących z oddali
ciemnych borów.
Belg rozglądał się po okolicy ze zdumieniem. Gdzież był bungalow Greystoke'ów?
Pogorzelisko, dookoła woń rozkładających się ludzkich szczątków, pola i łąki zrównane z ziemią -
oto jaki widok ukazał się jego oczom. To dzieło Achmeda Zeka: w mózgu zbrodniczego wspólnika
Araba zaświtała myśl...
Basuli i jego towarzysze już z oddali zauważyli dzieło zniszczenia. Podbiegli czym prędzej
na miejsce. Basuli, rozejrzawszy się dokładnie, rzekł do towarzyszy:
- To sprawa Arabów.
- Ale gdzie jest Lady? - zagadnął jeden z czarnych (tak bowiem nazywali między sobą Lady
Greystoke).
- Zabrali kobiety ze sobą - objaśnił Basuli. - Nasze kobiety i jego żonę.
Jeden z wojowników wydał okrzyk pełen wściekłości.
Basuli uciszył go ruchem ręki.
- NIe pora teraz popadać w rozpacz - powiedział. - Wielki Bwana nauczył nas, że czynem,
nie słowem, dokonuje się dzieła. Wytchnijmy nieco a potem pogonimy w ślad za Arabami i
wymordujemy ich. Jeżeli "Lady" i nasze kobiety są jeszcze przy życiu.
Tarzan i Werper, ukryci wśród trzcin nad rzeką, przypatrywali się czarnym. Widzieli jak ci
wykopują dół, w który składają złoto - przykrywają go następnie rozkopaną ziemią.
Tarzan, którego Werper zapewnił że to, co zakopywali Wazyrowie nie było zdatne do
jedzenia, nie okazywał zainteresowania ich czynnością. Inaczej rzecz się miała z Werperem, który
żałował, że jego drużyna się rozproszyła. Biadał nad tym, że nie miał pomocnika, aby móc
wygrzebać i przenieść złoto, skoro tylko Wazyrowie znikną z oczu. Znając usposobienie bitnych
wojowników domyślał się, że zechcą puścić się w pogoń za Arabami, aby odbić swoje kobiety.
Postanowił udać się do Achmeda Zeka, by go przestrzec o zbliżaniu się Basulego i jego towarzyszy
- jak również powiadomić go o ukrytym skarbie. To, co Arab uczyni teraz z Lady Greystoke, ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]