[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co tu się stało, do cholery?! - wrzasnął bandzior i upchnął pistolet za paskiem spodni na plecach.
- Nie wiem! - jęczała Renee, patrząc nieprzytomnie na bandytów. - Upadł na podłogę i zaczął się
trząść.
Nagle Paul zupełnie znieruchomiał. Renee nie musiała nawet być przy nim, by wiedzieć, że przestał
oddychać w odpowiednim momencie, jak to zaplanowali.
Mężczyzna klęczący blisko Paula pochylił się nad nim, by przekonać się, czy oddycha. Drugi ruszył
od drzwi w stronę klęczącego kumpla.
- Czy on umrze? - pytała rozhisteryzowanym głosem Renee.
- Nie oddycha - powiedział ten, który klęczał.
- Pieprzony! - skomentował drugi. Pierwszy przyłożył ucho do ust Paula.
On zaś uniósł głowę i ugryzł go mocno w ucho. Bandzior wrzasnął z bólu.
Gdy drugi rzucił się na Paula, Renee go popchnęła z całej siły.
- Nie ruszaj się!
Bandzior chwycił ją mocno, ale nie zdążył sięgnąć po broń, bo Paul skierował pistolet jego kumpla w
jego pierś.
- Puść ją! - rozkazał.
184
Cholera! To nie należało do planu.
- Uciekaj! - krzyknęła do Paula. Przecież miała tu zostać, on miał się ulotnić.
- Zostaw ją! - rzucił Paul do drania, który trzymał Renee w żelaznym uścisku. - Zostaw ją! - powtórzył
groznie, a potem zwrócił się do Renee: - Wez jego broń.
Wyzwoliła się z uścisku i odebrała bandycie pistolet.
- I tak wam się nie uda - oznajmił facet z krwawiącym uchem. -1 tak was zabije. Victor zawsze osiąga
to, co chce.
Renee i Paul wycofywali się z pokoju, zamykając go na zasuwę.
- Musimy znalezć kluczyki do suva. Paul skinął głową.
Cios dopadł ją z mroku korytarza. Renee nie mogła zobaczyć wzniesionej ręki. Ale ją poczuła.
Tuż przed tym, jak podłoga uniosła się na jej spotkanie.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Sobota, 5 maja, 12:05
Victor miał Renee w swoich łapach.
Trzeci mężczyzna, którego już widzieli na bagnach Everglades, plus dwóch innych facetów, których
Paul nie znał, przygotowało na nich zasadzkę w korytarzu, gdy próbowali uciec.
Paulowi przekazano ścisłe instrukcje. Renee pozostawiono w domu. Ludzie Victora dali mu zegarek i
auto. Nic więcej. Jeden z mężczyzn miał go obserwować ze swojego samochodu zaparkowanego na
ulicy. Gdyby wyszedł wcześniej, zatrzymał się po drodze lub w ogóle zrobił coś głupiego, Renee
zostanie natychmiast zabita.
Plan Victora został dopracowany w każdym szczególe. Nie pominięto żadnego drobiazgu. A teraz
miał się rozegrać wielki finał. Z pewnością będzie odpowiednia widownia, pomyślał Paul.
Nawet nie próbował wstawać. Po prostu siedział i patrzył.
- Będę tu na ciebie czekał.
- Wiem.
Wciąż go dziwiło, że choć tak podobni do siebie, niemal jak blizniacy, wewnątrz byli kompletnie inni,
niczym przeciwstawne bieguny.
186
Victor Reyes był pozbawiony serca.
- Niezle nabałaganiłeś. - Victor pokręcił głową. - To do ciebie niepodobne, bracie.
Paula aż skręcało z obrzydzenia. Bracie".
- Robiłem tylko to, co należało, żeby przeciwstawić się twoim chorym planom - odparł, z satysfakcją
obserwując wściekłość w oczach Victora. - To moje życie i mój dom. Nikt cię tu nie zapraszał.
- Nie rozumiesz, jak bardzo się mylisz? - Victor wstał. - To moje życie... mój dom.
- Pewnie zbytnio zaprzyjazniłeś się z produktami, które dystrybuujesz po Stanach. Naprawdę nie
rozumiesz, że władze bardzo się ucieszą, gdy dotrze do nich, że jesteś na terenie Stanów Zjed-
noczonych? Nie uda ci się to szaleństwo. Są świadkowie, którzy nas znają, i nie będą się przed tobą
chować po kątach.
- Jaki ty jesteś głupi, bracie. A przecież tak dobrze mnie znasz. Nie ma już nikogo, żadnych świadków.
Paul zacisnął zęby. Zabił ich wszystkich. Juani-tę, Eduarda i George'a.
- Nie zwracaj się tak do mnie. Nie jesteśmy braćmi. Powinienem już dawno cię zabić.
- Tak, wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby tak się stało już wtedy, przed wielu laty. Próbowałem
cię zabić, gdy byliśmy dziećmi, ale jakoś nie wybierałeś się na drugą stronę. A potem matka
pilnowała, żeby nic złego ci się nie stało. A mnie nie trafiła się druga szansa.
187
Wściekłość ogarnęła Paula. Domyślał się, że upadek w stodole i uszkodzenie kręgosłupa nie były
zwykłym wypadkiem.
- Jesteś dla mnie nikim - warknął.
- Och nie, nadal jesteśmy braćmi. Ale za kilka minut zostanie tylko jeden, i to będę ja. - Uderzył
pięścią w pierś. - Paul Reyes, wspaniały malarz, który uwielbia życie w samotności. Szkopuł w tym,
że tak łatwo mu je odebrać.
- Nie uda ci się - warknął Paul. - Tworzysz tylko ból i śmierć.
- To prawda, nie jestem artystą, więc niby łatwo mnie będzie zdemaskować, tak myślisz, co? Więc
posłuchaj opowieści z przyszłości. Stanie się coś strasznego, tak strasznego, że natchniony malarz
Paul Reyes zaniecha sztuki i pogrąży się w bólu aż do jak najpózniejszej śmierci. Jak mógłby jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]