[ Pobierz całość w formacie PDF ]
syn oddał życie. Nie odpowiem na to gniewem, nawet wobec tych, którzy go zabili. Ci sami biedni,
smutni ludzie obudzą się jutro i będą opłakiwać własne straty. O ile przeżyją. Jak nienawiść mogłaby
mnie uzdrowić?
- Zawstydzasz mnie, Theo - wymamrotał Myrnin, który do tej pory siedział w milczeniu.
- Nie chciałem - odparł Theo, po czym wzruszył ramionami. - Cóż, teraz powinienem wracać do
rodziny. %7Å‚yczÄ™ wam wszystkiego dobrego.
Myrnin wstał i podszedł wraz z Theo do bramy portalu. Wszyscy popatrzyli za nim. Oczy pani Morrell
przybrały dziwny, promienny wyraz.
- Jakie to dziwne - powiedziała. - Szkoda że mój mąż nie mógł się z nim spotkać.
Mówiła tak, jak gdyby burmistrz był właśnie na jakimś służbowym potkaniu, a nie leżał nieżywy
przykryty prześcieradłem. Claire zadrżała.
- Niech pani spojrzy na Richarda - powiedziała Eve, biorąc żonę burmistrza pod rękę.
- %7łałuję, że to nie takie proste, jak Theo twierdzi - syknął Shane. - Przestać nienawidzić. - Przełknął
ślinę, patrząc na panią Morrell. - Naprawdę żałuję.
- Przynajmniej chciałbyś, by było, a to już jakiś początek - powiedział Michael.
Zostali na noc w laboratorium, głównie z powodu burzy, która trwała do świtu. Padał deszcz i grad i
nie było sensu wybiegać na ulicę. Claire co chwila sprawdzała telefon. Eve znalazła w stercie śmieci
radiotelefon i regularnie nasłuchiwała, czy nikt nie nadaje wiadomości.
Około trzeciej udało im się wychwycić komunikat na awaryjnej częstotliwości.
Do wszystkich mieszkańców Morganville i okolic: do godziny siódmej rano obowiązuje stan
alarmowy w związku z gwałtownymi nawałnicami, silnym wiatrem i zagrożeniem powodziowym. W
ratuszu, który został częściowo zniszczony przez tornado, prowadzona jest już akcja ratunkowa. Burza
zniszczyła wiele budynków. Nadchodzą doniesienia o rannych. Proszę zachować spokój. Brygady
ratunkowe już patrolują miasto w poszukiwaniu poszkodowanych osób. Proszę nie zmieniać miejsca
pobytu. Proszę nie wychodzić na ulice .
Komunikat powtarzano, a Eve uniosła brwi i spojrzała na Myrnina.
- Czego oni nam nie mówią? - spytała.
- Zgaduję, że ich nagłe pragnienie, by ludzie siedzieli w domach wynika z kłopotów. Widać mają
większe zmartwienie niż tornado. - Ciemne oczy Myrnina na chwilę zasnuła mgła, ale po chwili
spojrzenie znów się wyostrzyło. - Ibid nic.
- Co takiego? - Eve pomyślała, że się przesłyszała.
- Ibid nic, Carlo. Ja nie robiÄ™ sprawiedliwy.
Myrnin znów mówił bez sensu, co oznaczało, że leki wkrótce przestaną działać. Claire się zmartwiła,
że lekarstwo działa tak krótko.
- W porządku, wciąż nic nie rozumiem - powiedziała Eve, posyłając Claire zaniepokojone spojrzenie.
Claire położyła Eve dłoń na ramieniu.
- Może sprawdz, jak się czuje pani Morrell? Ty też, Shane. Wcale mu się to nie podobało, ale
posłusznie wyszedł.
Przekraczając próg, skinął siedzącemu przy Richardzie Michaelowi, który podniósł się z miejsca i
spokojnym krokiem podszedł do Claire.
- Musisz mnie posłuchać - powiedziała Claire do Myrnina. - Chyba lek znów przestaje działać.
- Nic mi nie jest. - Stawał się coraz bardziej podniecony. Claire dostrzegła leciutki rumieniec i błysk w
oczach. - Martwisz siÄ™ o notes.
Nie było sensu tłumaczyć mu objawów; nigdy ich nie zauważał.
- Musimy sprawdzić, co się dzieje w więzieniu, czy wszystko w porządku.
Myrnin się uśmiechnął.
- Usiłujesz wziąć mnie podstępem. - Oczy zaczęły mu ciemnieć, a uśmiech stał się dziwnie krzywy. - O,
mała Claire nie wiesz jak to jest, przebywać tutaj w towarzystwie tylu gości... - Odetchnął głęboko. -
Tyle krwi... - Jego wzrok skoncentrował się na szyi Claire i zabandażowanej ranie po ugryzieniu. -
Wiem, że on tam jest. Twój znak. Powiedz, czy François...
- Przestań. Przestań! - Claire wbiła sobie palce w dłonie. Myrnin podszedł bliżej. Z najwyższym trudem
powstrzymała się od zrobienia kroku w tył. Znała go. Wiedziała, co usiłuje zrobić. - Nie skrzywdzisz
mnie. Jestem ci potrzebna!
- Potrzebna? - Znów odetchnął głęboko. - Ależ tak, owszem. Jesteś taka promienna. Czuję twoją
energię. Wiem ile przyjemności sprawi mi, gdy... - Zamrugał, po czym przez jego twarz przemknął
grymas przerażenia. - Co ja mówiłem, Claire? Co ja mówiłem?
Nie mogła mu tego powtórzyć.
- Nic takiego. Nie martw się. Ale teraz musimy iść do celi, dobrze? Proszę!
Myrnin miał zrozpaczoną minę. To było najgorsze w tym wszystkim, pomyślała Claire. Wahania
nastrojów. Myrnin bardzo się starał i pomógł, na ile potrafił, ale nie wytrzymałby dłużej. Widziała, jak
z sekundy na sekundę rozsypuje się na kawałki.
Znowu.
Michael poprowadził Myrnina w stronę portalu.
- Chodzmy - powiedział. - Claire, poradzisz sobie?
- Jeśli mnie nie zaatakuje. - Przypomniała sobie pewne popołudnie, gdy Myrnina ogarnęła paranoja i
ilekroć usiłowała przejść przez portal, zrywał połączenie, bo bał się, że po drugiej stronie coś na niego
czyha.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]