[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wezmiemy się znowu za zwierzęta?
Zaraz, zaraz, przyjaciele, niespodziewanie wtrącił się Naxa, który zazwyczaj był
małomówny, więc zaczęli go słuchać. Chyba nie w tę stronę zmierzamy. Jason przywiózł nam
flibustierów jako nowy rodzaj broni, a wy proponujecie zniszczyć tę broń. Przecież to nie ma
sensu! Podają nam pomocną rękę, a myją gryziemy jak wściekłe psy.
Aadna mi pomoc! krzyknął Cliff. Napuścili na nas diabłorogi...
Dajcie już spokój temu wypadkowi w porcie kosmicznym! zdenerwował się Rhes.
Co tu mają do rzeczy flibustierzy? Jakbyśmy wcześniej nie mieli takich najazdów! Przejdzmy do
rzeczy.
Właśnie! poparł go radośnie Stan. Już najwyższy czas. A wiecie, w czym rzecz?
Oni marzą o tym, by zdobyć Epicentrum. Mam nadzieję, że wszyscy o tym pamiętają. Ale czy
wszyscy też pamiętają, co się zdarzyło, kiedy rzuciliśmy bombę na Epicentrum? To było dawno
temu. Ale tutaj są niektórzy starsi ode mnie. Wtedy miasto z trudem wytrzymało nacisk milionów
potworów. Całe to świństwo zaczęło się pchać z potrójną siłą. Tego chcecie?! Flibustierzy są uparci
i dotrą do Epicentrum. Może nawet zginą tam wszyscy, co do jednego. Ale nam też nie będzie
miło, zapewniam was. I wzywam do wycofania się z tego idiotyzmu, wymyślonego przez Jasona,
póki jeszcze nie jest za pózno.
Czy mogę coś wytłumaczyć? nieśmiało zapytał Archie. Nie uciął Kerk.
To może mnie pozwolisz powiedzieć parę słów? wystąpił Rhes.
Mów burknął Kerk z niezadowoleniem.
Flibustierzy nie zamierzają niszczyć Epicentrum. Czybyście tego nie zrozumieli? Oni
tam szukają jakiejś swojej świątyni. Będą próbowali znalezć z Epicentrum wspólny język. Przecież
to niesłychanie ciekawe! To nam pomoże znalezć klucz do rozwiązania problemu Pyrrusa.
Oczywiście, przyjaciele! nie wytrzymał Archie. Właśnie to chciałem powiedzieć.
Zwietnie, że istnieją Pyrrusanie, którzy mnie rozumieją.
Niepotrzebnie się wtrącił. Słowa Archiego stały się dla Kerka ostatnią kroplą.
Nie! ryknął. Obcy nigdy nie będą rozwiązywać naszych problemów! Mogę jeszcze
wytrzymać, kiedy Naxa obłaskawia łuskowate psy, dorymy, płazy kopytne... niech mu pójdzie na
zdrowie! Ale żeby jacyś bezczelni flibustierzy znajdowali, jak mówisz, wspólny język z tuzinogami
i lanmarami... tego po prostu nie pojmuję! Jeżeli okaże się, że potrafią się dogadać z morskimi
potworami, jeszcze, nie daj Boże, razem ruszą na nas. Czyżbyście, bracia moi, chcieli po raz drugi
pożegnać się z rodzinną planetą? Proponuję skończyć dyskusję i przygotowywać się do bitwy. Czy
wszyscy naczelnicy są obecni na sali?
Kerk obrzucił wzrokiem pomieszczenie i zauważył nieznajomego z kamerą na ramieniu.
Przepraszam, a pan skąd się tu wziął? zapytał z oburzeniem przywódca Pyrrusan.
Przyszedłem służbowo spokojnie odpowiedział człowiek z kamerą. Jestem
przedstawicielem kompanii Wieczne czasy .
Kto pozwolił na filmowanie?! ryknął Kerk i trzema susami przeciął salę.
Berwick, w imieniu Jasona. Pan sam wczoraj podpisał stosowne papiery powiedział
zmieszany reporter.
Jakie papiery?! Jaki Berwick?! Kerk już nic nie chciał rozumieć. Dawaj pan tę
kamerę!
Zabrał operatorowi sprzęt i walnął nim o podłogę.
Nie będzie żadnych reportaży! Każę zniszczyć wszystkie nagrania! Co oni sobie myślą,
ci właściciele kanałów telewizyjnych? Dlaczego uważają, że mogą wtrącać się w życie innej
planety?
To nie było nagranie, tylko bezpośrednia transmisja szepnęła dziewczyna, która
znalazła się obok Kerka. Niepotrzebnie pan zepsuł kamerę, jest bardzo droga.
Kerk odwrócił się gwałtownie i dziewczyna ledwo zdążyła uniknąć ciosu ogromnej pięści.
Na szczęście stojąca obok Pyrrusanka pomogła jej z poczucia kobiecej solidarności.
Przekleństwo! ryczał Kerk. Zabierzcie stąd wszystkich obecnych i przygotujcie się
do bitwy. Zdaje się, że wydałem rozkaz. Dlaczego nikt go nie wykonuje?!
Sytuacja stała się napięta. Pyrrusanie byli gotowi iść za swoim przywódcą, ale wielu z nich,
może nawet połowa, czuło, że on nie ma racji.
Sygnał alarmu stał się prawdziwym wybawieniem dla wszystkich.
Flibustierzy zaczęli atak od razu ze wszystkich punktów poinformował kapitan Dorf z
Argo . Sto dwadzieścia sześć statków już wylądowało na naszej planecie. Cały czas lądują
następne.
Jak to się stało? zapytał wstrząśnięty Kerk.
Tak, jak pokazują moje urządzenia bez sensu odpowiedział Dorf.
Przekleństwo! powtórzył Kerk, ale teraz już prawie szeptem. Dlaczego Jason o
niczym nas nie powiadomił? Mówił, że masowy atak nastąpi dopiero za dwa dni. Stan! Jak mam
połączyć się z Berwickiem? Chwalił się, że może znalezć Jasona w każdej chwili. Niech szuka,
albo przynajmniej niech wytłumaczy, co się dzieje.
Dobrze, Kerk, zaraz się tym zajmę zapowiedział Stan. Tylko chciałbym wiedzieć,
czy nadal musimy bronić Epicentrum przy użyciu środków technicznych? I czy można już zabrać
stamtąd robota-ochroniarza, którego Midi nazywa oddychającym ogniem smokiem ? Może się
przydać na innych pozycjach.
Kerk długo się zastanawiał. Milczał przez dobrą minutę,, a wreszcie powiedział:
Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Zapytaj lepiej Rhesa. Niech on decyduje.
To było niezwykłe! Nawet chyba bardziej, niż ten pierwszy krok, kiedy wiele lat temu z
inicjatywy Jasona blacharze i karczownicy po raz pierwszy potrafili ujrzeć w sobie ludzi i Rhes
wyciągnął dłoń do Kerka, a tamten ją uścisnął.
Archie Stover, zasłaniając lewą dłonią usta, żeby nie palnąć czegoś niepotrzebnego,
podniósł prawą rękę z kciukiem do góry i chyba wszyscy zrozumieli sens tego uroczystego i
radosnego gestu.
13
Po ciężkiej, ale krótkiej zimie na pomocnej półkuli Pyrrusa przyszła burzliwa wiosna. Znieg
topniał i zmieniał się w rwące potoki brudnej wody na łąkach i leśnych polanach; spod ziemi
błyskawicznie wyłaziły pęczniejące pąki, które zaraz rozwijały się w jadowite kwiaty; pojawiały
się chmary przebudzonych owadów. Zaczęły się masowe migracje ptaków i innych gatunków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]