[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Będą go zbierać w kawałkach aż do Wyoming. Cała ekipa McQuaida tam
poleciała, ale nic nie mogli zrobić. Został im tylko pochówek.
Beecher z uśmiechem podszedł do konia, który miał przywiązany do siodła
tobołek w kształcie ludzkiej sylwetki, owiniętej w koc. Zaciągnąwszy się ostatni
raz cygarem, zgasił je o podeszwę małego buta wystającego spod koca.
Odpowiedział mu jęk i szamotanie. Beecher zaśmiał się pod nosem i okrążył konia,
żeby ściągnąć koc. Ukazała się potargana czupryna, kolorem bardzo
przypominająca włosy Diamond McQuaid.
 Niewygodnie ci, mój chłopcze?  spytał, sięgając głębiej, żeby odsłonić twarz
więznia.  Będzie trochę lepiej, kiedy już... auuu!  Odskoczył, potrząsając ręką, a
potem zgiął się wpół, ściskając bolącą dłoń.  On mnie ugryzł! Niech go cholera!
Ten mały łajdak mnie ugryzł!  Złapał Robbiego Wingate'a za włosy i niemal
podniósł do góry.  Ty śmierdzący mały gnojku! Myślisz, że ujdzie ci na sucho...
Napotkawszy milczące spojrzenia swoich ludzi, nieco się opanował i puścił
chłopca, jakby sam dotyk kalał mu palce.
 Jedziemy  warknął.  Chcę być gotów, kiedy się zacznie zabawa.
Wczesnym popołudniem Beara i Diamond obudził gwizd powracającego
pociągu. Po jakimś czasie wrócili do głównego obozu, pieszo, trzymając się za
ręce, prowadząc konie za sobą. Wyglądali tak, jakby właśnie udało im się
doprowadzić świat do porządku.
Robotnicy stojący z pustymi talerzami w kolejce po obiad przywitali ich z
lekkim niepokojem.
 Po ostatniej nocy ludzie nie byli w stanie od razu przystąpić do pracy 
odezwał się jeden z brygadzistów, w napięciu czekając na odpowiedz.
Czyżby aż tak przywykli do trudnego charakteru Beara, że obawiali się, iż
odmówi im prawa do posiłku?
 Oczywiście  rzekł spokojnie Bear, kiwając głową ze zrozumieniem. 
Zaczynamy po obiedzie. Człowiek musi od czasu do czasu wrzucić coś na ruszt. 
Czując na sobie pytające spojrzenia, przystanął i zaczerpnął tchu.  Odwaliliście
dziś w nocy kawał dobrej roboty, gasząc ten pożar. Rodzina Danversów jest wam
bardzo wdzięczna. Ja również.
Diamond, obserwująca scenę z platformy pulmana, poczuła ciepło wokół serca,
kiedy robotnicy z pełnym niedowierzania uznaniem przyjęli słowa Beara. Lekko,
jakby spadł jej z ramion wielki ciężar, weszła do środka, żeby umyć włosy i
zmienić ubranie. Nie było jej więc w pobliżu, gdy chwilę pózniej Halt z Bearem
przyprowadzili Carricka i Sikesa z wagonu, w którym dwaj złoczyńcy byli
uwięzieni.
 Macie szczęście, że wasza  niespodzianka się nie udała  powiedział Bear,
kiedy ładowano ich na wóz.  Nikt z rodziny Danversów nie zginął. Tylko dzięki
temu unikniecie szubienicy.
Carrick posłał mu mordercze spojrzenie.
 Taaa? To jeszcze nie koniec. Beecher ma asa w rękawie.
Bear zerknął ukradkiem na wspólnika. Czy to była prawdziwa grozba, czy
jedynie czcze przechwałki?
 Zachowaj swoje rewelacje dla szeryfa, Carrick  poradził Halt, popychając
więznia w głąb wozu.
 Nie wsadzisz nas do pudła  rzucił wyzywająco Sikes.  Spróbuj tylko, to już
nigdy nie zobaczysz tego swojego szczeniaka.
Bear zesztywniał.
 Co masz na myśli?
 Tego dzieciaka. Tego małego, krewniaka twojej kobiety.  Carrick skrzywił
się w złośliwym uśmiechu.  Beecher go ma.
 Chciałbyś, draniu  mruknął Halt, odsuwając boczne drzwi wozu, żeby się
dobrać do bezczelnego kłamcy.
Bear chwycił jednak wspólnika za ramię i pociągnął w stronę pulmana, żeby
poszukać chłopca.
Diamond wyszła z przedziału sypialnego, świeżo wymyta i w czystym ubraniu;
upierała się, że Robbie jest z Silky. W wagonie kuchennym okazało się, że Silky
nie widziała chłopca od poprzedniego popołudnia, a po sprawdzeniu każdego
zakamarka w obozie i rozmowach z robotnikami wyszło na jaw, że nikt go nie
widział od chwili wybuchu pożaru na prerii.
 Mów, do diabła!  ryknął Irlandczyk, potrząsając Sikesem z całej siły.  Co
knuje Beecher?
Obaj więzniowie uparcie milczeli. Bear zaproponował Haltowi, żeby wsiąść do
wozu i wywiezć ich w prerię.
Po około kwadransie zatrzymali się przy skalnym występie. Bear zsiadł z wozu
i oddalił się, wyraznie czegoś szukając. Wróciwszy rzekł spokojnie:
 Powinno wystarczyć.
Z pomocą Halta ściągnął więzniów z wozu i przetoczył ich po krzewach i
trawie do podnóża skały.
Plując kurzem i przekleństwami. Carrick i Sikes dopytywali się, co Bear i Halt
zamierzają z nimi zrobić.
 Nie chcecie iść do więzienia  rzekł Bear  więc postanowiłem wam
dogodzić. Widzicie te mrówki?  Rozgarnął ziemię czubkiem buta. Ujrzeli
czerwone owady, rozbiegające się we wszystkie strony... także w ich stronę. 
Nieczęsto trafia im się całoroczny zapas mięsa, i to w jednym kawałku.  Bear
rzucił wspólnikowi znaczące spojrzenie.  Szkoda, że Robbiego tu nie ma. Bardzo
by mu się podobało.
Nim wrócili do obozu, wiedzieli, że Beecher wygrał w pokera małe ranczo na
północ od Great Falls i prawdopodobnie tam właśnie zabrał chłopca. Wiadomość o
porwaniu Robbiego zdążyła się roznieść wśród robotników. Bear nie musiał prosić
swoich ludzi, żeby mu towarzyszyli, bo sami zgłosili się na ochotnika, wszyscy co
do jednego.
 Lubimy tego małego spryciarza  powiedział jeden z nich w imieniu
wszystkich pozostałych.
Diamond to usłyszała; coś ścisnęło ją w gardle. Jej Robbie. Ten nieznośny,
złośliwy mały łobuz. Potrafił sobie zjednać nawet najtwardsze serca.
Bear wybierał właśnie ludzi, którzy mieli towarzyszyć jemu i Haltowi, i
wydawał im broń, kiedy druga część planu Beechera wstrząsnęła obozem. Pociąg
zakołysał się na szynach, szyby w oknach popękały, talerze i garnki w wagonie
kuchennym poleciały z hukiem na podłogę, a maszty namiotów łamały się jak
zeschłe patyki. Ludzie chwiali się na nogach, próbując zachować równowagę.
Kiedy wszystko ucichło, Bear pobiegł sprawdzić, czy Diamond nic się nie
stało. Wrócili razem do Halta i we trójkę, podobnie jak wszyscy inni w obozie,
spojrzeli na południowy wschód. Potężna chmura kurzu wolno unosiła się w
powietrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl