[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Naprawdę. Nie pracuję dla...
Nie zdążyła skończyć zdania. Następnym dzwiękiem, jaki z siebie wydała,
był krzyk. Metalowy przewód smagnął ją przez ramię i pierś. Poczuła pieczenie
193
i rwący ból, trawiący ją niczym ogień z taką siłą, że na początku miała wrażenie^
iż mężczyzna połamał jej żebra.
- Kalba! - wrzasnął przesłuchujący. - Ty żydowska suko! Sprzeciwiasz się
partii i rewolucji! Odpowiadaj mi na pytania. Kiedy cię zwerbowali?
Lina krzyczała, z jej płuc wydobywało się przejmujące wołanie o pomoc. Nie
mogła zaczerpnąć tchu. Po tym pierwszym uderzeniu gotowa była powiedzieć mu
cokolwiek, ale nie wiedziała, które kłamstwo było właściwe. Jej szlochanie zło-"
ściło go coraz bardziej. Znowu podniósł ramię i kabel ze świstem uderzył ją w plecy.
Miała wrażenie, że zerwał jej pas skóry.
- Gahba! - wrzeszczał mężczyzna - Dziwka! Kto cię zwerbował, ty żydow-
ska zdziro? Gdzie są teraz twoi bogaci przyjaciele z Londynu? Dlaczego nie pę-
dzą ci na ratunek?
- Proszę, panie, proszę - szlochała teraz bezradnie. Jej ramiona wciąż były
przywiązane do poręczy krzesła.-Nie znam żadnych %7łydów.
- Kto cię zwerbował? - Przesłuchujący zmienił się w szaleńca. Zgarbiona
postać w niebieskich dżinsach przeistoczyła się we wściekłe zwierzę. Smagnął ją
kablem przez klatkę piersiową, zdzierając skórę z piersi.
- Sam Hoffman-powiedziała bez zastanowienia. Nie miała pojęcia, czy ta-
kiej odpowiedzi oczekiwał przesłuchujący, ale uspokoił się i spojrzał na nią uważnie
i z zaciekawieniem. Opuścił dłoń trzymającą kabel.
- Sam Hoffman? Kiedy cię zwerbował?
- Nie wiem. Nie pamiętam. - Lina nie mogła powstrzymać płaczu. Szlocha-
nie nie pozwalało jej skupić myśli i utrudniało mówienie.
- Mam już dość twoich kłamstw! - Wskazał na ławę ginekologiczną w prze-
ciwległym krańcu pomieszczenia. -Teraz porozmawiamy poważnie. -Odwiązał
jej jedną rękę i zaczął ciągnąć dziewczynę w tamtą stronę.
- Nie! - krzyknęła Lina. - Powiem wszystko.
- Kiedy Hoffman cię zwerbował?
Przez sekundę zastanawiała się i doszła do wniosku, że to, co powie, i tak nie
ma znaczenia.
- Miesiąc temu. Tamtego wieczoru podczas przyjęcia u Darwishów.
- Ile pieniędzy ci zaproponował?
- Dziesięć tysięcy funtów. Wpłacono je na moje konto w Londynie.
Przesłuchujący spojrzał na nią sceptycznie.
-Dziesięć tysięcy funtów?
Strona 142
0
- Tak. - Czyżby wymieniła zbyt małą kwotę? - Może to było dwadzieścia
tysięcy. Nie wiem.
- I co miałaś dla nich zrobić?
- Szpiegować Nasira Hammouda i wszystkie informacje przekazywać Izra*
elowi.
Mężczyzna znowu zaczął lekko uderzać kablem w swoją dłoń. Wyglądał na
niezadowolonego, ale Lina nie wiedziała dlaczego/ Przecież przyznała się do
wszystkiego, co chciał.
- A co ukradłaś Hammoudowi?
194
- Wszystko. To, co znalazłam w jego komputerach. Wszystkie tajne akta.
Wszystkie taśmy. Dałam je jednemu takiemu w ambasadzie Izraela.
Cierpliwość przesłuchującego w końcu się wyczerpała.
- Yaghabiya! - wrzasnął. - Ty głupia babo! To wszystko kłamstwa, tak?
Lina nie wiedziała, czy powinna dalej kłamać, czy wyznać prawdę, więc nie
powiedziała nic. -:
- To wszystko kłamstwa! - krzyknął mężczyzna raz jeszcze. Lina skuliła się,
czekając na kolejny cios, ale nic takiego nie nastąpiło. Kamal z obrzydzeniem
odrzucił kabel. Ojej sprawie wiedział wystarczająco dużo, aby domyślić się, że
kłamała. Hoffman wcale nie zwerbował jej dla Izraela na przyjęciu u Darwishów
i nie otrzymała dziesięciu tysięcy, nie mówiąc już o dwudziestu, nie przekazała
też żadnych tajemnic nikomu z izraelskiej ambasady. Po prostu myślała, że to są
właściwe odpowiedzi. Właśnie taki był problem z torturami: mogły zmusić ludzi
do wyjawienia prawdy, ale zmuszały także do mówienia kłamstw. Przesłuchujący
musiał zacząć wszystko od początku.
- Kłamiesz - powiedział do Liny. - Jesteś taka słaba! Tak bardzo się boisz!
Nie jesteś kobietą Iraku. Powiesz wszystko, żebym tylko więcej nie zadawał ci
bólu. Ale my tutaj gramy inaczej. Czy wiesz, co robimy, kiedy dowiemy się, że
ktoś taki jak ty jest tak słaby, że ze strachu powie nam wszystko?
- Nie-wyszeptała Lina.
- Sprawiamy, że zaczyna się bać jeszcze bardziej.
- Minfadluk, sayyidi! -jejbłaganie było ledwie słyszalne.
- Zdejmij ubranie, natychmiast. -Mężczyzna odwiązał drugi rzemień, który
unieruchamiał ramię Liny. -Natychmiast -powtórzył.
Lina była tak odrętwiała ze strachu, że po prostu usłuchała. Zdjęła niebieski
żakiet, a potem odpięła guziki z przodu bluzki i przy rękawach. Kiedy już się z nimi
uporała, na chwilę zatrzymała się, zawstydzona, ale przesłuchujący gestem naka-
zał jej nie przerywać. Zdjęła bluzkę. Jej piersi kołysały się łagodnie; w miejscu,
gdzie uderzył kabel, widniała teraz pręga w okropnym brunatnym kolorze. Męż-
czyzna podniósł kabel, jakby chciał uderzyć ją raz jeszcze. Zamiast tego lekko
dotknął rany, a potem wsunął kabel pod jej piersi, ważąc każdą z osobna.
- Zdejmij wszystko - powiedział dotykając metalowym biczem spódnicy. Lina
rozpięła zamek i spódnica opadła na ziemię. Teraz stała przed przesłuchującym tylko
w majtkach. Pomimo strachu, jakaś część niej wierzyła, że jeżeli odda temu mężczyz-
nie swoje ciało, może okaże się bardziej wyrozumiały. Próbowałasię do niego uśmiech-
nąć, lecz na jego twarzy dostrzegła tylko wyraz gniewu, nie pożądania. Jej kobiecość
i słabość brzydziły go. Koniec kabla wycelował w krocze jej majtek. Lina posłusznie
je zdjęła. Wszystkie jej rzeczy leżały na podłodze. Próbowała zasłonić jedną ręką
krocze, a drugą piersi, ale przesłuchujący kablem odepchnął jej dłonie.
- Chodz za mną- powiedział otwierając boczne drzwi. Wprowadził ją do
sąsiedniego pomieszczenia. Na środku stał jeszcze jeden stół ginekologiczny z przy-
twierdzonymi doń metalowymi strzemionami Na jego widok Lina poczuła, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]