[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciła mnie z równowagi.
- Cześć. No, jakoś sobie radzę. Dzień za dniem leci... - odpowiedziałam wymijająco.
- Mam do ciebie sprawę. Oczywiście po tym, co się stało, nie wymagam od ciebie, żebyś wró-
ciła do nas z dnia na dzień. Dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz. Ale wiesz, że twoje zwolnienie zostało
anulowane i czekamy cierpliwie, aż do nas wrócisz.
Gdy usłyszałam hasło o powrocie do pracy, momentalnie przed oczami stanął mi Robert. Praca?
Wywalili mnie bez zastanowienia przez jakąś psycholkę. A teraz mam tam wrócić jakby nigdy nic i
jeszcze pracować z kimś, kto mi powiedział, że mnie kocha, po czym wyszedł i się od tamtej pory na-
wet nie odezwał? Kocha. Lub kochał. To jest różnica. Teraz bardziej możliwą opcją jest to drugie.
Czas przeszły.
- Tomku, dziękuję za miłe słowa, że na mnie czekacie i w ogóle... - Jeśli nie rzucę tej pracy te-
raz, to znowu wrócę do punktu wyjścia. - Już od dawna o tym rozmyślałam, ale wasza restauracja to
nie miejsce dla mnie. Nie wracam już do pracy. Przyjadę tylko podpisać dokumenty, gdy będziesz miał
czas. Nie chce więcej u was popracować.
- Jeżeli chodzi ci o Roberta... - Tomek zaczął mi coś tłumaczyć.
R
L
T
- Nie chodzi o niego. Już od dawna dusiłam się w tamtym miejscu. A wszystkie ostatnie wyda-
rzenia doprowadziły mnie chyba do punktu zwrotnego w moim życiu, więc myślę, że pora coś zmie-
nić. I zacznę właśnie od pracy.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. Dziękuję za wszystko, co dla mnie przez te lata zrobiłeś, ale nie chcę tego kontynuować.
Czuję, że jest gdzieś dla mnie jakieś inne miejsce.
- Rozumiem. W takim razie... Zadzwonię, gdy będę znowu u was i podjedziesz pogadać i pod-
pisać papiery. Gdyby się coś zmieniło... Póki nie podpiszesz papierów, możemy wszystko odwołać.
Zależy mi na tobie. Byłaś świetną menedżerką.
- Już nie przesadzaj... - Czy takie pochwały zawsze muszą padać po fakcie, czy nie można do-
cenić człowieka, gdy się jest jego przełożonym? Dopiero, kiedy ktoś odchodzi z pracy, chce się go za-
trzymać?
- Zadzwoń, jak będziesz z papierami. Cześć.
- Dobra, już nie będę ci słodzić. Cześć. Do usłyszenia. - pożegnał się. Na szczęście nie przedłu-
żał tej rozmowy, mogło być gorzej.
Położyłam telefon na stole i przez dłuższą chwilę się w niego wpatrywałam. Poczułam ulgę.
Tyle czasu na rozmyślania o zmianie pracy. Tyle podejść, by coś zmienić w życiu. I teraz mam to, co
chciałam. Wiele zmian. Dużo przeżyć w tak krótkim czasie. Teraz mogę pomału zacząć budować coś
nowego. O pewnych wydarzeniach nigdy nie zapomnę, ale nie mogę siedzieć tutaj i patrzeć w to pu-
dło, nic nie robiąc.
Myśli nagle zmieniły całkowicie swój tor. Zmiany w życiu. Poszukiwanie nowej pracy. A Ro-
bert? Będzie pracował w mojej starej restauracji jakby nigdy nic i powoli o mnie zapomni. Cholera, jak
ja bym chciała wycofać te słowa! Wymazać to, co mu powiedziałam. Co ja miałam wtedy w głowie...?
Może za dużo środków przeciwbólowych? To ja miałam mu wtedy powiedzieć, że go kocham! To
właśnie czułam. Kocham go, a powiedziałam coś dokładnie odwrotnego. Odpuściłam to, co było mię-
dzy nami. Strach? Za dużo bólu? Co mną kierowało? A teraz nie mam dość odwagi, by przyznać się do
błędu i do niego zadzwonić. Miał całkowitą rację, wygarniając mi wtedy to wszystko.
Wzięłam telefon do ręki. Weszłam w zakładkę z kontaktami i najechałam na numer Roberta.
Przez chwilę biłam się z myślami, czy nacisnąć zieloną słuchawkę. I co mu zamierzałam powiedzieć?
%7łe żartowałam? %7łe go chcę w swoim życiu, że tylko jego mi teraz brakuje, by poczuć się lepiej i wcale
nie miałam na myśli tego, co mu wygarnęłam? A na końcu to, iż wiem, że miał rację, że dojdę do sie-
bie tylko i wyłącznie przy nim. Prosić o wybaczenie? Wyznać miłość?
Odłożyłam telefon. Uznałam, że to nie ma sensu. I tak ma mnie za pieprzoną egoistkę i pewnie
cieszy się, że nie wracam do restauracji. Przynajmniej uniknie kontaktu ze mną. To wszystko jest bez
R
L
T
sensu. Dzwonienie do niego nie zmieni faktu, że coś zawaliłam. Takich rzeczy nie załatwia się przez
telefon. Jeśli mamy sobie coś wyjaśnić, to na pewno się jakoś spotkamy i porozmawiamy.
26.
Przez kilka kolejnych dni całą swoją uwagę skupiłam na wysyłaniu CV do najróżniejszych
miejsc. W końcu, im więcej wysłanych maili, tym większa możliwość, że ktoś w końcu się odezwie.
Ale telefon milczał. Starałam się nie zrażać. To przecież dopiero kilka dni wysyłania. Ludzie czasem
czekają kilka tygodni albo miesięcy na jakikolwiek telefon.
Był piątek. Siedziałam sobie przed laptopem, przeglądając najświeższą porcję ogłoszeń o pracę,
kiedy w końcu zadzwonił mój telefon. I to na dodatek nieznany numer. Serce zaczęło mi bić mocniej.
To musi być w sprawie pracy.
- Tak, słucham? - zapytałam spokojnym głosem.
Wiedziałam, że nie mogę dać po sobie poznać, że czekam na jakiś ważny telefon.
- Dzień dobry. Dzwonię z restauracji Beskidzki Młyn. Przepraszam, że tak na ostatnią chwilę,
ale zwolniło nam się jedno miejsce na dzisiejszy dzień rekrutacji. Zmienił się dosyć nagle właściciel i
kompletujemy prawie całą nową ekipę. Szukamy kogoś na stanowisko menedżera całej restauracji.
Czy miałaby pani czas dzisiaj o godzinie piętnastej?
- Tak, mam dziś czas - odpowiedziałam spokojnym głosem, równocześnie mocniej zaciskając
dłoń na telefonie.
- Bardzo się cieszę. W takim razie do zobaczenia!
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Odsunęłam telefon od ucha. Wstałam od stolika i zaczęłam podskakiwać po całym mieszkaniu.
Jest! Jest! Jest! Mam rozmowę. W pięknej restauracyjce. Nie w sieciówce. Jeeest!!!
Chwilę nieopanowanej radości przerwał kolejny telefon. Tym razem numer był już znany. Na
jego widok od razu się uspokoiłam. Stanęłam w miejscu. Przez moment miałam pewne obawy. Wy-
świetlacz pokazywał nazwę mojej byłej pracy. Pierwsze, o czym pomyślałam, że to pewnie dzwoni
Robert. Wzięłam się w garść i starając się brzmieć równie opanowanie jak przed chwilą, odezwałam
się do telefonu.
- Tak?
- Madzia? Tu Tomek. Będę dziś u was na chwilkę w restauracji. Będę mieć papiery, więc o ile
się nie rozmyśliłaś, to zapraszam. Chyba, że jednak zostajesz?
- Nie, nie. Nie zmieniłam zdania. O której będziesz na miejscu?
- Myślę, że o drugiej już będę.
- Dobrze. To wpadnę to podpisać i będzie z głowy.
R
L
T
- Tak, z głowy... - odpowiedział Tomek, ale w jego głosie bardzo wyraznie słychać było ton
rozczarowania, że jednak nie udało się mu mnie nakłonić do powrotu i że się nie rozmyśliłam.
- To do zobaczenia - rozłączyłam się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]